Lądowanie na Vyriax'ie

712 36 15
                                    



~~~~

W końcu zostałam rozwiązana, ale czas, w którym to się stało, nie mógł być gorszy. Moje uwolnienie nastąpiło podczas lądowania na planecie Voldera, który niestety nie kłamał, mówiąc, że niedługo do niej dotrzemy...

Po tej całej karze, którą zafundował mi ten popieprzony kosmita, myślałam, że już osiągnęłam swoją górną granicę rozdrażnienia i wściekłości, ale myliłam się. Naprawdę wściekła stałam się, gdy po prysznicu okazało się, że wszystkie moje rzeczy zniknęły, a ja miałam do ubrania jedynie dziwną zwiewną sukienkę składającą się z wielu pasków tkaniny, które poruszały się przy każdym moim kroku. Jedynym jej plusem był jej kolor, czarny oraz nieliczne połyskujące dodatki srebra. I może w innej sytuacji nawet bym ją doceniła, bo była pomysłowa i tak lekka do noszenia, jakby ledwo dotykała mojej skóry, ale w moim obecnym położeniu, to było koszmarne ubranie! Szczególnie z naszyjnikiem subtelnie wysadzanym kamieniami w kolorze oczu Voldera, który owlekał moją szyję niczym obroża, do której były dołączone niewielkie kółeczka, przez które przewleczona była dodatkowa, również utrzymująca kolorystykę kamieni, półprzezroczysta tkanina. Wydawała się pokrywać z tą utrzymującą mój biust w korzystnym położeniu i opadała aż do podłogi, owlekając moje ciało niczym gwieździste niebo.

Nie mając wyboru, ubrałam tą prostą, a zarazem skomplikowaną suknię i gotowa do tego, aby w pełni wyrazić moje skrajne niezadowolenie, wyszłam z łazienki. Niestety nie miałam komu rzucać piorunujących spojrzeń i wymyślnych przekleństw. Volder zniknął, tak jakby przewidział, jak zareaguje i postanowił dać mi chwilę samotności, abym trochę ochłonęła. Sukinsyn! Mądry sukinsyn. Bo rzeczywiście, po tym, gdy trochę się powściekałam, wypaliłam z dwa papierosy i wypiłam kevren, która magicznie znalazła się na stoliku, moje gorące emocje odrobinę ostygły.

Już spokojniejsza, zaczęłam rozmyślać nad tym, co dalej. Według wszystkich moich informacji mogłam z prawie stuprocentową pewnością stwierdzić, iż statek już wylądował na Vyriax'ie. W końcu lądowanie zaczęło się jeszcze zanim zostałam uwolniona, więc na pewno już się zakończyło. Tylko co to dla mnie znaczyło? Po zniknięciu moich rzeczy mogłam przypuszczać, że zostały przetransportowane do mojego kolejnego więzienia, a po sukni, w którą byłam zmuszona się ubrać, mogłam spokojnie założyć, że Volder chciał od razu odbyć ceremonię wiązania, o której z tą jego idiotyczną tęsknotą i wyczekiwaniem w głosie, mówił.

Mam nadzieje, że nie było to takie łatwe, że ta ceremonia wymaga jakichś warunków do spełnienia, aby się odbyła i że mam jeszcze przed nią trochę czasu, ale coś czułam, że tak myśląc, jedynie oszukiwałabym samą siebie. Bo nawet jeśli ta cała ceremonia musiała być przeprowadzona w konkretnym czasie, to Volder na pewno zaplanowałby wszystko tak, aby ten czas idealnie zgrał się z jego powrotem.

Westchnęłam głęboko, próbując dalej zgadnąć, co się może niedługo wydarzyć. Nie wiem, jak będzie wyglądała ta ceremonia i czy będę miała możliwość odrzucenia go podczas jej trwania, więc nie mogę pokładać w tym zbyt wielkich nadziei, a najlepiej żadnych. Pozostaje mi szukanie momentu na ucieczkę w nieznany teren z nieznanymi mi zagrożeniami. No wprost cudownie... Jeśli nie uda mi się teraz odrzucić Voldera lub uciec to zapewne zostanę przetransportowana do jego domu, czy też mieszkania. W takim wypadku muszę poznać ich prawa, może jest w nich coś, co mogę wykorzystać na swoją korzyść i oczywiście będę musiała wypatrywać okazji do ucieczki. Ucieczki, po której nie miałabym pojęcia co dalej zrobić. Zamieszkać w lesie? To taka super opcja... Bez wygód, pożywienia i wszystkiego innego... Spróbować dostać się na jakiś statek lub go ukraś i wyruszyć w kosmos? Eh, to brzmi tak dobrze, jak pierwsza możliwość, czyli wcale... ale alternatywa tego była jeszcze gorsza. Zdecydowanie nie pozwolę zamienić się w jakąś potulną żonkę, która będzie siedzieć w domu i może jeszcze rodzić dzieci? I co z tego, że Volder mówił, że jeśli ich nie chcę, to nie ma z tym problemu. Dlaczego niby miałabym mu wierzyć?

Zdecydowanie nie mam zamiaru tak żyć. Jeśli komuś pasuje taki styl życia, to niech tak żyje, życzę mu szczęścia. Jego życie to jego sprawa, ale ja nie mam zamiaru być taką osobą. Wystarczy mi, że na Ziemi było to coś, co było oczekiwane przez wszystkich. Propaguje się to na każdym kroku, tak jakby jakikolwiek inny styl życia był zły lub bez sensu.

Moje opcje były beznadzieje, ale nie chciałam stawać się kimś innym, nie chciałam odrzucać siebie i wszystkiego, co dotychczas mówiłam i pragnęłam. A czułam, że tak by się stało, że przestałabym być sobą i, że odrzuciłabym wszystko, co było dla mnie istotne, gdybym poddała się losowi, jaki szykował mi Volder.

Z moich rozmyślań, w których tylko coraz bardziej upewniałam się w słuszności podjętych przeze mnie decyzji, wyrwał mnie głos Savtera, który nawet nie wiem, kiedy znalazł się w pokoju.

Po pełnym szacunku przywitaniu poprosił mnie, abym udała się za nim, gdzie, jak mi wyjaśnił, spotkam inne kobiety oraz już te określone jako Związane Vyriax'ańskich wojowników, które wezmą udział w ceremonii. Niestety na moje próby wysondowania, jak wygląda ta ceremonia i na czym ma konkretniej polegać, otrzymałam jedynie uśmiech. I tak dalej nic nie wiedząc, zostałam zaprowadzona na zewnątrz statku. Niestety jeszcze nie było mi dane zobaczyć, jak wygląda ta obca planeta. Wyjście ze statku było połączone z przejściem, które zakrywało wszystko wokół i na którego końcu znajdowały się drzwi.

Savter gestem wskazał mi, abym przez nie przeszła. Wzięłam głęboki oddech, wiedząc, że nie uda mi się tego uniknąć. Będzie dobrze, poradzę sobie. Zawsze jakoś sobie radzę, więc dlaczego teraz miałabym nie dać rady? Może będzie ciężko, ale jakoś uda mi się wygrać i osiągnąć to, czego pragnę... Zrobię wszystko, aby tak się stało.

Po chwili mentalnych przygotowań i podnoszenia samej siebie na duchu, gdy wewnątrz mnie pojawił się cicho skradający się strach, który był normalnym uczuciem, gdy stawało się w obliczu nieznanego, wyprostowałam się, podnosząc głowę do góry niczym wojownik szykujący się do bitwy.

Czas wejść do tej kosmicznej krainy czarów i zobaczyć co mnie tam czeka. I kto wie, może nie tylko spotkam tam Mist, ale również znajdę tam jakieś inne przyszłe towarzyski wojenne. W końcu nie może być tak, że tylko ja i Mist jesteśmy niezadowolone z tej całej sytuacji i chcemy uciec.


______________----------______________

Moja znajoma ostatnio mówiła mi, abym założyła buycoffee lub Buy Me a Coffee, ale nie wiem, czy powinnam jej posłuchać. Czy to miałoby sens? I co miałabym tam robić/wstawiać? I, czy ktoś z tego w ogóle korzysta? 🤔

Mój Kosmiczny PorywaczOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz