Rozdział 1: Nie żyli długo i szczęśliwie

247 10 20
                                    

#tcAJH

Miłej lektury <3

****

CASSANDRA

Z pomocą Scotta dojechałam do szpitala. W czasie drogi co chwila na niego zerkałam, ale jego wyraz twarzy był nie do odczytania. Powoli położyłam dłoń na jego, którą trzymał kierownicę. Teraz wyczułam jak mocno ją ściska i westchnęłam ciężko.

– Dalej się obwiniasz? – zapytałam cicho.

– Byliśmy tam we czwórkę. Byłem tam ja, Thomas i Evan. Oni ucierpieli, a ja co? Praktycznie nic mi się nie stało. Jedynie byłem obity i obolały. – Przetarł twarz nerwowo. – Peter dobrze wiedział co robi. Wiedział, że jak ucierpi ich dwójka, a nam się nic nie stanie, będzie bolało jeszcze bardziej.

Oblizałam nerwowo wargę i skinęłam głową. Po tamtej nocy miałam koszmary. W głowie ciągle słyszałam strzały. A sny...

Stałam na placu i nagle widziałam padające na ziemię ciała, znowu słyszałam te okropne dźwięki. Zaczynałam biec w ich stronę, aby im pomóc, ale po każdym moim kroku, byłam jedynie coraz dalej.

Nie byłam w stanie ich uratować.

– Nic nie mogliśmy zrobić, Scott. Nie mieliśmy szans – powiedziałam po chwili ciszy słabym głosem. – Nie z nim.

Zacisnął usta, ale sięgnął po moją dłoń, ściskając delikatnie i gładząc. Zbliżyliśmy się do siebie po „Ostatecznej godzinie", był teraz dla mnie naprawdę bliskim przyjacielem. A także ja wspierałam jego i Lydię po ich rozstaniu. Naprawdę się kochali, a nawet dalej kochają.

– Gotowa? – upewnił się przed wejściem do szpitala.

Przełknęłam ślinę i skinęłam w końcu głową, biorąc niepewnie jego ramię, ale on skinął mi głową, że wszystko będzie dobrze. Za każdym razem jak tutaj przychodziłam, robiło mi się niedobrze i chciałam za wszelką cenę uciec. Ciągle bałam się, że dostanę tragiczną wiadomość.

– Chodźmy.

Skinęłam po drodze pani przy recepcji, po czym zatrzymałam się jeszcze chwilę przy białych drzwiach. Poprawiłam materiał granatowej bluzki z dekoltem, i włożyłam jedną dłoń do tylnej kieszeni czarnych, obcisłych spodni. Podeszłam do sali o numerze "40" i przesunęłam drzwi, wchodząc do białego pomieszczenia, w którym mieściło się jedno łóżko.

Podeszłam i usiadłam na krześle, przełykając z trudem ślinę. Ciemne włosy opadały na jego czoło, a maska z tlenem zakrywała blade, wąskie usta. Chciałam, żeby otworzył w końcu oczu i żebym znów mogła się zatopić w tym chłodnym oceanie. Chciałam, żeby ten ból, który czułam za każdym razem jak przychodziłam go zobaczyć, się skończył. Chciałam znów znaleźć się w jego ramionach.

–Hej, Thomas. – Ułożyłam swoją dłoń na jego, drugą ręką, poprawiając kosmyk ciemnych włosów, który opadł mu na czoło. – Minęły już ponad dwa tygodnie od tamtej nocy, a ty dalej się nie budzisz. – Zaśmiałam się nerwowo. – Niedługo moje urodziny, fajnie jakbyś się na nich pojawił. Może znowu kupisz mi kwiaty? Wiesz jak na tamte? Pobiegniesz i zamiast na kino, wydasz na mnie? – Parsknęłam znowu ponurym śmiechem. – Nieważne, możesz nawet bez prezentu, ale przyjdź. Po prostu przyjdź.

Ścisnęłam mocniej jego rękę, oddychając głęboko.

– Cass... – poczułam na swoim ramieniu dłoń Scotta, który stał za mną. – Oddychaj.

"Lekarze nie wiedzą kiedy się obudzi".

Ciągle słyszałam te słowa w głowie. I tak mijały już dwa tygodnie, ciągłego przychodzenia do szpitala i monologu do nieprzytomnego chłopaka. Czasami czułam się jak idiotka, która gada w pustą przestrzeń, albo do samej siebie, zresztą na jedno wychodzi. Chciałam ułożyć się obok niego na łóżku i wysłuchać jego pierdolenia, nawet u głupotach. Po prostu chciałam usłyszeć jego głos.

TOTAL COLLAPSE. FALL #3. [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz