Rozdział 10. - ''Happy Xmas (War is over)''

23 7 1
                                    


     Ostatecznie, poprosiłem Intaka, żeby mimo wszystko dał mi 5 minut dla samego siebie. Obaj dobrze wiedzieliśmy, że i tak będę się zamartwiał tym jak przebiegnie konfrontacja z Sunoo, czy przypadkiem nie domyślił się, że coś jest nie tak i sam zrobi coś znacznie gorszego na oczach wszystkich zgromadzonych ludzi... Przez moment po mojej głowie przeszła myśl, aby wrócić do domu i postarać się o wszystkim zapomnieć, odciąć się od każdego z wyjątkiem moich przyjaciół, olać Sunoo i dać sobie spokój z tą szopką, ale nie mogłem tego zrobić. Nawet jeżeli to ja bardziej ucierpiałem, tak chciałem pokazać wszystkim jaki jest Sunoo również dla Intaka. 

     Razem z chłopakami uciekliśmy z lekcji przed długą przerwą, aby ewentualnie być przygotowanym na wszystko, co mogło pokrzyżować nasz plan, ale skończyło się jedynie na podłączeniu telefonu Intaka do głośnika i reszta czasu minęła nam na zwykłych rozmowach i nawet zabawnych żartach Theo. Sprawdziłem godzinę na jednym z dwóch telefonów, które na ten moment posiadam. Za 5 minut będzie długa przerwa. Za 5 minut z klas powychodzą ludzie ciekawi tego, co łączy mnie i Sunoo. To wręcz żałosne, że Ci wszyscy ludzie nie mają czegoś takiego jak życie prywatne i własne sprawy, ale nie powinienem teraz rozmyślać o tym jak bardzo nie przepadam za tymi osobami. Teraz muszę spotkać się z Sunoo.

     Umówiłem się z nim, że poczekam na niego przed salą, w której będzie miał lekcje, dlatego niechętnie wszedłem do szkoły, odwiesiłem kurtkę do szafki i skierowałem się na piętro. Zatrzymałem się na ostatnim schodku, żeby w razie co Sunoo nie zobaczył, że w trakcie dzwonka już na niego czekałem. Nie mogłem popełnić chociażby najmniejszego błędu do ostatniej sekundy naszego planu. 

     Nie musiałem długo czekać na dzwonek, a gdy na korytarzach rozległ się jego jazgot, przekroczyłem ostatni stopień schodów i poszedłem w kierunku sali, do której drzwi właśnie się otworzyły. Byłem mniej więcej w połowie drogi, gdy zobaczyłem Sunoo, a on zobaczył mnie. Uśmiechnąłem się z myślą, że to ostatni raz, kiedy będę musiał udawać uśmiech dla tego człowieka i pokonałem odległość pomiędzy nami.


— Wiesz, że teraz już Ci nie odpuszczę? — powiedział oschle.

— Nie musisz, bo nie mam zamiaru się wycofywać. — dalej trzymałem na twarzy sztuczny grymas szczęścia, a Sunoo w tym czasie założył swoją maskę, którą pokazywał każdemu.

— W porządku, słońce! — szybkim ruchem złapał moją rękę i pociągnął za sobą. — W takim razie idziemy zaskoczyć ludzi.


     Oh, definitywnie ich zaskoczymy. 


—   —   —


     Trudno było przecisnąć się przez ludzi na schodach, ale końcowo się to nam udało i weszliśmy do jeszcze bardziej zatłoczonego korytarza. Co innego mijać tu setki ludzi na trzech piętrach, a co innego widzieć co najmniej połowę tych samych ludzi na jednym korytarzu. Pomimo tego, że osób na parterze był ogrom, tak gdy zobaczyli mnie z Sunoo pomieszczenie kompletnie ucichło, a słychać było jedynie nasze kroki i pojedyncze szepty. Starałem się cały czas patrzeć przed siebie, bo korzystając z faktu, że byłem jedną z wyższych osób w szkole, mało czyj wzrok spotykałem na poziomie swoich oczu, a było to zdecydowanie lepsze wyjście, niż gapienie się w ziemię. 


— Na kolanach. — wyszeptał, cały czas się uśmiechając.

— Słucham?

Say My NameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz