Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)
Kiedy wiedziałaś, że już nic wam nie zagraża - jak na razie - zrozumiałaś, że wraz z rodziną Sully musisz opuścić klan Metkayna i wrócić do lasu Pandory. Z jednej strony się cieszyłaś ponieważ właśnie tam czułaś się pewniej. I nie musiałaś tam za bardzo pływać.
–Za godzinę wylatujemy. Cieszysz się ?
–Ugh…nie wiem, chyba tak.- uśmiechnęłaś się do chłopaka.
–Nie cieszysz się ?
–Cieszę się, ale jakoś…nie wiem.- odwróciłaś się w jego stronę.- Po prostu poznaliśmy tutaj wiele kochanych osób i…
–Masz na myśli tego dupka Aonunga ?.- Neteyam podniósł jedną brew do góry.
–Do niego nie mam zamiaru się odzywać.
–A do Tsireyi ?
–Cóż…
Niedawno, kiedy jeszcze leżałaś po rytuale przyszła do ciebie. Powiedziała, że bała się ludzi z nieba przez pogłoski, jakie chodziły po jej wiosce. Rozumiałaś ją, w końcu to nie jej wina.
–Z nią na pewno będę chciała utrzymywać kontakt.- uśmiechnęłaś się.
–Cieszę się, że się pogodziłyście.
–Uwierz mi, ja również.
–Tak w ogóle to przyszedłem tutaj ponieważ wódz Tonowari cię wzywa.
Spiełaś się.
–Dlaczego ?
–Sam nie wiem, ale masz do niego iść.
–Oh…no dobrze.
Wyszłaś z pomieszczenia i poszłaś w stronę namiotu wodza. Byłaś ciekawa czego od ciebie chciał. Miałaś podejrzenia, ale mogłaś się mylić.
Namiot był już tuż przed tobą. Wzięłaś parę głebokich wdechów i weszłaś do środka.–Witaj, wodzu.
–Dobrze cię widzieć, [T.I]. Dziękuje, że przyszłaś.
–Nie chcę być niecierpliwa, ale o co chodzi, wodzu ?
–Chciałbym ci osobiście podziękować za pomoc. Gdyby nie ty i twoja doprawdy nadzwyczajna krew to podejrzewam, że większości z nas tutaj by nie było.
CZYTASZ
My Heart Lies In Pandora | Avatar: Istota Wody
FanfictionWersja rozszerzona mojej książki z Avatara, do której mam ogromny sentyment💙