Pierwsze spotkanie

255 3 0
                                    

Uwielbiałam siedzieć w poczekalni u dyrektora. Było to dla mnie bardzo znane miejsce. Zwołano mnie tu znów, gdyż dbam o bezpieczeństwo słabszych, po za tym lubię pokazywać gdzie jest miejsce tępych frajerów, co uważają, że mogą wszystko, bo mają bogatych rodziców. Po za tym panuje wojna, więc mam nadzieję, że ich nie oszczędzą.

Głowiąc się, jak mam się wytłumaczyć się dyrektorowi za mój kolejny wybryk, by nie zawieszał mnie w prawach ucznia, kontem oka zauważyłam bruneta siadającego obok mnie. Był on mi dobrze znany, ale z widzenia. Czasami nawet udało nam się zamienić kilka słów, ale nawet nie miałam pojęcia jak ma na imię. Jednak trudno mi się przyznać, że oczy nieznajomego zawsze wzbudzało we mnie piorunujące wrażenie.

-Cześć, też znów podpadłaś?- powiedział brązowooki, siadając obok mnie, zdejmując torbę.

-To już chyba rutyna. - odpowiedziałam.- To śmieszne, że zawsze zwołują nas, zamiast tych co naprawdę zawinili.

-Coś w tym jest, ale nie żałuje. Po za tym nie muszę się z niczego tłumaczyć.- przyznał. - Ale skoro tak często się tu spotykamy, to chyba wypada się poznać. Jestem Edmund, Edmund Pevensie. - powiedział chłopak, kierując dłoń w moim kierunku.

-Lidia Florence. - uśmiechnęłam się i podałam brunetowi rękę.

-Pevensie, Florence do mnie!- usłyszeliśmy krzyk dyrektora dobiegający z gabinetu. Weszliśmy do środka z obojętnym wyrazem twarzy, siadając naprzeciwko niego.- Zwołałem was oboje, gdyż jesteście siebie warci. Co tydzień jakaś afera. Jeżeli dotrze do mnie skarga, że zaatakowaliście jakiego ucznia, bądź uczennice słownie czy fizycznie, nie będę się wachał z odesłaniem was ze szkoły, czy to jest jasne? - oburzył się.

-Ale przecież to nie specjalnie, tamci znęcali się nad słabszymi uczniami. Jak można to lekceważyć.- wrzasnął Edmund, waląc pięścią w stół.

-Panie Pevensie, to jest szanowana placówka i nie będę tolerował, żadnych afer na terenie budynku. Mimo trwającej wojny, choć niech tu będzie porządek.

-Pan po prostu ich broni, bo ich rodzice pana przekupili, paranoja. Skoro to szanowana placówka, czemu panuje tu nie sprawiedliwość.- wtąciłam.

-Pani, Panno Florence, nie powinna się nawet odzywać. Pragnę przypomnieć, że ma pani niższe notowania, niż Pan Pevensie. Za swój cięty język, może Pani nie ukończyć tej szkoły. - po słowach dyrektora, Edmund spojrzał na mnie smutnych wzrokiem. Po części miał rację, lubiłam się wdawać w dyskusję, a nawet z nauczycielami. Nigdy nie lubiłam jak ktoś mi w kasze dmucha, zawsze musiałam mieć własne zdanie. - Więc, jak jeszcze raz usłyszę coś negatywnego na temat waszej dwójki, nie będzie dla was więcej szans. To moje ostanie słowo. Możecie wracać na lekcje.

Wychodząc trzasnęłam drzwiami, w środku wszystko mi się gotowało. Nie dość, że w domu byłam czarną owcą i musiałam się prosić o atencje matki, to w szkole też zawsze obrywałam. Po za tym nie miałam wielu przyjaciół, zwłaszcza tych prawdziwych, więc nie miałam się komu wygadać, nawet jakbym tego potrzebowała.

Szłam wzdłuż korytarza, przytłoczona własnymi myślami, z hipnozy wyciągnął mnie głos Edka.

- Chyba mamy przechlapane.- mruknął.

-Nie przesadzaj, on tylko nas zastrasza. Jak rządzi tym budynkiem, to myśli, że wszystko mu wolno.

- Ostra jesteś.- przyznał, uśmiechając się zalotnie.

- Po prostu sprawiedliwa.

-Zabawne, to ja ma m taki przydomek.- zaśmiał się.

-Jaki przydomek?- zmarszczyłam brew.

-A żaden, idziesz na autobus? Może pojedziemy razem?- zmieniła temat, kierując się w stronę wyjścia.

-Tak, z jakiej dzielnicy jesteś?

- Z Finchley.- odparł. - A ty?

- Cóż za zbieg okoliczności, ja również. Cóż, czyli może nawet odprowadzisz mnie pod drzwi. - zaśmiałam się, podchodząc z Edmundem do autobusu, podając mu swoją torbę. - Potrzymasz? Zmęczyłam się.

Całe 30 min w autobusie minęło mi na rozmowie z brunetem. Nie wiedziałam, że przez tylko czasu można się dowiedzieć tylu rzeczy o drugiej osobie. Po głębszej konwersacji okazało się, że doskonale znam jego siostrę Zuzannę, która nigdy mi nie wspominała, że ma takiego interesującego brata. Im więcej ze sobą rozmawialiśmy, nie miałam ochoty przestawać go słuchać, zwykła rozmowa z nim nawet o niczym sprawiła, że zapomniałam o wszelkich dotykających mnie kłopotach. Ale musieliśmy skończyć, gdyż autobus zatrzymał się na mojej ulicy.

-Pora iść. - powiedziałam, wstając.

-Poczekaj, odprowadzę cię. - odparł, łapiąc moją torbę. - Daj mi, pomogę ci.

Szliśmy, kontynuując rozmowę, aż dotarliśmy do miejsca gdzie stał mój dom. Edmund rozejrzał się dookoła dzielnicy.

-Zabawne, mój dom jest trzy domu stąd. Więc chyba będę tu częstym gościem, jeśli mnie nie wyprosisz. - uśmiechnął się, opierając się o branie i oddając mi torbę.

-Chociaż nie będę się martwiła, że nie trafisz do domu. A możesz wpadać kiedy chcesz i tak zazwyczaj jestem sama i nie mam z kim pogadać. - odpowiedziałam z lekkim grymasem na twarzy, Edek zauważył, że lekko posmutniałam.

- W takim razie, do jutra, Lidio,

-Do jutra, Edmundzie.


Wszystkie nasze miejsca - E. PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz