Z mojego umysłu pogrążonego we wspomnieniach wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Znając rutynę ostatnich dni wiedziałam, jak mało prawdopodobne jest, aby był to Volder. I tak jak się spodziewałam moim oczom ukazała się potężna, lecz nie tak okazała, jak Voldera, sylwetka jednego z jego ludzi, Savtera. Był on równie złotoskóry, jak chyba każdy przedstawiciel ich gatunku, ale wydawał mi się odrobine niższy od Voldera i w przeciwieństwie do niego posiadał szafirowo zielone oczy oraz granatowo czarne włosy, które również były dłuższe niż większości mężczyzn na ziemi. Duża ich część była zapleciona w misterne warkocze i związana z tyłu odsłaniając jego twarz oraz uwydatniając kości policzkowe i szczękę.
Był małomównym mężczyzną, ale jednocześnie okazywał mi niezwykły szacunek podczas dostarczania mi żywności i przekazywania rzadkich wiadomości od Voldera. I, chociaż wcześniej wykrzyczałam do Voldera, że nie tknę niczego co mi przyniesie, to musiałam przełknąć z powrotem moje własne słowa. Potrzebowałam siły, aby się z nim kłócić oraz oczywiście, aby uciec, gdy tylko nadarzy się okazja.
Na początku miałam nadzieje, że uzyskam jakieś przydatne informacje od Savtera, ale niestety moje delikatne próby sondowania i podpytywania były skazane na porażkę. Wiedziałam, że nie mogę być zbyt oczywista, aby się nie zdradzić, dlatego później już więcej nie próbowałam wydobyć od niego żadnych informacji. Jedynie czasem zadawałam jakieś pozornie nieistotne pytania, takie, jak to teraz odnoszące się do tego ile potrwa jeszcze podróż i, czy jestem jedyną kobietą z Ziemi na tym statku.
- Jeśli nie nastąpi żadna niepożądana sytuacja to będziemy na Vyriax'sie za dwa dni, Ma'er - Powiedział odkładając tacę z jedzeniem na stoliku obok drzwi.
Ma'er, słowo, które z tego co udało mi się zorientować można było uznać za pełne szacunku określenie partnerki, żony, cholernej Związanej wysoko postawionego przedstawiciela ich gatunku. Można było je w przybliżeniu przetłumaczyć jako Milady.
- A co z kobietami, jestem jedyną, która zabraliście z Ziemi? - Ponowiłam pytanie specjalnie używając niewinnego ciekawskiego tonu głosu podczas, gdy ledwo przeszło mi przez gardło słowo ''zabraliście'' zamiast ''porwaliście''.
- Bogowie pobłogosławili jeszcze trzech naszych wojowników, jestem pewien, że z czasem poznasz ich Związane, Ma'er.
Po odpowiedzi na moje pytanie delikatnie mi się skłonił i wyszedł. Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi na mojej twarzy pojawił się grymas. Tylko to Ma'er i Ma'er, jeszcze trochę i szlak mnie trafi. Szacunek jaki mi okazuje jest zadziwiająco przyjemny, szczególnie, że na Ziemi jest on niestety rzadko spotykany i nie, aż tak pełen czci. A jeszcze rzadziej może się z nim spotkać osoba, która tak, jak ja, wyróżnia się swoim wyglądem. Ale jednocześnie znaczenie tego słowa, to, że łączy mnie ono z Volderem, jako jego partnerką, uruchamiało wszystkie moje wewnętrzne kobiece bestie. Cóż, przynajmniej jedna rzecz z tego wszystkiego okazała się pozytywna. Dowiedziałam się, że mogę bez problemu komunikować się z tymi kosmitami.
Jak wyjaśnił mi to Volder, kiedy dosłownie na moment raczył zaszczycić mnie swoją obecnością, aby coś zabrać ze swojego pokoju, okazuje się, że większość przedstawicieli jego gatunku na tym statku zna języki z Ziemi i, że na wszelki wypadek cały statek jest również wyposażony w automatycznego tłumacza. Tylko co będzie, kiedy dotrzemy na jego planetę? To się dopiero okażę, ponieważ o tym nie raczył mnie poinformować. Zresztą bardzo szybko wyszedł ponownie zostawiając mnie samą bezczelnie mówiąc, że nie chcę teraz zaczynać kolejnej kłótni. Tak, jakbym była jakąś pretensjonalną kłótliwą kobietą. A to wcale nie było tak.
Zazwyczaj byłam spokojna, on po prostu sprawiał, że moja krew momentalnie zaczynała buzować. Działa na mnie, jak przysłowiowa czerwona płachta na byka. I przez niego czułam się, jakbym była jakąś niestabilną emocjonalnie nastolatką, co nie było zbyt przyjemne. Chociaż nie ma też co się oszukiwać, ludzie nie dorastają, po prostu się starzejemy i bardziej pilnujemy w naszym życiu tego co według naszego wieku nam wypada, a co nie. A przynajmniej większość z ludzi tak robi, ja wolę być uznawana za dziwną, czy nawet dzieciną, ale przy tym być sobą w pełni zamiast dostosowywać się do norm, które ktoś sobie wymyślił. Po prostu w tym wszystkim ważne było to, aby zawsze brać odpowiedzialność za swoje słowa i czyny.
A co do Voldera to... Nie mam pojęcia co sobie myślał, ale zdecydowanie może obwiniać jedynie siebie za moje obecne zachowanie. Ja zdecydowanie w tej sprawie winiłam jego.
Tak samo, jak obwiniałam go o to, że nie dał mi możliwości zobaczenia, jak wygląda kosmos, a byłam tego tak strasznie ciekawa. Czy rzeczywiście jest on bezgraniczną czernią, a może jednak ma w sobie światło i kolory, jakich nigdy nie dane mi było ujrzeć? Pragnienie zobaczenia tego zjadało mnie od środka, ale niestety zostałam zamknięta w tym nudnym pokoju bez okien.
Wzdychając głęboko podeszłam do tacy z jedzeniem z której od razu chwyciłam kubek z kawą, a raczej jej ciemno fioletowym odpowiednikiem z planety Voldera, który nazywali kevren. Na początku byłam nieufna wobec tego napoju, ale pomimo tego, że różnił się od kawy to pachniał i smakował zadziwiająco dobrze. Od razu dodałam do niego błękitne prawie białe i kremowe niemal, jak śmietana mleko oraz czarny cukier. Gdy to wszystko wymieszałam to moja kevren przybrała ciekawą barwę, którą na Ziemi mogły posiadać jedynie owocowe koktajle lub napoje z dodatkami barwników spożywczych.
Powoli popijając kevren i paląc papierosa melancholijnie zapatrzyłam się w przestrzeń. Gdy już raz zaczęłam rozmyślać o kosmosie to nie ważne, jak bardzo próbowałam, to nie mogłam wyrzucić go z głowy. Naprawdę chcę zobaczyć na własne oczy, jak wygląda. A jeszcze bardziej pragnęłam ujrzeć drogę mleczna oraz, chociaż jakąś jedną fantazyjną planetę o jakiej na Ziemi pisali pisarze science fiction.
Głupi Volder, który tak samolubnie pozbawił mnie tej możliwości... Kiedy w końcu się od niego uwolnię to będę chodzić tam, gdzie chcę i patrzeć na wszystko na co tylko zapragnę. Nikt nie będzie mnie zamykał w jakimś cholernym pokoju bez okien. A na pewno nie bez konsekwencji.
____________---------____________
Dzisiaj niestety dość krótki rozdział [miał być dłuższy...], ale trochę się rozchorowałam, a, że nie chciałam, abyście dłużej czekały/czekali[???] to wstawiam ten 'mini' rozdział. W kolejnym będzie się działo, trochę. 😉😏🤫
CZYTASZ
Mój Kosmiczny Porywacz
Bilim KurguOdkrywając prawdę o swoim kłamliwym i zdradzającym chłopaku, River postanawia nigdy więcej nikomu nie zaufać. Nie chcę, aby ktokolwiek posiadał jej duszę oraz serce. Nie wierząc w nic, a tym bardziej w wierność, czy miłość postanawia, że to odpowied...