Wizyta w szpitalu nie trwała długo. Następnie kontynuacja patrolu, podczas którego Erwin stopniowo coraz bardziej (specjalnie) denerwował Montanhę. Co jakiś czas obaj odpływali myślami, wpatrując się w towarzysza, niezbyt rozumiejąc dlaczego tak się dzieje.
W końcu, Gregory zajechał Corvettą na podziemny parking komendy Mission Row. Obaj mężczyźni udali się w kierunku schodów, delikatnie stykając się dłońmi. Gdy znajdowali się już w biurze szatyna, bez słowa rozdzielili się do własnych zadań. Wprawdzie Montanha cieszył się, że tego pamiętnego dnia w którym roztrzaskał nieszczęsną fiolkę, pozbył się wszystkich dokumentów, lecz Andrews poinformował go, że zapomniał wysłać mu kilku teczek do przejrzenia. Dlatego też, sterta papierzysk przypominała tę sprzed kilku dni temu. Szatyn mierzył ją groźnym wzrokiem, aż jedynie westchnął cierpiętniczo, i z grymasem na twarzy, zabrał się do przeglądania "zbędnej, pierdolonej makulatury". Erwin natomiast, ponownie oddał się ćwiczeniem swoich umiejętności hakerskich i informatycznych.
Po mniej więcej godzinie, złotooki znudził się siedzeniem w względnym bezruchu. Podczas całego dnia głównie siedział, nie licząc nielicznych pieszych pościgów, po których zawsze był niezadowolony i bez tchu. Jakoś, podczas ucieczki, czy ewentualnie akcji, umiał bardziej się skupić na poprawnym oddychaniu i rozkładaniu pokładów energii, niż gdy biegł obok, a dokładniej to nieco za Montanhą.
Teraz jednak, czuł, że rozpiera go energia. Erwin delikatnie uniósł głowę. Wybrał pozycję, która nie była pod biurkiem (sama myśl powodowała u niego nieprzyjemne dreszcze. To tak źle brzmi...), lecz nadal na podłodze, wiedząc, że dłużej nie wytrzyma na kolanach. W taki oto sposób skończył siedząc oparty o bok nogi starszego, która emanowała przyjemnym ciepłem.
Znudzony w większości monotonnym dniem, Knuckles zaczął obmyślać, jak urozmaicić resztę dnia w pracy. Może strąci papiery na ziemię? Gregory na pewno by się wkurzył, a jednym z ulubionych zajęć Erwina było uprzykrzanie mu życia. Może ukradnie mu pistolet? Chociaż pewnie ten debil jak zwykle użyje na nim tasera. Siwowłosemu nie widziało się leżenie na podłodze, telepiąc się przez porażenie prądem.
Może pozwiedza sobie komendę? Nie jest to głupi pomysł. Wprawdzie młodszy znał komendę Mission Row niemal na pamięć, jest kilka interesujących go pokoi, do których nie miał szansy zajrzeć na dłużej, niż minutę. Chociażby zbrojownia. Wprawdzie rano Gregory na chwilę wparował tam z nim, jak i kilka razy w ciągu dnia, by uzupełnić ewentualne braki w amunicji czy kamizelkach, lecz zawsze biegał tam jak po ogień. Knuckles chętnie by się tam dokładniej rozejrzał...
Przypomniał mu się pamiętny dzień, z lipca z dwóch lat wstecz, gdy "święcił komendę". Tego dnia otrzymał swoją pierwszą broń długą, aczkolwiek bez amunicji, więc była ona pierwotnie lekko bezużyteczna. Teraz natomiast, widział śliczną nową dostawę Scar'ów, którymi zdecydowanie nie pogardzi. Co złego może się stać...
Złotooki zerknął ponownie na skupionego na czytaniu Montanhę. Brązowooki albo próbował rozczytać cudze, nie schludne pismo, albo skomplikowany język prawniczy, gdyż brwi miał ściągnięte i pełną uwagę poświęcał kawałkowi papieru. To była jego szansa.
Erwin delikatnie się podniósł, kucając, tak, żeby policjant nie zauważył jego nagłej nieobecności. Powolutku się odsuwał, nie spuszczając wzroku z intensywnie myślącego szatyna, aż...
— Kurwa mać! — Gregory gwałtownie złapał oddech.
Czując nagły i przeraźliwy ból, spadł z krzesła, przygniatając sobą Knucklesa. Ten przeklął soczyście, próbując zepchnąć z siebie stukilogramowe ciało. Brązowooki lekko się przesunął, by nie naciskać na klatkę piersiową Erwina i wtulił się w drżące ciało, by umorzyć nieco ból. W ten sposób najszybciej pozbędą się dolegliwości.
— Aua — jęknął Erwin, zdumiony własną głupotą.
— Ciebie pojebało?! — krzyknął obolały Montanha.
— Kurwa — syknął — Zapomniałem...
— Jak? — Gregory spojrzał na niego z politowaniem.
Nim szatyn dowiedział się jak, w progu gabinetu zawitała znajoma im dobrze sylwetka. Widząc ich w dwuznacznej pozycji, mężczyzna gwizdnął cicho, ledwo powstrzymując śmiech. Montanha nieznacznie się spiął, a siwowłosy jedynie uniósł brew.
— Coś czułem, że prędzej czy później zostaniesz przyłapany na seksie na służbie, Grzegorz, ale że na komendzie? — roześmiał się głośno. — Ciszej trochę, panowie — dodał, mrugając do nich.
— Lincoln — warknął brązowooki. — Wypierdalaj.
W odpowiedzi usłyszeli śmiech, który stanowił niebezpieczną konkurencję dla "czajnika" Hanka, a następnie zamknięcie drzwi. Montanha wymamrotał coś pod nosem, po czym podniósł się, pomagając młodszemu wstać. Usiadł ponownie na fotelu, lecz nie puścił dłoni niższego. Czuł lekki chłód w miejscu, gdzie ówcześnie stykali się torsami. Przynajmniej pozbyli się tego obezwładniającego bólu.
— Co za... A jebać — westchnął szatyn, postanawiając się zastanawiać się dłużej nad zachowaniem Therona. — Co ty w ogóle chciałeś zrobić? — zwrócił się do złotookiego.
— Spierdolić stąd i porobić coś ciekawego! — Zirytowany Erwin rzekł stanowczo. — W chuju mam te papiery, błagam, idźmy stąd.
Montanha przymknął oczy, widocznie zastanawiając się nad propozycją. Chętnie zniknąłby w domowym zaciszu, zjadłby jakiś pełnowartościowy posiłek i odprężyłby się oglądając jakiś film czy serial... lecz niewiele mniejsza kupka papierów zniechęcała go do tego pomysłu.
— Możesz wziąć część tego do mieszkania — przekonywał go złotooki, kusząc, niczym prawdziwy diabeł. — Nawet coś możesz zabrać na jakieś zebrania Zakshotu czy jakieś akcje!
— Jeszcze mnie przyłapią — mruknął policjant. — Bezpieczniej będzie zostawić to na komendzie.
— Obiecuję, że jeśli weźmiesz je ze sobą, nie dotknę ich nawet. Masz tego dużo do zrobienia, a o połowę mniej dni. Wolę żebyś w domu to nawet robił. Ja będę robił maraton filmowy, a ty pracował — wyszczerzył się Erwin. — I nie będę cię denerwował... Jeśli będziemy tu siedzieć pięć minut dłużej, nie dam ci żyć — wypalił.
— To szantaż — wymamrotał Gregory, podnosząc się z siedzenia. Świerzbiło go, by pozostać na komisariacie, lecz ze znudzonym Erwinem w jednym pokoju, było to skrajnie niebezpieczne.
W końcu, Gregory zebrał się i otworzył szafkę. Wyciągnął z niej mały segregator, wepchnął połowę papierów i zasygnalizował ręką, że jest gotowy do wyjścia. Bursztynowe oczy zabłysnęły. Nie sądził, że tak łatwo go przekona. Drogę do mieszkania spędził wyszukując warte obejrzenia seriale na Netflixie.
CZYTASZ
Soulmate Potion (Morwin)
FanfictionCo gdyby Erwin i Gregory nieopatrznie wylali na siebie wywar bratnich dusz? //Prezent urodzinowy dla @mentiss27. Zedytowane przez @tysiaczeeq. Kc was obie//