Układ z Bogiem

233 20 75
                                    

To całkiem zabawne kiedy zdajesz sobie sprawę z tego ile razy uniknąłeś śmierci. To że zdołałeś uciec porywaczom, federalnym albo jakimś mordercom czasem traci na znaczeniu. Problem pojawia się kiedy spojrzałeś kostusze w oczy, a ona tobie. Nie wiem czy wiesz ale wystarczy raz ją ograć by nigdy nie dała ci spokoju. Będzie próbowała na różne sposoby zachować równowagę i wysłać cię do piachu, gdzie masz zgnić. To wyścig, w którym i tak jesteś spisany na straty, a czas będzie podstawiał ci nogę na każdej prostej. Śmierć zapomniała jednak o jednym drobnym szczególe. Anastazja Westen ma chyba chody u samego Boga i postawiona pod ścianą zawsze znajdzie rozwiązanie. Więc teraz kiedy kosiarz przystanął by podziwiać swoje zwycięstwo mógł dostrzec mój środkowy palec skierowany w jego stronę. Mam zbyt wiele do zrobienia by dzisiaj przegrać.

Powietrze z głośnym szelestem wypełniło moje płuca, a resztka wody wylała mi się z ust. 

-Ana! Kurwa Anastazja! - jego paniczny krzyk zadźwięczał mi w uszach i po chwili leżałam już na boku kaszląc jak palacz z czterdziestoletnim stażem. Całe gardło paliło mnie żywym ogniem, a poruszenie choćby palcem było a wykonalne. Walczyłam zawzięcie o każdy oddech krztusząc się nim co chwilę. -Oddychaj piękna. Błagam cię oddychaj. - szeptał z ulgą do mojego ucha odgarniając mi mokre włosy z twarzy. Dopiero teraz zauważyłam, że całe ciało mi się trzęsie. Przez ten cholerny zamarznięty mózg nie mogłam zebrać nawet jednej myśli. 

-Z... zimno. - wymamrotałam między kolejną salwą kaszlu, a szczękaniem moich zębów. 

-Racja, jesteś cała lodowata. - Phil ściągnął kurtkę otulając mnie nią. - Czekaj znajdę twoje ubrania. Muszę cię zabrać do szpitala. - odszedł na chwilę, a ja wyłapałam tylko kluczowe słowo "szpital". 

Zmusiłam się do uniesienia na łokciu i rozejrzałam po okolicy. Słońce zbliżało się ku zachodowi. Nadal byłam nad rzeką. Chwila, pływałam? Zacisnęłam oczy próbując poskładać urywki wspomnień w całość gdy mnie olśniło. Ktoś mnie topił! Ten cholerny drań mnie znalazł i próbował zabić. Zachowałam się jak kretynka przychodząc tu sama. Przecież od tygodni łazi za mną morderca, a ja podałam mu siebie na tacy. Brakowało jeszcze czerwonej wstążki na szyi bo nie mógł liczyć na lepszy prezent.

-P...Phil m...musimy uciekać. - dygoczącą ręką szczelniej owinęłam się jego kurtką próbując podnieść swój odmarznięty tyłek. Zdałam sobie sprawę, że nadal jestem tylko w bieliźnie. Przysięgam, że gdyby to było możliwe, cała moja twarz spłonęła by szkarłatnym rumieńcem, ale krew zamarzła mi w okolicach serca, a nie zapowiadało się na roztopy. Niepewnie dałam krok zmuszając moje kolana do pracy i gdyby nie gorące dłonie chłopaka, które złapały mnie w ostatniej chwili gryzłabym tymi szczękającymi zębami ziemię.

-Ana do chuja, co ty robisz?! Nie wstawaj!

-On... tu jest. M...musimy... .

-Anastazja on próbował cię zabić! - złapał moją twarz w swoje dłonie. Teraz dopiero dostrzegłam, że Phil był cały blady, a jego policzki przecinały mokre stróżki. Płakał? Moment czy Phil płakał? Jeszcze raz próbowałam przeanalizować co się stało. - Anastazja on cię zabił. Rozumiesz mnie? Twoje serce stanęło! - uronił kolejną łzę i wtulił mnie w siebie. Jego ubrania też były mokre ale... moment jak to zabił? Przecież żyłam.

-J...ja ży..żyję Phil. - wyszczękałam zaciskając kurczowo dłonie na jego koszulce.

-Anastazja on cię topił. Kurwa... kiedy mnie usłyszał uciekł ale ty się nie ruszałaś. Wyciągnąłem cię z tej cholernej rzeki ale twoje serce nie biło. - głos co chwilę mu się łamał, a dłonią nerwowo gładził moje plecy. Prowadził w głowie jakąś zawziętą walkę, a ja żałowałam, że nie mogę być jej uczestnikiem. - Bałem się, że cię połamię i że ono nie ruszy rozumiesz? Byłaś taka blada i lodowata... ja nie... . Przepraszam Ana. Tak bardzo cię przepraszam.

Duskwood -Droga do końca.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz