Rozdział 5 . Samoświadomość

320 24 1
                                    

Harry nie był pewien, co go obudziło. Mała lampka nocna nie dawała zbyt wiele światła, w pokoju panował nieprzyjemny półmrok. Chłopak spiął się w sobie. Włoski na karku stanęły mu dęba, a dłonie momentalnie zrobiły się wilgotne od potu. Coś wisiało w powietrzu i Harry miał wrażenie, że wciąż śni.

– Która godzina? – zachrypnięty, dziwnie skrzypiący szept przerwał ciszę.

Serce Harry’ego o mało nie wyskoczyło z piersi, ale chłopak nie odważył się ruszyć ani o milimetr. Był pewien, że ten głos nie należy do Neville’a. Powinien zerwać się na równe nogi, ale panika wyłączyła w nim racjonalne myślenie. Czuł się, jakby nagle znalazł się w środku sennego koszmaru.
Zwrócił oczy w stronę fluorescencyjnych wskazówek zegara choć nie miał pewności, czy uda mu się wydobyć głos z gardła.

– Druga w nocy – udało mu się wykrztusić z siebie po zbyt długiej chwili milczenia.

– Powinienem zamieszać eliksir – zardzewiały głos ponownie rozległ się po chwili. – Dwanaście razy w lewo i pół obrotu w prawo.

Znów zapadło milczenie. Harry otworzył szerzej oczy. Eliksir? Snape? Teraz chłopak był już pewien, że śni. Ponownie przymknął powieki, z bladym uśmiechem na ustach.

Chwilę później o mało nie dostał zawału, bo tępy łomot złamał ostatnią nić ciszy. Harry zerwał się na równe nogi i przez chwilę stał w bezruchu, kurczowo trzymając się klatkę piersiową. Usłyszał rumor na piętrze i po sekundzie pośpieszne kroki na schodach. Zebrał się więc w sobie i na ślepo namacał na ścianie włącznik, jednocześnie wsuwając na nos wygrzebane z kieszeni szlafroka okulary. Mrugnął bezradnie, gdy pokój wypełnił się światłem żarówki.

Snape leżał obok łóżka w swojej białej koszuli nocnej, zaplątany w prześcieradła. Wyrwana z nosa rurka kołysała się nad jego twarzą. Całkiem przytomne spojrzenie miał utkwione w Harrym, ale po chwili zamknął oczy i rozluźnił napięte cało. W tej chwili drzwi trzasnęły o framugę i do pokoju wpadł bosy Neville z różdżką w dłoni.

– Co tu się stało? – wyrzucił z siebie na wydechu, rejestrując jednocześnie cały ten bałagan.

Harry ponownie zamrugał, zdając sobie sprawę z tego, że nie poruszył się ani o milimetr. Zamarł, z szeroko otwartymi oczami utkwionymi w swoim profesorze.

Przełknął ciężko ślinę.

– Ja… – nie wiedział, co tak właściwie chce powiedzieć. Jego mózg chyba nadal nie funkcjonował poprawnie.

Neville wypuścił z dłoni różdżkę i opadł na kolana przy Snape’ie. Pobieżnie zbadał jego stan i przyjrzał się zaognionej skórze policzka. Krew pojawiła się niemal natychmiast w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą plaster przytrzymywał sondę donosową.

Neville wstał i zaczął ponownie ścielić łóżko. Harry wreszcie wyrwał się z transu i na drżących nogach wyszedł z pomieszczenia. Wrócił po chwili, ściskając w dłoniach lekarską torbę przyjaciela.

– Co z nim? – zapytał, ale jego słaby głos brzmiał mu obco w ustach.

– Śpi – mruknął Neville. – Koce zamortyzowały upadek, nic mu nie jest. Nie będę mu teraz zakładać nowej sondy, to może poczekać do rana. Pomożesz mi go położyć do łóżka?
Ostrożnie, nie chcę go budzić. Skoro zasnął, widocznie potrzebuje snu.
Harry skinął głową i chwycił Snape’a za nogi. Powoli i delikatnie ułożyli ponownie nieprzytomną kukłę w łóżku. Dłonie trzęsły mu się przeraźliwie, więc pozwolił Neville’owi zająć się całą resztą. Bezradnie oparł się o ścianę, bo miał wrażenie, że zaraz załamią się pod nim kolana.

– C… Co to, do cholery j–jasnej, by–było?! – wyrzucił z siebie w końcu. Zamilkł, zdając sobie sprawę z tego, że pierwszy raz w życiu się jąka. Nawet Voldemort tak na niego nie działał.

Neville tylko pokręcił głową i skończył układać Snape’a w pościeli. Ponownie obejrzał profesora i zbadał jego puls, tuż obok brzydkiej, poszarpanej blizny na szyi. Nawet położył dłoń na jego czole i dłuższą chwilę upewniał się, czy mężczyzna nie ma gorączki. W końcu wyprostował się, westchnął i ostatni raz obrzucił mistrza eliksirów badawczym spojrzeniem. Zadrżał z zimna i objął dłońmi ramiona. Dopiero wtedy Harry zdał sobie sprawę, że Neville nie ma na sobie niczego prócz spodni od piżamy. To nieco go orzeźwiło. Bez słowa ściągnął swój szlafrok i zarzucił go przyjacielowi na plecy.

Neville uśmiechnął się blado i chwycił Harry’ego za ramię. Po chwili obaj siedzieli w kuchni, tuż obok rozpalonego kominka. Ogień skutecznie odganiał chłód nocy, zamykając ich w swoim cieple. Picie piwa w środku nocy raczej nie jest zbyt dobrym pomysłem, ale obaj wiedzieli, że już nie zasną. Harry zaś był na tyle roztrzęsiony, że potrzebował odrobiny alkoholu chyba bardziej niż kiedykolwiek.

Ostatecznie Neville westchnął głęboko i zwrócił się w stronę Harry’ego.

– Już ci lepiej?

– Tak myślę… – Harry wzruszył ramionami, nadal odrobinę otępiały.

– Co tam się stało? – chciał wiedzieć Neville.

Harry zadrżał.

– Nie wiem – wyszeptał. – Coś mnie wyrwało ze snu, nie wiem co. Chciałem iść dalej spać, ale Snape zapytał mnie o godzinę. Byłem wtedy niezbyt przytomny, ale odpowiedziałem, że druga. Snape stwierdził, że w takim razie powinien zamieszać jakiś eliksir. Wtedy już byłem pewien, że to sen, ale nagle usłyszałem huk. Chyba w tamtym momencie Snape postanowił wstać i faktycznie zamieszać ten cholerny eliksir. Włączyłem światło, a on tam leżał i patrzył na mnie. Całkiem przytomnie. Po chwili zasnął.

Zapadła między nimi cisza. Neville pociągnął z butelki i przymknął powieki, pocierając je kciukami. Harry nie wytrzymał.

– Myślisz, że wreszcie się ocknął?

– Nie jestem pewien – zaczął ostrożnie Neville. – Być może jego umysł, choć uszkodzony, zaczął dysocjować. Przez chwilę ocknął się w przeszłości, nad jakimś eliksirem. To mogło kosztować jego mózg zbyt wiele energii, dlatego po chwili znów się wyłączył i zasnął. To może być objaw demencji, nie zdrowienia. Harry, on może powoli umierać.

– Kurwa… – westchnął Harry.

– Zobaczymy, co będzie rano – zawyrokował Neville. – Zadzwonię do pracy i powiem, że się spóźnię. Zostanę z tobą i sprawdzimy, czy coś się zmieniło.

---

Snape zazwyczaj budził się koło siódmej. Stali więc nad jego łóżkiem już od szóstej trzydzieści. A raczej Neville stał, bo Harry nerwowo krążył po pokoju, starając się nie robić przy tym zbyt wiele hałasu. Choć nie wierzył w cudowne ozdrowienie profesora, nie dawała mu spokoju myśl, że może być gorzej. Przyzwyczaił się do jego obecności, opieka nad nim dawała mu poczucie, że w jakikolwiek sposób naprawia swoje błędy i łata podziurawiony życie do kupy. Czy mógłby poradzić sobie z odejściem Snape’a, gdy już raz go pochował?

– Przestań tak krążyć, Potter, zaraz wydepczesz dziurę w podłodze.

Harry zamarł. Odwrócił się w stronę Snape’a, wychudłego i bardzo wyraźnie chorego, ale jednak patrzącego na niego z przenikliwością, której nie widział w jego spojrzeniu już półtora roku. Chłopak momentalnie poczuł na policzkach zdradziecką wilgoć. Z zamglonym spojrzeniem, na ślepo namierzył łóżko i nie mogąc się powstrzymać, niezdarnie objął mistrza eliksirów.

– Potter? – Głos Snape’a, choć słaby, nie był pozbawiony nuty jadu. – Zachowaj swoją sentymentalność dla siebie.

– Och, zamknij się! – wyrzucił z siebie drżąco Harry, ściskając go jeszcze mocniej.

Zapadła między nimi cisza. Ciepła i przyjemna, choć Harry nigdy by się nie posądził o takie odczucia względem swojego byłego profesora. Ściskał w dłoniach tył jego śmiesznej koszuli nocnej i nie potrafił oderwać ucha od jego klatki piersiowej. Serce pod nią biło pewnie, w zdrowym, miarowym rytmie. Chłopak odetchnął głęboko, wreszcie kotwicząc swój umysł w stabilnym punkcie. Będzie dobrze. Musi być dobrze.

Miał wrażenie, że minęły całe minuty, może godziny, gdy w reszcie zdołał się odsunąć na odległość swoich ramion. Nerwowym ruchem dłoni przetarł oczy i pozwolił sobie na łagodny uśmiech. Nie umiał wydobyć z siebie słów, obezwładniony poczuciem ulgi. Wciąż lustrował starszego mężczyznę. Bał się spuścić wzrok z profesora, jakby to wszystko zaraz miało okazać się snem.
Snape wyglądał słabo i krucho. Choroba zebrała swoje żniwo. Prócz przenikliwości spojrzenia, mężczyzna w niczym nie przypominał dawnego siebie. Policzki miał zapadnięte, na alabastrowej, mizernej twarzy odznaczały się sine obwódki wokół oczu. Jego dłonie drżały tak, jakby nigdy w życiu nie uwarzyły żadnego eliksiru. Harry był pewien, w tej chwili utrzymanie szklanki z wodą byłoby dla nich zbyt trudnym zadaniem.

Neville przypomniał o swojej obecności, kładąc ciepłą dłoń na ramieniu Harry’ego.

– Pamięta mnie pan, profesorze? Neville Longbottom. Zostałem uzdrowicielem, czy mogę pana zbadać?

Harry odsunął się od łóżka, opadając bez sił na swój fotel. Snape wciąż lustrował go czujnym spojrzeniem, ale powoli skinął głową w stronę Neville’a, spoglądając na niego w ten sposób, którego chłopak bał się przez wszystkie lata Hogwartu. Neville drgnął, ale zachował pełen profesjonalizm. Uśmiechnął się blado, jakby chciał pokazać swojemu byłemu profesorowi, że już wyrósł z dziecięcego strachu.

Neville przeprowadził mugolskie badania. Stan psychiczny profesora zdawał się wrócić do normalności. Mężczyzna miał jednak lukę w pamięci, nie był w stanie przywołać niczego po incydencie z Nagini.

Fizycznie za to wszystko kulało. Snape był słaby i wymęczony. Jego ruchy drżące i powolne, ale przy tym chaotyczne. Palce, ku jego frustracji, nie chciały go słuchać. Jakby nagle stał się marionetką w dłoniach dwuletniego, niezgrabnego dziecka.

– Jest jeszcze coś, co powinniśmy sprawdzić – stwierdził ostrożnie Neville. – Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł, ale warto zbadać, jak zareaguje pan na magię.

Twarz Snape’a stężała. Nie spodobało mu się to, co usłyszał.

– Coś było nie w porządku z moją magią? – wysyczał przez zaciśnięte szczęki.

Neville uśmiechnął się nerwowo, a Harry drgnął, jakby ktoś go spoliczkował. Żaden z nich nie odważył się spojrzeć na Snape’a.

– Nie jesteśmy pewni – odezwał się w końcu Harry, zaciskając dłonie w pięści. – Nie mogliśmy czarować w twoim towarzystwie. Źle reagowałeś na magię. Jakby cię…

– Jakby sprawiała panu ból – dokończył cicho Neville, gdy Harry nie dał rady wydobyć z siebie słów.

– Rozumiem – wyszeptał Snape.

Drżącymi rękami naciągnął na siebie koc i odwrócił się do nich plecami. Harry widział, jak mięśnie jego pleców napinają się nerwowo pod białą tkaniną koszuli nocnej. Drgające spazmatycznie dłonie ukrył pod poduszką.

– Niczego nie będziecie sprawdzać – głos Snape’a był cichy i w jakimś stopniu złamany. – Chcę zostać sam.

Na początku Harry nie zrozumiał, ale potem poczuł, jakby ktoś uderzył go obuchem w skroń. Bo Snape wiedział. Wiedział coś, co się właśnie potwierdziło i postanowił zawczasu przeżyć żałobę, nikogo o tym nie informując.

Wyszli. Harry spojrzał przez ramię, po czym po raz pierwszy od pobytu Snape’a w swoim domu, dokładnie zamknął drzwi do swojego gabinetu.

Umieranie codzienneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz