Rozdział 7

413 25 17
                                    

Atsushi:

Oczywiście nie poszedłem do kościoła, tylko do Ryuunosuke. Liczyłem, że będę mógł ukryć się u niego na tą nędzną godzinę.

Wszedłem powoli do na pozór opuszczonego budynku, w którym mieszkał wampir.

- Ryuu...? - Zawołałem idąc korytarzem.
- Nie skracaj mojego imienia! - Warknął, gdy wszedłem do pokoju w którym on siedział. - Co tu robisz? Miałeś przyjść jutro.
- Em... Miałem iść akurat gdzieś, ale stwierdziłem, że mogę wziąć cię ze sobą. To co? Idziemy do tej kawiarni? - Wymyśliłem szybko jakąś wymówkę. Na szczęście wziąłem portfel, więc mogliśmy na spokojnie iść do tej kawiarni. Oczywiście nie śmiał bym prowadzić wampira do kościoła. A już z pewnością nie tego.

- No dobra, ale czemu ubrałeś się jakbyś szedł na randkę czy coś? - Spytał, a ja zarumieniłem się gwałtownie. Szlag. Zapomniałem że jestem w garniaku.
- N-nie no coś ty... Nie taki był zamysł... Po prostu... Miałem iść tam wcześniej z kimś, ale zrezygnowała... - Skłamałem.

****

Ryuunosuke:

Kłamł. To było po nim widać, ale nie skomentowałem tego.

- W porządku. To chodźmy. - Powiedziałem, wstając z krzesła. Chcąc nie chcąc, chciałem spróbować więcej ludzkiego jedzenia, więc opcja z kawiarnią była dobra.

Trochę bałem się, że przez mój ubiór ludzie mogą zorientować się że jestem wampirem, ale nie chciałem przebierać mojej wspaniałej białej koszuli, w gotyckim stylu, więc ubrałem po prostu jakiś mój inny czarny płaszcz.

Widząc jak Atsushi się trzęsie, zrezygnowany rzuciłem mu jeszcze szarą czapkę, szalik w tym samym kolorze i czarne rękawiczki.

Atsushi spojrzał na mnie na początku niezrozumiałym wzrokiem, a potem uśmiechnął się wdzięcznie, co ja i tak zignorowałem.

Wyszliśmy z mojego domu i ruszyłem za Atsushim.

****

Atsushi:

Szliśmy sobie ośnieżonymi ulicami, w stronę jednej z moich ulubionych kawiarni w której dorabiam sobie po szkole.

Po około 15 minutach drogi spacerkiem, weszliśmy do środka, gdzie od razu przywitał mnie mój ulubiony zapach kawy, miły, świąteczny klimat, i przede wszystkim, ciepła temperatura.

Ryuunosuke otworzył szerzej oczy, widocznie zachwycony wyglądem tego miejsca. 

Natomiast mi zaczęło kręcić się w głowie.
- No jasne... Gorączka... - Wymamrotałem do siebie, siadając przy stoliku.

Po krótkiej chwili, dołączył do mnie Ryuunosuke.

Siedzieliśmy w milczeniu, do puki kelner nie przyszedł.

- Co podać? - Spytał.
- Ja poproszę zwykłą herbatę... - Odpowiedziałem i spojrzałem na Ryuunosuke, który widocznie zastanawiał się.
- To... - Pokazał mi jedno z ciast na wystawie.
- No i poprosimy kawałek jabłecznika. - Powiedziałem do kelnera, na co ten skinął głową i odszedł.

- Jabłecznik..? - Spytał Ryuunosuke, patrząc na mnie niezrozumiale.
- To to ciasto co mi pokazałeś. To jest ciasto z jabłkami. - Wytłumaczyłem, gdy znów dopadł mnie ból głowy. Spojrzałem na zegarek; Mamy jeszcze 35 minut. Powinniśmy zdążyć.

Chwilę później dostaliśmy nasze zamówienie.

Ryuunosuke od razu zabrał się za jedzenia jabłecznika. Smakował mu i zjadł go dość szybko.

Znów spojrzałem na zegarek.
Mamy jeszcze 25 minut.

Dopiłem herbatę, wstałem i podszedłem do lady, oddać naczynia, zapłacić i wziąć zapas jabłecznika dla Ryuunosuke.

Wyszliśmy z kawiarni i poszliśmy w stronę "domu" Ryuunosuke.
Na dojście mieliśmy jakieś 20 minut lub mniej. W końcu najpierw muszę iść do domu Ryuunosuke i to jest już jakieś 15 minut w naszym tępie, plus muszę w 5 minut zdążyć dojść do mojego domu.

Chociaż, ojciec na ogół w niedzielę po kościele, chodzi do baru, więc raczej go w domu nie będzie.

Ale nie zawsze tak robi, więc wolę nie ryzykować.

****

Ryuunosuke:

Szliśmy sobie, a ja co chwilę oglądałem się za siebie, bo Atsushi szedł coś dziwnie wolno. No i coś chwiejnie. Momentami miałem wrażenie że on zaraz się przewróci.

Coś jest nie tak.

- Co ci? - Spytałem patrząc na niego kontem oka.
- N-nic... Po prostu przeziębiłem się trochę... - Mruknął. Trząsł się, i słyszałem jak krew w jego żyłach zwalnia. Było mu zimno.

Westchnąłem i dałem mu swój płaszcz. Już drugi. Super. Zaraz w ten sposób stracę całą szafę. Ale nie mogę pozwolić, by mój pokarm umarł, co nie?

Atsushi popatrzył na mnie zdezorientowany, ale po chwili uśmiechnął się słabo i opatulił się płaszczem.

Ja z zimnem nie mam problemów.

Wiem, że wampiry biorąc to na logikę, przez to że nie mają krążenia, powinny odczuwać chłód cały czas, i tak faktycznie jest. Jednak nam to nie przeszkadza. Przez to że nie czujemy ciepła, chłod jest nam niestraszny.

Ale Atsushiemu tak.

Tak więc szliśmy dalej, do puki nie usłyszałem za sobą dziwnego dzwięku.

Obróciłem się i pomyślałem co zrobię Atsushiemu za przyprawienie mnie o zawał serca którego nie mam.

Atsushi przewrócił się.

Zemdlał.

A mówł że się tylko przeziębił...

- Atsushi? - Podszedłem do niego i posadziłem go tak, by oparł się o mur. On tylko zaczął coś mamrotać. Miał gorączkę.

Bez chwili namysłu wziąłem go na ręce w stylu "panny młodej", opatuliłem go ciasno płaszczami, a on od razu przytulił się do mnie.

Tym razem mu to daruję, bo wiem że jest chory i niezbyt myśli co robi.

Poprawiłem jeszcze płaszcze na nim, by mieć pewność że nie zamarznie mi w rękach i poszedłem z nim szybkim krokiem do mojego domu.

****
801 słów

Shin Soukoku - Vampire AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz