Prolog

484 23 2
                                    

Harry obudził się potwornie zmęczony. W pokoju panował półmrok, jedynie przez roletę wlewały się cienkie smugi porannego światła. Wirujące w nich drobiny kurzu zdradzały, że właściciel od dawna nie zaprzątał sobie głowy odkurzaniem. Cały pokój był zaniedbany, choć panował w nim względny porządek. Wyglądało to trochę tak, jakby nikt tu nie gościł od miesięcy.

Gdyby to był normalny dzień, Harry za nic w świecie nie ruszyłby się z łóżka. Ale dzisiejszy dzień nie był normalny. Dzisiaj była rocznica bitwy o Hogwart.

Harry zmusił się, żeby wysunąć się spod nagrzanej kołdry. Stopy przebiegło mu stado mrówek, gdy tylko postawił je na ziemi. Szybkie spojrzenie na zegar uświadomiło mu, że z krótkimi przerwami na gapienie się w sufit, przespał łącznie osiemnaście godzin. Zazwyczaj mógłby leżeć i dłużej, ale „grupa podnoszenia Harry’ego na duchu” odwiedzała go w regularnych porach. Ron, Hermiona i Neville pilnowali jego diety, higieny i ogólnego dobrostanu. Czasem nawet próbowali go wyciągnąć z domu, ale prócz rzadkich spacerów, Harry nie zgadzał się na opuszczanie mieszkania.

Wyjątkiem były pogrzeby. Harry uczestniczył w każdym z nich, choć był w stanie jedynie stać z tyłu z zaciśniętymi ustami. Rzucał garść ziemi na trumnę i miał wrażenie, jakby to jego właśnie grzebano.

Dzisiaj była rocznica bitwy o Hogwart i Harry czuł się w obowiązku wziąć udział w uroczystości upamiętniającej poległych. Tydzień wcześniej wybrał się nawet do mugolskiej kwiaciarni i zamówił wiązanki na groby. Dzisiaj musiał więc wyjść z domu nieco wcześniej i je odebrać.

W szafce stojącej obok łóżka znalazł nieco już przykurzoną różdżkę. Bezwiednie otarł ją o nogawkę bokserek. Moody skręciłby mu za to kark, ale Moody nie żył już od dawna. Harry potrząsnął głową, chcąc wyrzucić z niej Szalonookiego. Z pomocą paru zaklęć doprowadził się do stanu względnej używalności i transmutował piżamę w ciemne spodnie i czarny, wełniany sweter.

Wyszedł z domu nie kłopocząc się nawet zmykaniem go na klucz. I tak nikt nigdy nie zapuszczał się w wyludnione przedmieścia północnego Birminghton.




Rozdziałów będzie 11 + prolog i epilog. Opowiadanie dosyć krótkie, ale jestem z niego dumna, bo powstało w dwa tygodnie. Kolejne rozdziały będą pojawiać się dosyć często, bo całość jest już domknięta, tylko muszę przeprowadzić wstępną korektę.

Umieranie codzienneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz