eleven

1.2K 85 10
                                    

Gregory patrzył niezadowolonym wzrokiem na przygotowania Zakshotu. Erwin prędko zebrał ekipę i wszyscy chętnie przystąpili do planu Knucklesa. Po raz pierwszy od dawna, napad miał być zrobiony po cichu. Dia miał być w razie kłopotów w pobliżu z zakładnikami, gdyby trzeba było negocjować, a Erwin, Gregory, Nicollo, David i Laborant mieli za zadanie wedrzeć się po kryjomu do placówki i porwać kilku naukowców.

Montanha wraz z swoim postanowieniem siedział, a dokładniej, biegał (ciągnięty przez Erwina) w milczeniu. Nie ukrywał swojej niechęci i dezaprobaty, lecz ponieważ nie widział innego wyjścia, nie protestował.

Z każdą chwilą miał coraz większe wątpliwości; widząc beztroskie zachowanie Zakshotu, odklejki Carbonary, Davida i Erwina, oraz wszechobecny harmider, szatyn zaczynał wątpić w powodzenie misji. A przynajmniej w możliwość przeprowadzenia jej "po cichu".

— Gotowi?! — wrzasnął Knuckles, nieświadomie tupiąc nóżką w nieregularnym, szybkim tempie.

— TAAAAAAK! — ryknął David. Brązowooki się skrzywił, chwilowo rozumiejąc, jak inni się czują w jego towarzystwie.

— No to lecymy! — krzyknął siwowłosy.

— Wypierdalać z auta, zakochańce — mruknął Laborant, opierając się o drzwi samochodu.

Gregory i Erwin obrócili się jak jeden mąż, zastanawiając się o co chodzi maskarzowi, lecz wszelkie wątpliwości zostały rozwiane, gdy ujrzeli Vasqueza i Speedo w środku auta.

— My tylko rozmawiamy! — zirytował się Albert.

— To nasze auto — wymamrotał Vasquez. Speedo spojrzał na niego wymownie; Mercedes należał do niego. Sindacco nie speszył się pod stalowym spojrzeniem, a jedynie wzruszył ramionami.

Nicollo posłał im groźne spojrzenie, przez co dwójka mężczyzn, niechętnie wysiadła z Mercedesa. Carbonara wpakował się na siedzenie kierowcy, a chwile później i Laborant zasiadł z przodu. Knuckles pociągnął policjanta na tylne siedzenia auta, na co Gregory warknął cicho, mając powoli dość bycia ciągle ciągniętym przez Erwina. I dosłownie i w przenośni. David rozwalił się obok siwowłosego, nie odrywając wzroku od komórki.

Droga minęła względnie spokojnie. Erwin i David SMS'owali ze sobą, pomimo bycia całe pięć centymetrów od siebie, Michael co jakiś czas informował ich o poczynaniach Dii, a Nicollo nie odrywał wzroku od drogi. Gregory skupiał się na dotyku złotookiego, gładząc jego dłoń i starając się nie myśleć o tym, co ma nastąpić.

— Dia jest na miejscu — powiedział Quinn, ponownie przerywając ciszę.

— Tak jak i my — odrzekł Carbonara, wysiadając z auta. — Chodźmy.

— Maski — przypomniał Erwin, zakładając czarny materiał.

Obrócił się do szatyna, który był zamaskowany od momentu przekroczenia progu ZS'a. Mimo to, poprawił lekko jego chustę, zahaczając palcami o kłujący zarost. Pogładził jego policzek, po czym obaj wysiedli. Operację czas zacząć.

Piątka mężczyzn prześlizgnęła się do tylnych drzwi budynku. Knuckles zaczął hakować zabezpieczenia bramy, natomiast reszta ekipy uważnie patrzyła czy nikt nie nadchodzi. Po kilku stresujących minutach, szyfry zostały złamane, a brama uchyliła się nieco od ziemi. Chwilę potem, jednak, zacięła się.

— Co to ma być? — mruknął David, krzywiąc się z niezadowoleniem. — Czemu nie otworzyła się do końca?

— Chuj wie — żachnął się Erwin. — Zrobiłem wszystko dobrze! Zresztą, co za problem? Przeczołgajmy się i po sprawie. — Wzruszył ramionami.

Soulmate Potion (Morwin)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz