Prolog
"Szarość"(niepoprawiona wersja)
XX-wieczne miasta. Przepełnione szczurami, epidemiami, chorobami serca i umysłów. Powikłane w szarych obłokach, pod szarym niebem z szarymi ludźmi pracującymi w szarych fabrykach. Ponurzy ludzie i ponury krajobraz. Jedynie ich rozrywki, które sprawiają sobie w przerwach od bezsensownej i niekończącej się pracy, nabierają czasami bardziej pomarańczowe lub czerwone barwy. Ale to tylko na chwilę. Mogą przybierać tak zróżnicowane barwy tylko dlatego, że mieszkańcy tych miast są świadomi marności swojego losu. Wiedzą, że ich praca będzie trwać i trwać. Pracują, by jeść i móc dalej żyć - żyć, by pracować. Dlatego te chwile przyjemności na które mogą pozwolić sobie przynajmniej raz w tygodniu stanowią dla nich ostoję szczęścia, które jeszcze pozostało w ich szarym losie.
Jednak Vernazza* różniła się od tych wszystkich szarych miejsc. Vernazza była miasteczkiem pełnym kolorów. I choć zdarzały się też odcienie szarości, dominowały tutaj jasne barwy. Nie tylko w ludziach czy budynkach, ale i w panującej atmosferze. Mimo tego, że było to miasteczko małe i mogło zdawać się, że tym samym ciasne, pełne ludzi wścibskich i mściwych, mijało się to z rzeczywistością. Może dlatego, że zostało założone wieki temu po to, by wspomóc się i wspólnie zwalczyć wroga nadchodzącego zza morza? Wyjaśniałoby to, dlaczego przyjazność, otwartość i więź mieszkańców utrzymała się przez tyle lat.
Dotyczyło to również głównych bohaterów. W odmętach swoich dwudziestoletnich pamięci z uśmiechem na twarzy wracali do wspomnień z dzieciństwa, gdy to ścigali się z innymi dzieciakami po koślawych deskach portu, słońce prażyło ich skóry i wracali do domów pod koniec dnia z czerwonymi plamami na ciele, a kolejnego dnia wskakiwali z uśmiechami do morza. Gdy poznali się te kilka lat temu, choć początkowo byli sobie kompletnie obcy, szybko przerodziło się w to całkowitą ufność, beztroskę i przyjaźń.
A przynajmniej chcieli by, by tak było. Bo każda opowieść ma w sobie trochę kłamstw. I to co właśnie przeczytaliście jest jedną z takich urokliwych, kłamliwych opowiastek.
❀
Wspomnienie tajemniczo dla was brzmiącego "Stella"* mieszkańcom Vernazzy mówiło wszystko i nic. Stella niemalże rządziło tym miasteczkiem, oczywiście u boku zarządu miasta, burmistrza i innych ważnych person. Jednak gdyby ktoś z was zapytał kogoś z ów mieszkańców, czym tak właściwie jest ta Stella, skoro zajmuje tak wysokie miejsce, odpowiedzieliby wymijająco. Mruknęliby coś pod nosem, powiedzieli kompletnie nie wiążące się ze sobą słowa i zdania, i tak naprawdę nic by z tego nie wyszło. Dlatego, jako osoba która co nieco wie o jej działaniu, podzielę się z wami pewnymi informacjami. Nie musicie chodzić po mieście i przeprowadzać sond ulicznych.
Stella była wielką korporacją, która rządziła jeszcze dwiema mniejszymi - Sole oraz Luna. Ich biuro znajdowało się w jednym z bloków na krańcach miasta. Cały budynek należał się tylko i wyłącznie im, lecz z zewnątrz wyglądał na zwykły blok mieszkalny. Taki był też zamiar. W rzeczywistości była swego rodzaju dużym zakładem. A więc skoro działała w miasteczku opierającym się na handlu morskim, powinna być z tym powiązana? Nic bardziej mylnego. Konstrukcje statków i wymiana dóbr i surowców stanowiła dla niej odległy temat. Za to określeniem ich jako "fundacji charytatywnej" mogłoby wydać się zbyt haniebne, a na "włoską mafię" byli odrobinę zbyt pacyfistyczni. Znajdowali się w złotym środku. Odpowiadali za dobre samopoczucie w miasteczku (szeroko rozumiane), za niski współczynnik samobójstw, za pozorną przyjazną atmosferę, za czyszczenie brudów zarząd oraz za izolowanie miasta jak tylko się da od socjalistycznej reszty państwa, która jak zaraza posuwała się do przodu, omijając jednak Vernazzę.
Firmę "Luna" można by nawet nazwać zgromadzeniem wolontariuszy, ale gdyby ktoś powiedział im to w twarz, obraziliby się. Bo naprawdę ich praca nie należała do prostych i zapewne zwykły człowiek poddałby się po tygodniu. Kluczem było "niesienie pomocy innym", a ciężko przecież pomóc komuś innemu, gdy samemu ma się nierozwiązywalne problemy? Luna opanowało niezawodną technikę wspierania mieszkańców Vernazzy, jednocześnie będąc osobami, które najbardziej tej pomocy potrzebują. I działała! Ludzie mijając ich na ulicy uśmiechali się, krzyczeli głośno i wesoło dzień dobry, dzieciaki biegały wokół i wyrażały tym swój młodociany entuzjazm. Vernazza bez nich nie byłaby tą samą, "szczęśliwą Vernazzą". Popularna jest na przykład historia, jakoby to jeden z członków Luny odpowiadał za napisanie listu w imieniu córki burmistrza. Mówił on o niepowstrzymanym uczuciu miłości, którym dziewczyna darzyła jednego z chłopaków pracujących w porcie. I wkrótce ludzie dowiedzieli się o nim oraz o tym, że niedługo po tym skończyli w związku małżeńskim. Jednak mało kto wie, że chłopak ten nieoficjalnie pochodził ze szlacheckiej rodziny. I choć w teorii już dawno straciło to znaczenie, majątek dalej był majątkiem, a pieniądze pieniędzmi.
Głową Luny była Keith, która dumnie cieszyła się dobrą reputacją pośród starszych mieszkańców Vernazzy, Nikoli, popularnej pośród dzieci, i Jungkooka, kroczącego u boku nastolaków i młodych dorosłych. I tworzyli razem naprawdę zgraną paczkę. Choć poznali się dopiero przed trzy laty. Choć Jungkook pochodził z biednej, zniszczonej rodziny. Choć Keith była wygnańcem z innego miasta. Choć Nikola nie pamiętała nic z czasów niedawnego dzieciństwa.
Wręcz przeciwnie, losy członków "Sole" były dużo bardziej wesołe. Soobin, stojący na jej czele, był synem rodziny skromnych pracowników poczty i wychował się szczęśliwie u boku swojego rodzeństwa i rodziców. Rodzice Justyny zajmowali się pracą w pobliskiej szkole, a przez ich nadopiekuńczość i znajomości nigdy nie zaznała samotności. Matka Jungwoo pracowała w kwiaciarni, a ojciec pomagał w budowaniu nowych statków, przez co wiele razy zabierany był na małe wycieczki po różnych pobliskich wysepkach. I o ironio losu! Ci, co nigdy nie zaznali szczęścia zajmowali się jego rozdawaniem, a ci co mieli go ponad miara, odbierali go innym ludziom. Sole stanowiło tę ciemniejszą stronę Stelli - odpowiadało za brudną robotę. Pozbywanie się niepotrzebnych osób, płacenie bólem za ból, rozbijanie tworzących się niebezpiecznych zgromadzeń (tutaj były dwa typy: albo wysocy urzędnicy, którym za bardzo podskoczyło ego i chcieli zmieniać całe miasto, albo piętnastolatkowie doświadczający pierwszych buntów). Nie współpracowali z prawem, nawet łamali go nazbyt często, ale to Stella za wszystko odpowiadała. I przez to, że Stella była w dobrych stosunkach z całą administracją i stróżami prawa, Sole nie pociągało za swoimi czynami żadnych konsekwencji. Oczywiście, dopóki były one dokonywane z dobrych intencji. Nie można jednak powiedzieć, że byli to źli ludzie. Z ręką na sercu mogliby przyrzec, że osobie niewinnej nigdy nie stała się żadna krzywda! I trzeba też wziąć pod uwagę, iż żadne życie nie jest zero-jedynkowe. Fakt faktem, wychowani byli w szczęśliwych rodzinach, co nie zmienia tego, że dalej mieli swoje upadki.
I niestety Stella popełniła bardzo głupi i naiwny błąd. Podkreślić należy to, jak przeciwne były koncepcje Sole i Luny. A Stella, jak mała iskra, wzniecała ogromny pożar - czasami przypadkiem, czasami celowo. Luna i Stella nienawidziły się. Ale nie było konkretnego powodu do wstrętu, który do siebie czuli, oprócz tego, że pracowali pod tą samą korporacją! Dobrze zdawali sobie sprawę z kompetencji swojego przeciwnika, w końcu pracowali dla Stelli. "Tylko my powinniśmy być jeszcze lepsi" - jakaś myśl pojawiała się w ich umysłach. I tak przez lata brali udział w wyścigu szczurów, starając się zająć pierwsze miejsce w niewidzialnym konkursie, do którego rozstrzygnięcia nigdy nie doszło, ale przecież w każdej chwili mogło! I przez to ta presja rosła jeszcze i jeszcze bardziej. Były chwile, w których dawali sobie szanse i chcieli zacząć pracować wspólnie, głównie z inicjatywy Keith i Soobina, którzy wiedzieli o ich wzajemnej wrogości, jeszcze bardziej podniecanej przez Stellę, jednak zawsze kończyło się fiaskiem. Mało powiedziane, kończyło się to gorzej niż przedtem. Najczarniejszy scenariusz, który Keith i Soobin mogli wymyśleć, nie sprawdzał się - bo występował jeszcze gorszy.
CZYTASZ
『 Purgatory 』
FanfictionNiesamowite, wspaniałe i niebywałe dzieło literackie utworzone specjalnie z okazji urodzin dwóch równie nieziemskich istot. Niespóźnione, punktualne, wchłania czytelników niczym piąta gęstość.