Epilog.

7 0 0
                                    

"Farewell, Neverland" - Tomorrow x Together

"Epilog"

Wiele rzeczy jest nieprzewidywalnych. Tak naprawdę całe nasze życie jest nieprzewidywalne na dłuższą metę, tylko nie zdajemy sobie z tego sprawy - bądź - nie chcemy. Jednak czy wszystko jest już z góry zaplanowane? Czy to wszystko ma jakiś sens? Czy te atomy i pierwiastki są czymś więcej? Czy to, że jesteście w stanie to czytać czyni was wyjątkowymi?

Na obecny moment to były sprawy, którymi w żadnym stopniu nie przejmowali się Keith i Soobin. Siedzieli na wysokiej kolumnie pośród białoszarych obłoków i mgły. Wyglądało to niemalże tak, jakby cały świat utonął we mgle, a na jej czubku siedziała ich dwójka. Niebo było równie szare, jakby odbijało to, co na dole. 

- Mille... Millesei... Milleseicentosettantotto - odezwał się głos dziewczyny, która właśnie przypomniała sobie odpowiednie brzmienie słów.

- Tysiąc siedemset siedemdziesiąt dziewięć - odpowiedział głos chłopaka, który odbił się echem po całym tym... pustkowiu.

- Nie chce mi się już. 

= ...jeden, siedem, osiem, zero... - kontynuował chłopak.

- Nie, na serio, ile można czekać? Nam też to tyle zajmowało? Mówisz człowiekowi co ma robić, gdzie ma iść, a wydaje się, jakby miał wciąż zatyczki w uszach. I po co my w ogóle cokolwiek robiliśmy? I tak wyszło jak zawsze. Prowadzisz jak do przedszkola, za rączkę, całujesz buzi w czółko, a i tak się gubi. Czy taka jest właśnie prawdziwa ludzka natura? Czy właśnie odkryłam największą tajemnicę wszechświata?

- Tysiąc siedemset osiemdziesiąt jeden...

- I co z tego, co z tego, że jesteśmy połączeni linią przeznaczenia! Po co to wszystko, skoro dalej tkwimy w tej pustce, nicości, wymachując nogami i licząc w nieskończoność. Może to nasza kara, Soob? Może to kara za te wszystkie wyzwiska w naszym ostatnim życiu? 

- Czy już wkroczyliśmy w etap narzekania na nasz los?

- Tak! Owszem! Normalnie bym przeżyła, w końcu ile my tu czekamy? Dużo. Ale wiem, wiem że coś ma się wydarzyć, coś ma się stać! Wyczuwam- wyczuwam wibracje, inne emocje.

- Pozytywne wibracje na dobry dzień.

- Tak! Czekaj, co? Nie. No. A, nieważne, bez sensu. 

- Dzisiejsza furia zajęła ci około piętnastu sekund. Robisz postępy. 

- Czym jest dzisiaj?

- ...Tysiąc siedemset osiemdziesiąt dwa...

- Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami - kto trwa we mnie, a ja w nim, ten przynosi owoc obfity... Najpierw, powoli, jak żółw ociężale, ruszyła maszyna po szynach ospale... 

- Tak sobie myślę, Keith. W jakiejkolwiek postaci by się nie pojawili, jak mamy im to wytłumaczyć? To naprawdę ciężkie. Wiesz, że są tylko swego rodzaju przejściowym etapem? Duszą bez duszy? Bo czym jest to życie, które mieli? Wszyscy tu jesteśmy martwi. Wszyscy jesteśmy tylko literkami, słowami, zdaniami, które wytworzyły jakąś historię w czyimś umyśle. Wszystko to przeminie, być może i nie zostawi żadnego śladu na ich umysłach, będą żyć dalej, jak gdyby nigdy nic. 

- Rola narratora już taka bywa. Pamiętasz, co robiliśmy, zanim staliśmy się narratorami? 

- Tak... jednak było to już tak dawno, że nawet nie wiem, czy było prawdziwe. Co mamy im tak naprawdę przekazać? 

- Prawdę.

- Czym jest ta prawda?

- Tym, w co wierzysz. Tak uważam. 

『 Purgatory 』Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz