fifteen

1K 81 7
                                    

Equilibrium był już na miejscu. Czekał z założonymi rękoma, z kilkoma uzbrojonymi ludźmi stojącymi za nim w pewnej odległości. Maska nadawała mu grozy. Chociaż model był niemal taki sam co u Laboranta, ta wyglądała mniej przyjaźnie i chłodniej. Erwina przeszedł niewielki dreszcz.

Pamiętał gdy obserwował go wraz z uzbrojonymi strażnikami, chodząc naokoło stołu, przy którym siedział wraz ze swoją rodziną. Niski, robotyczny głos, karzący wybrać im jedną osobę do zabicia. Gdy stał, a Bogu ducha winny Vasquez celował do niego z pistoletu. Gdy Kui odliczał. Gdy Vasquez obrócił się w ostatniej chwili i strzelił właśnie w Kuia.

A to wszystko w imię jakieś równowagi, jakiegoś equilibrium. Teraz osobnik o tym pseudonimie stał przed nim i zimno kalkulował najmniejszy chociaż ruch.

— Dzień dobry — zaczął niepewnie, opanowując drżący głos. Ścisnął dłoń Montanhy.

— Przejdźmy od razu do konkretów. — Groźny zmodulowany głos wydobył się z mężczyzny. — Daj mi dobry powód, żeby cię teraz nie zabić.

— Jestem gotowy na każdą współpracę. Na każdy układ. Cokolwiek. Jedyne co proszę w zamian, to wybaczenie nam naszych przeszłych akcji, jak i malutką prośbę. Przepraszam, Equilibrium, nasze akcje na Humane Labs nigdy nie miały na celu narażenia twoich ludzi na niebezpieczeństwo.

— A jednak wczoraj porwaliście naszą chemiczkę. W dodatku, jedną z ważniejszych głów zarządzających departamentem — odparł zimno Equilibrium.

— Byliśmy zdesperowani, a nie wiedzieliśmy kim ona jest — rzekł Erwin, ciesząc się, że mężczyzna nie przytoczył faktu kilku nieżywych ochroniarzy. Najwyraźniej nie byli oni jakkolwiek istotni. — Więcej się to nie powtórzy.

— Zdesperowani? Czym?

— No i tu by pojawiał się wątek o naszej tyyyci prośbie — wyszczerzył się Erwin, nerwowo przełykając ślinę. Oceniający wzrok Gregorego wypalał mu dziurę w głowie; Knuckles był przekonany, że starszy nie tak wyobrażał sobie tę rozmowę.

— Wysłów się, Erwinie — warknął Equilibrium.

— Bo... jedna z rzeczy, którą ukradłem — dawno temu! — z Humane Labs'a, to była taka fiolka. Przypadkiem ja i mój towarzysz, Gregory Montanha, — Erwin kiwnął w stronę partnera. — wylaliśmy ją na siebie. I... próbowaliśmy znaleźć odtrutkę, a dokładniej porwać naukowca i dowiedzieć się jak wyjść z naszego małego problemu.

— To nie wiele mi mówi. Mamy dużo przeróżnych płynów i fiołek w mojej placówce. Rozumiem, że wasza prośba dotyczy znalezienia antidotum? — mruknął Equilibrium. — Tylko co ja będę z tego miał?

— Cokolwiek — wtrącił się Gregory, nie potrafiąc dłużej wytrzymać cicho. — Jako przedstawiciel policji, jestem gotów w imieniu jednostki zrobić cokolwiek legalnego pan zapragnie. A mój przyjaciel, jako głowa najskuteczniejszej grupy przestępczej w naszym mieście, może zaoferować cokolwiek nielegalnego.

— Tyle, że ja niczego nie potrzebuje. — Mężczyzna odpowiedział lakonicznie.

— Przydamy się — zapewnił Knuckles. — Pomożemy z eksperymentami!

— Pracuję przeważnie sam — odchrząknął Equilibrium. — Ewentualnie z kimś kompetentnym.

Siwowłosy otwierał usta, by zaprotestować na obelgę, lecz Montanha nie pozwolił mi dojść do głosu. Widząc, że Equilibrium nie ma zamiaru ich zabijać, a bardziej jest znudzony ich spotkaniem, Erwin nieco się rozluźnił. Policjant jednak wiedział, że należy zachować czujność, w końcu nie wiadomo, czy nie zmieni nastawienia.

Soulmate Potion (Morwin)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz