Rozdział 24

231 18 51
                                    

Obudziłem się w środku nocy. Miałem koszmar, a potem już nie mogłem zasnąć.

Plus to była moja pierwsza noc tu, no i pierwsza w której miałem świadomość że ten idiota nie wparuje mi rano do pokoju by mnie męczyć. Dziwnie tu tak bez niego. Zdążyłem nawet przyzwyczaić się do jego irytującej obecności, bo chcąc nie chcąc znamy się już prawie pół roku.

Nie mam pojęcia kiedy ten czas zleciał, ale to nie jest istotne.

Leżałem w łóżku tak długo, aż Gin nie złożyła mi wizyty.

- Ryuu, wstajesz już? Śniadanie jest.

- Ta... Już wstaję... - Mruknąłem, wstając niechętnie. Słońce powoli wschodziło. Tak w ogóle nie lepiej by było jakbym wyruszył w nocy? Bo tak wampir w słońcu...? Albo w sumie... I tak raczej pójdziemy lasem, więc co to za różnica...

Po prostu wstałem dość niechętnie. Dalej mam obawy co do tej wyprawy...

Mimo wszystko przebrałem się i poszedłem na śniadanie.

****

- Musicie wrócić w ciągu najlepiej trzech-czterech dni. - Powiedział Magnus, a ja poprawiłem torbę na ramieniu.

Stałem przed bramą dworu razem z Merlinem, Catherine'ą, Magnusem i Gin.

- Macie wszystko? - Dopytała Catherine'a, patrząc na nas z troską.

- Tak. - Odpowiedziałem, kątem oka patrząc na Merlina, który kopał coś na ziemi. Po co dali mi dzieciaka do niańczenie...?

- Uważajcie jak będziecie w ludzkiej wiosce i jak będziecie zbierać składniki. Merlin zbierze czosnek, w końcu on nie jest wampirem. Proponuję po czosnek zakraść się w nocy. - Dodał mój "ojciec". Nie mam pojęcia po co mi te informacje, skoro skoro jestem wampirem logiczne że nie zbliżę się do czosnku, a co do ludzi rad nie potrzebuję, bo żyłem wśród nich przez prawie całe swoje życie.

- Uważajcie na siebie chłopcy. - Powiedziała Catherine'a.

- Papa... - Wymamrotała Gin,  a ja i Merlin ruszyliśmy w drogę.

****

- Gdzie idziemy najpierw? - Spytałem, gdy oddaliliśmy się od dworu.

- Najpierw po wilcze jagody. Rosną w lesie, więc mamy po drodze. Potem pójdziemy  w góry które są na granicach lasu, a na końcu wioska która jest również w tym lesie. Czosnek zgarniemy w drodze powrotnej. - Odpowiedział, rozglądając się na boki.

Szedłem za nim, milcząc. Może jednak nie jest aż tak nieogarnięty jak myślałem? Albo po prostu orientuje się w terenie.

****

- Czym jesteś? - Rzuciłem, przerywając nużącą ciszę. Byliśmy już w lesie.

- Słucham?

- W sensie, nie jesteś wampirem, nie? Więc jesteś czarodziejem, jak twój ojciec?

- Aha, a to nie. Jestem wilkołakiem.

To tłumaczy jego wygląd. Rozczochrane włosy, heterochromiczne oczy, orientacja w terenie...

- Jak to możliwe? Twoja matka jest wilkołakiem?

- Była wiedźmą. To, że urodziłem się wilkołakiem to sprawa ich magii.

Czyli jego matka już nie żyje. Albo po prostu jej nie ma. Właśnie, Atsushi nigdy nie wiele mówił o swojej matce...

- ... Co się stało z twoją matką, jeśli mogę spytać? - Spytałem, bo jakoś jego sytuacja przypomniała mi o Atsushim... Plus ta cisza jest irytująca.

- Król skazał ją na śmierć, za uprawianie dzikiej magii. Tej samej magii, dzięki której powstałem ja... - Powiedział ciszej, jakby faktycznie nie chciał o tym rozmawiać.

- W sensie że mój ojciec?

- Co? Nie, nie on. Twój ojciec jest szlachcicem. Nad nim stoi jeszcze król, jego rodzina, oraz tam wszyscy jego pomocnicy i tak dalej. - Wzruszył ramionami.

****

Potem długo błąkaliśmy się po lesie.

- Uwaga, pajęczyna. - Powiedział Merlin, a ja oprzytomniałem. Prawie wszedłem w pajęczynę między drzewami...

Nagle coś poruszyło się w krzakach.

- Co to? - Spytałem cicho, odsuwając się nieco.

- Nie mam pojęcia. - Odpowiedział.

Merlin rzucił kamieniem w krzak.

Już chciałem wydrzeć się na niego, że co jeśli to jakieś niebezpieczne zwierze i że mógł rozzłościć je, ale zza krzaka uciekła sarna.

Staliśmy chwilę w ciszy, a potem Merlin zaczął się śmiać.

- Co? - Warknąłem.

- Wystraszyłeś się sarny czy co? Może ty byś nie dał sobie rady z zagrożeniem, ale ja jestem wilkołakiem. Ja nas obronię. - Powiedział dumnie, a ja przewróciłem oczami i poszedłem dalej. - Ej, stój! - Powiedział i dogonił mnie.

****

- Już prawie jesteśmy. Kiedy ostatnio tu byłem, jagody których szukamy były niedaleko. - Powiedział, a ja tylko skinąłem. - Patrz! Są! - Pobiegł gdzieś w krzaki. Poszedłem za nim.

- Daj sakiewkę. - Mruknął, kucając przy roślinie. Wyjąłem z torby jedną z trzech sakiewek które zabraliśmy do przechowania składników.

Merlin zebrał jagody do sakiewki po czym związał ją i oddał mi żebym schował z powrotem do torby.

- To idziemy dalej.

~~~~

700 słów

Shin Soukoku - Vampire AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz