Rozdział 23

231 21 24
                                    

- Wiemy że dopiero do nas wróciłeś, ale stwierdziliśmy że to najlepsze zadanie dla ciebie. - Powiedział Magnus, gdy siedzieliśmy przy stole i jedliśmy obiad.

- Czyli... Mam wyruszyć po brakujące składniki na lekarstwo dla Atsushiego? - Dopytałem. Nie miałem pojęcia co o tym sądzić.

- Dokładnie. Chcesz to zrobić?

Nie mam pojęcia. Czy chcę pomóc Atsushiemu? Tak. Ale skąd mam mieć pewność, czy oni po prostu nie chcą pozbyć się mnie z zamku, by pod moją nieobecność ukatrupić Atsushiego?

- ...Nie wiem. Nie może iść ktoś inny?

- Może, ale stwierdziłem że skoro to twój chłopak, to ty będziesz chciał go uratować.

Zakrztusiłem się, bo akurat piłem.
- Mój kto?

- To co słyszałeś. - Wtrąciła Gin z uśmiechem.

Kiedy im się znudzi to gadanie...?

- Dobra, pójdę po te składniki. Co jest potrzebne? - Spytałem, ignorując ich wcześniejszą wypowiedź.

- Wilcza Jagoda, znajdziesz ją w lasach, ale o tej porze roku mało jej rośnie. Tojad, rośnie w terenach górskich. Potrzebna jest jeszcze natka czosnku.

- Czosnek? A on nie jest przypadkiem niebezpieczny dla wampirów? - Wiedziałem, próbują zabić Atsushiego.

- Jest, ale w odpowiednich ilościach, nie zabija a łagodzi wampiryzm. Dlatego stosujemy go na zdziczałe wampiry, aczkolwiek samo przygotowanie jest trudne, nie mówiąc już o zdobyciu. Po czosnek będziesz musiał udać się do ludzkiej wioski. - Tłumaczył, popijając krew w kielichu.

Jakoś dalej im nie ufałem. Wilcza jagoda również jest trująca, Tojad też. Ale już zgodziłem się...

****

Jeszcze po obiedzie, razem z Magnusem poszedłem do podziemi, gdzie aktualnie przetrzymywali Atsu.

- Nie podchodź za blisko. Nie wiemy co zrobi. - Powiedział, gdy weszliśmy w korytarz z rzędami cel. Nawet z drugiego końca korytarza słyszałem jego przeraźliwy ryk...

Kiedy dotarliśmy, znów coś we mnie pękło.

Atsushi leżał skuty łańcuchami, miotając się na wszystkie strony i krzycząc przeraźliwie. Z ust i nosa ciekła mu krew, kły miał nienaturalnie duże, pazury tak samo... Oczy miał całkowicie czarne, puste, zdziczałe...

Co mu się stało...? Jak tak... Miękka i dobra osoba jak on, może być tak... Straszna...?

Gdy tylko nas usłyszał, rzucił się na kraty, ale powstrzymały go łańcuchy, przez co z hukiem opadł na betonową posadzkę.

- O-on... Nie zrobi sobie tak krzywdy, prawda...?

- Niestety może... Może i jest dziką bestią, ale nie jest niezniszczalny... Może się poobijać. Dlatego musisz pospieszyć się z tymi składnikami. Nie mamy co dać mu do jedzenia, bo ten głód jest tak ogromny, że nawet nasze zapasy nie starczą... Dlatego musimy go odmienić jak najszybciej i dać mu zjeść normalnie.

Czyli nie mam wiele czasu.

- Ktoś ze mną pójdzie?

- Tak. Syn mojego podwładnego czarodzieja, Merlin. Jest w twoim wieku i lubi wyprawy. Z chęcią ci potowarzyszy.

Czyli pójdę z jakimś dzieciakiem? Lepsze to niż nic.

****

Wyruszyć miałem o świcie, więc po powrocie z lochów z pomocą Catherine'y i Gin które przygotowały mi posiłek do zabrania, spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy.

Było już dość późno, bo na dworze robiło się już ciemno.

Gdy skończyłem przygotowywać się, miałem iść spotkać się z tym Merlinem z którym mam iść jutro.

Chłopak czekał na mnie w ogrodach.

- No witam, czyli to ty jesteś tym zaginionym synem pana Magnusa, ta? - Powiedział. Już go nie lubię. Jest trochę niższym ode mnie brunetem z dziwnym kolorem oczu. Takim jakby zielonym, a to drugie było żółte.

Ma heterochromię tak jak Atsushi. Irytujące.

- Ty za to musisz być synem czarodzieja, o którym usłyszałem dzisiaj po raz pierwszy.

- ...Zabolało, stary.

- Nie mów tak do mnie.

Nie wytrzymam z nim. On w ogóle jest wampirem? A z resztą, co mnie to.

- Zrzęda z ciebie, mówił ci to ktoś? - Mruknął.

- Mówiłeś coś?

- Nie, nic...

- I dobrze.

Potem tylko tak jakby "obgadaliśmy" szczegóły wyprawy, po czym wróciłem do swojej komanty i po prostu poszedłem spać.

~~~~

594 słowa

Shin Soukoku - Vampire AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz