Telefony. Niekończący się jazgot powiadomień i połączeń z mojej komórki. Nie mogłam się ruszyć, nie byłam w stanie nawet drgnąć. Połączenie Richy'ego i Jessy się skończyło, nawet nie wiem kiedy. Niby widziałam telefony od Alana, Thomasa czy Dana ale nie mogłam się zmusić by je odebrać. Richy... jakim cudem nie pomyślałam, że to on? Jak mogłam tak wiele przeoczyć? Ten pożar... On się poddał. Straciłam go, straciłam Ich! Serce rozdzierało mi się na milion kawałków i nie byłam wstanie wydobyć z siebie nic prócz szlochu. Nagle ekran mojego telefonu zmienił jasność i spuściłam na niego wzrok. Moja ostatnia konwersacja z...
Ręce zaczęły mi się trząść jeszcze bardziej niż przed sekundą. On tam był, w kopalni. Tam gdzie ja miałam być. Czemu nie pojechałam? Czemu u diabła dałam im się namówić do pozostania w domu?! Nic by mi się nie stało! Miałam jedno zadanie, pomóc Richy'emu. Prosił tylko o rozmowę, a ja stchórzyłam! Znowu! Wrzeszczałam i rzuciłam kubkiem, który leżał na stoliku.
-Teraz go straciłaś kretynko. - Warknęłam do siebie i osunęłam po ścianie na podłogę chowając twarz w dłoniach.
Nie może tak być, obiecał że wróci, że im ucieknie i zostanie... . I w co ja kurwa wierzę?! Federalni przyjechali do kopalni! Jak ma uciec?!
Nie mam pojęcia ile czasu tak siedziałam i płakałam. Ignorowałam, każdy dźwięk jaki wydawał mój telefon. Nie miałam pojęcia co robić. Ciało już dawno przestało mnie słuchać i nie mogłam wykonać nawet najmniejszego ruchu, a ból w klatce piersiowej sprawiał, że każdy oddech stawał się coraz bardziej bolesny.
Drgnęłam dopiero gdy słońce wdarło się przez zasłony i oświetliło salon. Byłam jak na autopilocie. Powolne kroki doprowadziły mnie do telefonu. Całkiem się rozładował. Podłączyłam go do ładowarki i odruchowo zgarnęłam z szafy ciuchy na przebranie. Miałam pustkę w głowie. Odganiałam od siebie każdą myśl, każdy scenariusz byle już mnie nie ranił. Wypłakałam chyba wszystkie łzy ale nie chciałam już tego sprawdzać.
Dwa procent... wystarczy. Włączyłam telefon i nim odcięłam się od sieci wykręciłam tylko jeden numer. Usłyszałam głos po drugiej stronie i oparłam czoło o zimną ścianę sypialni.
-An? Na litość boską jest 5:20. Czemu do mnie dzwonisz?
-Brad?- mój głos był potwornie ochrypły, a gardło bolało jakbym zajadała się w nocy żyletkami - Nie będzie mnie przez jakiś czas w pracy. Muszę... muszę wziąć wolne.
- Hej, wszystko w porządku? Jesteś chora?
- Chyba... chyba tak. Przepraszam, że w taki sposób ale nie dam rady - ostatnie słowa wyszeptałam, bo czułam, że zaraz znów się rozpłaczę.
-Jasne. Nie ma sprawy, weź tyle wolnego ile musisz, masz masę urlopu. Tylko... informuj mnie okej? Byłaś u lekarza?
-Muszę się położyć Brad, przepraszam.
CZYTASZ
Duskwood -Droga do końca.
FanficKiedy obiecujesz komuś, że przejdziesz z nim tę drogę do końca to nie możesz go zawieść. Nawet jeśli ta droga okazuje się być, długa, kręta i bolesna bo za chwilę o ty musisz poprosić go o to samo. Kontynuacja kultowej gry Duskwood. Wszystkie wydarz...