Wiersz o Tobie

186 4 0
                                    

Obudziłam się o świcie, ostatnio jak zwykle. W dodatku obudziły mnie piski mojej suczki Lady, była ona ciemnowłosym spanielem, która zawsze od rana uwielbiała wskakiwać mi na łóżko i lizać po twarzy. Uwielbiałam jak to robi. Zawsze uważałam, że zwierzęta są bardziej ludzcy, niż ludzie. Sądząc po wydarzeniach, które były kluczowy w naszych czasach, coraz bardziej się do tego przekonywałam.
Wstałam z łóżka, założyłam swój czarny, bawełniany szlafrok i zeszłam na dół zjeść śniadanie i przy okazji nakarmić Lady. W domu nie było nikogo z domowników, prócz mnie. Był weekend, więc moja matka z siostrą wyjeżdżała do babci pomagać w domu. Ja zostałam, gdyż nie byłam fanką, sadzenia roślin czy mycia okien, a po za tym musiałam uczyć się na zbliżające egzaminy zakończenia szkoły, które czekały mnie za 3 miesiące.
Po zjedzonym śniadaniu, postanowiłam wypić swoją ulubioną czarną kawe, nastawiłam czajnik i usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie zwracając uwagi, że jestem jeszcze w piżamie otworzyłam drzwi z nadzieją, że to listonosz.
W drzwiach zastałam Edmunda z pudełkiem kremówek. Był ubrany w jasny wiosenny płaszcz, który w prost idealnie do niego pasował, a na twarzy widniał szeroki uśmiech, który przez ostatnie dni nie schodził mu z twarzy. Wprost uwielbiałam go takiego. Takiego uśmiechniętego, zwłaszcza na mój widok. Gdy on był szczęśliwy, ja też byłam, jego szczęście było zaraźliwe.

- Chyba cię nie obudziłam? Chciałem zjeść z tobą ciastko przy kawie i żebyś miło zaczęła weekend. - powiedział, uważnie mi się przyglądając. - Wpuścisz mnie?

- Aaa tak, jasne. - zamyślona, jęknęłam. - Wybacz, że tak w piżamie, ale dobrze trafiłeś, bo właśnie wstawiłam wodę na kawę. - zaprowadziłam Edmunda do stoły, przed tem odwieszając jego płaszcz. - Poczekasz chwilkę, to się ubiorę? - rzekłam, lekko zawstydzona.

- Jasne. Ale w tym też ci do twarzy. - uśmiechnął się, siadając. Pobiegłam na górę, wyciągając z szafy pierwsza lepszą sukienkę. Ułożyłam włosy, by były ciut schudniejsze. Edmund siedział na dole, bawiąc się z moim psem.

- Czyli mówisz, że chciałeś żebym zaczęłam miło weekend tak? - zagadywałam go, przegryzając kremóweki. - Od kiedy jesteś taki miły?

- Zawsze jestem, a w szczególności dla ciebie, tylko tego nie zauważasz. Po za tym zbliżają się egzaminy i miałem nadzieję, że pomożesz mi z matematyką.

- Ja? Z matematyką? - spojrzałam na Edka, błagającym wzrokiem. - Przecież jestem beznadziejna i dobrze o tym wiesz.

- Może i prawda, jesteś nawet tak beznadziejna, że nawet nie zauważyłaś, że był to pretekst, żeby z tobą pobyć.. pff - powiedział, wysyłając w moją stronę chytry uśmieszek.

- Zabawne. - rzuciłam, błądząc wzrokiem po różnych stronach. - Dobra to chodź. - złapałam bruneta za rękę i poprowadziłam w stronę schodów, prowadząc go do swojego pokoju.

***
Minęło parę godzin z przeglądaniem książek i notatek z Edmundem. Nawet niewinne siedzenie obok siebie, sprawiało mi przyjemność. Był jedną z nielicznych osób, z którymi lubiłam przebywać. Nie lubiłam pokazywać uczuć, uważałam to za słabość, ale przy nim nic nie dało się ukryć. Gdzieś w głębi duszy, cieszyłam się, że wymyślił ten "pretekst".
Edek przekręcał kartki w moim notatniku, szukając notatek na dany tamt, nagle wypadła z niego pogięta kartka.
- Co to? - powiedział, rozwiją ją. - "Będziesz pierwszym, któremu powiem, te dwa słowa, będziesz jak mojego serca druga połowa"...  - to chyba wiersz. - rzekł, spoglądając na mnie, a moje policzki przybrały czerwony kolor, a serce chciało wyskoczyć. - To twoje?

- Daj mi to. - odpowiedziałam, wyrywając gwałtownie kartkę z rąk Edmunda, po czym ją zgniotłam i wyrzuciłam.

- Hej, czemu się denerwujesz. - zapytał, a ja wypatrywałam się w jeden punkt - Początek, był bardzo ładny, szkoda, że nie dałaś mi przeczytać dalej.

- Po co, to żałosne. - wyszeptałam, czując jak Edmund łapie mnie za policzek i odkręca moją twarzy w swoją stronę.

- O kim był ten wiersz? - zapytał, coraz bardziej się do mnie przybliżając. Czując jego ciepły oddech na moje twarzy i przyciągającą woń jego perfum.

- O tobie. - powiedziałam, najciszej jak potrafiłam.
On zbliżył się do mnie jeszcze bardziej, tak by już nic nas nie dzieliło, delikatnie muskając moje usta. Robił to niezwykle powoli, tak jakby czekał na pozwolenie. Gdy poczuł ode mnie, że też tego chce, wpił swoje ciepłe usta coraz mocniej. Nie chciałam żeby przestawał. Przez te kilka sekund czułam jakbym odnalazła szczęście.

Wszystkie nasze miejsca - E. PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz