Rozdział XV

55 2 0
                                    

Steven


Po ponad dwóch godzinach udało nam się odeprzeć kolejny atak. Kiedy wracaliśmy do domu watahy, była już trzecia w nocy. Wykończeni kolejnym dniem walki, padliśmy bezsilnie na posłania. Ja jednak, choć czułem, że bolą mnie wszystkie mięśnie i stawy, nie mogłem zasnąć. Wbijałem wzrok w sufit, zastanawiając się, jak długo to wszystko jeszcze potrwa. Wampiry zdawały się być niezmordowane, a ich szeregi zamiast się zmniejszać, poszerzały się. Szybko zgadłem, że muszą pozyskiwać sobie nowych żołnierzy, dokonując przemian. Zewsząd zaczęły napływać ogłoszenia o zaginięciach wśród ludzi. Choć nasze tereny były nieco odcięte od reszty świata, przewidywałem, że jeśli to wszystko zaraz się nie skończy, nastanie tragedia wielkiej skali. Ludzie dowiedzą się o naszym istnieniu i urządzą ogromne polowanie. Hayley mówiła mi, że zaczyna przypominać jej to apokalipsę zombie i nie śmiałem się z nią nie zgodzić.

Hayley...

Przewróciłem się na lewy bok i zamknąłem oczy. Ile bym dał, żeby obudzić się przy jej boku, móc ją objąć i ujrzeć jej kochaną twarz. Wiedziałem, że z Oscarem jest bezpieczna, ale jak się okazało, łowcy byli w stanie dopaść ją nawet w Kanadzie. Po tym, jak usłyszałem, że omal nie oberwała strzałą, wściekłem się tak, że byłem w stanie nakazać jej nawet uciekać na drugi koniec świata. Dopiero gdy po dłuższej chwili ochłonąłem, zrozumiałem, że to bez sensu. Lee nie mogła być tutaj, w największym ogniu walk, bo było to zbyt ryzykowne, ale skoro łowcy znaleźli ją nawet w Kanadzie, zapewne znajdą ją wszędzie indziej. Nie miałem innego wyjścia, niż polegać na Oscarze, który jak dotąd spisywał się na medal. Moja mate również po raz kolejny udowodniła, że nie jest bezbronna. To właśnie ona bez najmniejszego wysiłku pokonała wroga, posługując się swoją mocą. Nie oznaczało to, oczywiście, że mogłem być spokojniejszy. Hayley była w ciąży i nie powinna się wysilać. Bałem się, że ciągły stres i zmęczenie zaszkodzi jej i dziecku. Z ostatnich badań wynikało, że wszystko jest w porządku, ale ja i tak nie potrafiłem oprzeć się moim lękom. Myśl o tym, że mógłbym stracić moją ukochaną, łamała mi serce.

Kolejna noc minęła mi całkowicie bezsennie. Z lustra patrzył na mnie facet o zaniedbanym zaroście, bruzdach na poszarzałej twarzy, z ogromnymi cieniami pod oczami. Gałki oczne były przekrwiałe, a czerwone żyłki tworzyły mapę snów, które nie miały jeszcze okazji odejść do swojej krainy. Zimny prysznic w niczym nie pomógł. Skoro nie było lekarstwa na widoczne objawy mojego zmęczenia, tym bardziej nie istniało lekarstwo na zionącą pustkę w sercu.

Gdy wybiła dziewiąta, udałem się do sali spotkań. Zauważyłem, że zebrało się tam więcej osób, niż zwykle. W dodatku panowało pośród nich widoczne poruszenie. Wszyscy szeptali i zerkali na mnie niespokojnie.

- Jak rozumiem, żadnych ataków przez ostatnie kilka godzin. Nie dotarł do nas żaden sygnał.- powiedziałem, po raz pierwszy jakoś nie wiedząc, od czego mam zacząć. Mój głos był nieprzyjemny i ochrypły. Nie brzmiałem jak wódz, który zarażał wszystkich innych swoim zapałem do walki.

- Pijawki najwyraźniej muszą się zregenerować.- rzucił Saul, lecz odpowiedziała mu cisza. Wiedziałem, że nie wróży to niczego dobrego. Napięcie wciąż rosło, podobnie jak presja, którą miałem na sobie.

- Chcemy stąd odejść.- wypalił nagle Philip, a kilka innych członków watahy natychmiast go poparło.- Ten konflikt powinien zakończyć się dawno temu. My i nasze rodziny mamy dość ciągłego życia w strachu i niepewności. Nie możemy już patrzeć na to, jak nasze tereny zamieniają się w zgliszcza usłane martwymi ciałami. Sądziłem do niedawna, że nasi wojownicy są odpowiednio wyszkoleni, ale jak się okazuje, polegają przy starciu z pijawkami. A może to kwestia złego zarządzania?

Córka Zemsty 🌒🌗🌒 || Część 3 || ZAKOŃCZONA ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz