Rozdział 3"Terapeuci w akcji"
Solenizant zrobił niemałe wrażenie na Nikoli. Znaczy, cała ich trójka zrobiła, oczywiście, chodziło jej o całą ich rodzinę, tak, tak. Ale ich syn...! Nie spotyka się takich ludzi na ulicy, to na pewno, chyba że to Nikola ma takiego pecha. Normalna osoba nie posiadała tak pociągającej aury, jak on. I dodatkowo ta jego smukła figura, niepozorny uśmiech i gesty. Im dłużej się w niego wpatrywała, tym więcej zbędnych szczegółów zwracało jej uwagę, które sprawiały, że podziwiała tę niedostępną dla niej figurę jeszcze bardziej. Zadurzyła się w niej na tyle mocno, że nie zrozumiała kompletnie nic z przemówienia burmistrza. Niestety, młody mężczyzna nie wypowiedział żadnego słowa. A może tak było lepiej dla jej zdrowia?
W końcu miał nastąpić honorowy pierwszy taniec, który był swego rodzaju tradycją w Vernazzie utrzymywaną od wieków. Z reguły tańce te były niezgrabne i bardziej odpychały gości aniżeli zachęcały do dalszego przyjęcia, ale nie należy zbyt wcześnie się na nie nastawiać. Najlepiej nie nastawiać się w ogóle, bo wtedy nasze oczekiwania nie zbędą zbyt duże - bo ich nie będzie. Tak czy inaczej, wszyscy już zajęli swoje miejsca, a światła skupiły się na środku sali, pomiędzy stolikami. Czarnowłosy mężczyzna wyszedł na parkiet, a zza pilarów wyłoniła się kobieta w skromnej, ale kontrastującej do białego fraku czarnej sukni i podeszła do niego. Zapewne wybrali dla niej tak niewyróżniający się ubiór, by nie przyćmiewała blasku gwiazdy wieczoru. Dla Nikoli nie miało to zbytniego znaczenia, bo już od dawna nie mogła oderwać od niego wzroku. Och, jak w tamtym momencie cieszyła się, że ich misja nie zaczyna się już w trakcie tego tańca! Jak głupia była, że w ogóle przyszło jej to wcześniej do głowy.
Pierwsze, delikatne dźwięki popłynęły z pianina stojącego w rogu sali. Z początku spokojna melodia zaczęła odpowiednio podbudowywać się, stając się coraz bardziej intensywną, tylko po to, by z trzaskiem ponownie opaść. Nuty zdawały się tworzyć ogromne fale, którym stawić czoła mieli tancerze. Para płynnymi ruchami przemierzała parkiet, chwytając za serca wszystkich widzów. Zdawali się być jednym z muzyką, odczuwali ją całym sobą, ciałem, umysłem i sercem. Przelewali w taniec wszystkie możliwe emocje, od szczęścia, po przerażenie, roztargnienie, strach i złość. Melodia pianina docierała do nich tak mocno, tak intensywnie, że wszyscy wokół doznali swego rodzaju szoku - i ci, którzy nie byli zainteresowani tego rodzaju sztuką, i ci, którzy byli jej wielbicielami - w tym samym momencie wydawali podobne dźwięki zachwytu, chwytając się za dłonie, zakrywając swoje otworzone ze zdziwienia usta. Mężczyzna to unosił kobietę ponad sobą, to uwijał się wokół niej jak jadowity wąż polujący na swoją ofiarę. Za moment wypuszczał ją i jak ptak szybujący pośród chmur, jakby pierwszy raz doświadczał wolności i wiatru bijącego prosto w jego skrzydła. Poruszał sie po parkiecie, jakby mimo ich pierwszego spotkania wiedział, że od tego momentu będzie stanowił dla niego wszystko. A Nikola poczuła, jakby kierował to niezłomne uczucie prosto w jej stronę.
Wtem, wszystko ustało.Para trzymała się w objęciach, oddychając ciężko, patrząc na siebie z zadowoleniem. W końcu puścili się i zaczęli składać pokłony, uśmiechając się nieśmiało, lecz dalej z gracją. Goście wstali, głośne oklaski echem rozeszły się po całym pałacu. Nikola, początkowo zbyt oszołomiona, podniosła się później niż wszyscy. I nagle! Odczuła, że przez sekundę, nawet nie, przez ułamek sekundy, tajemniczy mężczyzna stojący na środku parkietu spojrzał w jej stronę zza swojej maski z piórami i posłał jej uśmiech.
Nikolę zamurowało i dopiero po chwili doszła do siebie, po czym usiadła. Po raz kolejny z opóźnieniem. Burmistrz znów wypowiedział kilka niezrozumiałych dla niej słów i wielkie, szykowne żyrandole nad stołami z powrotem zaświeciły się. Nikola bacznie obserwowała wszystkie ruchy solenizanta. Na chwilę udał się w nieznanym jej kierunku, po czym wrócił. Zasiadł do stołu obok swoich rodziców i zapewne najbliższych. Zaczęła kompletnie niedyskretnie analizować ich wzrokiem. I zrobiła to ponownie. I zaś. Czy... Nie, musiało się jej zdawać. Nie? Na pewno? Na pewno. Nie. Czy to była Keith, która siedziała tuż obok niego? Czy to ona właśnie prowadziła z nim konwersację? Czy to ona śmiała się razem z tym boskim stworzeniem u boku? A temu wszystkiemu przyglądał się Soobin? Nie, przecież mieli maski. Mogła ich z kimś pomylić. Ale przecież widywała się z Keith dzień w dzień od trzech lat, wiedziała, jak wygląda, z maską czy bez! Soobina też mijała od czasu do czasu na korytarzu. To było aż nieprawdopodobne, by tak podobne do nich sylwetki siedziały obok księcia w białym fraku. Dlaczego mieliby siedzieć obok niego? Ze względu na to, że zostali oficjalnie zaproszeni jako reprezentanci Stelli? Czemu miałoby to dawać im aż TAKIE uprawnienia? Czemu nikt z nich nic wcześniej nie wspomniał? Czemu Keith nic nie powiedziała?! Nikola przysięgła sobie, że jeśli to faktycznie była ona, zabije ją przy najbliższej okazji. W tamtym momencie skończył się jej dwudziesto-dwu letni pacyfizm.
Trzeba było powrócić do rzeczywistości. Gdyby teraz razem z Jungkookiem wstali i udali się do umówionego wcześniej miejsca, byłoby to zbyt podejrzane. Bal jeszcze się nie rozkręcił. Należało najpierw zjeść pierwszy posiłek, podyskutować z ludźmi u jej boku, a dopiero później można było zacząć działać. Wszyscy spodziewali się tego, że ich misja rozpocznie się z opóźnieniem, nikt nie chciał się wcześniej do tego przyznać. Cała ta sprawa z synem burmistrza przyćmiła Nikoli fakt, że obok niej też siedzą ludzie. I to z nimi musiała spróbować nawiązać konwersację, nie z tym człowieczym bóstwem siedzącym kilka stolików dalej. Siedziała prawie na rogu stołu, otoczona przez ciche kobiety. Wydawały się od niej co najmniej dziesięć lat starsze. Póki co siedziały cicho. Wyglądało na to, że nie tylko ona miała problemy z zaczynaniem rozmów. To będzie długa noc.
CZYTASZ
『 Purgatory 』
FanfictionNiesamowite, wspaniałe i niebywałe dzieło literackie utworzone specjalnie z okazji urodzin dwóch równie nieziemskich istot. Niespóźnione, punktualne, wchłania czytelników niczym piąta gęstość.