Rozdział 1. Tajemnica

378 26 12
                                    

Do domu wrócił jeszcze bardziej zmęczony niż rankiem. Uroczystość przebiegła dokładnie tak, jak się tego spodziewał. Wszyscy byli w ponurym nastroju, niektórzy płakali. Minister wygłosił swoją mowę, później McGonagall swoją. Wielka sala pękała w szwach, choć dzień prędzej została znacznie powiększona. Pod sufitem zawieszono czarne wstęgi, a niebo nad nimi przedstawiało kotłowisko ciężkich, deszczowych chmur. Choć stoły uginały się od jedzenia, nikt nie biesiadował.

Harry schował się w cieniu jednej z bocznych kolumn. Starannie unikał natknięcia się na kogokolwiek znajomego, wyszedł jedynie na sam koniec. Oczekiwano od niego wygłoszenia mowy, a on czuł się zobowiązany względem rodzin zmarłych. Powiedział parę zdań, które Hermiona w zeszłym tygodniu starannie zanotowała mu na skrawku pergaminu. Odwiedził wraz z resztą żałobników grób Dumledore’a i drżącymi dłońmi ułożył przed nim wieniec. Resztę wiązanek odłożył na wcześniej przygotowane miejsce – później miały zostać przetransportowane do odpowiednich mogił.

Słońce powoli zachodziło, gdy już w domu transmutował wierzchnie ubranie w piżamę i wrzucił różdżkę ponownie do zagraconej szuflady. Czując nadchodzący ból głowy, pospiesznie wsunął się do łóżka i schował pod prześcieradłami. Ciśnienie gdzieś w mózgu powoli stawało się nie do zniesienia, a uszy wypełniał mu szum. Zacisnął powieki i modlił się, aby zasnąć.

Mimo że w nocy budził się wielokrotnie targany koszmarami i już od dawna wyschniętymi łzami, nie miał siły wstać z łóżka. Nie miał siły nawet próbować. Pewnie jutro koło południa wpadnie któryś z jego przyjaciół, żeby zmusić go do wstania i napełnienia żołądka. Do tego czasu jednak mógł leżeć tyle, ile tylko chciał.

---
 


Obudziły go podniesione głosy dochodzące zza drzwi. Było to nietypowe, bo zazwyczaj przyjaciele zwalali mu się na głowę pojedynczo. Zupełnie, jakby rozpisali sobie dyżury, pomyślał z rozdrażnieniem. Tym razem jednak ludzi było kilkoro i Harry, chcąc lub też bardziej nie chcąc, wygramolił się z łóżka. Potarł twarz dłońmi i westchnął ciężko. Pozwalał im tu przychodzić, bo czuł wobec nich dług wdzięczności. Nie życzył sobie jednak kłótni, nie miał na to siły.

– Hermiona, przestań, obudzisz Harry’ego! – Zza drzwi dobiegał zdenerwowany głos Rona. – Daj mu spokój, on nie musi mieć na głowie jeszcze tego palanta! Sama wiesz, w jakim jest stanie, to nie pomoże żadnemu z nich.

Harry zastygł z dłonią wyciągniętą w stronę klamki. Było coś, czego nie chcieli mu powiedzieć. Być może już od dłuższego czasu. Coś, co musiało go bezpośrednio dotyczyć. Odetchnął głęboko, sięgnął po różdżkę i ostrożnie nacisnął klamkę. Na palcach przemknął przez korytarz, schody i zatrzymał się obok kuchni. Przycisnął ucho do drzwi i wsłuchał się w ciche, nerwowe głosy.

– Może to mu właśnie pomoże z tego wyjść – odparła Hermiona, jak zawsze nieustępliwa. – Harry czuje się odpowiedzialny za… Wszystkich... Nawet za niego. Świadomość, że on nie zginął może go podnieść na duchu.

– Hermiono, on zginął – wtrącił cicho Neville. – Nie widziałaś tego, on jest tylko pustą skorupą. Jakby pocałował go dementor, ale nie do końca.

– Widziałam za to jego wyniki. – Hermiona krążyła nerwowo po kuchni, echo jej kroków niosło się po całym domu. Harry mógł się założyć, że jej twarz miała ten charakterystyczny dla niej zacięty wyraz. – Mózg nie został uszkodzony, on może z tego wyjść. Nie możecie go skreślać tylko dlatego, że…

– Że był palantem? – wciął się Ron. – Nie obchodzi mnie kim był, co zrobił i nawet co mu zawdzięczamy. Zachowywał się jak dupek i nie uwierzę, że nim nie był. Nie dał mi ku temu ani jednego powodu przez całe siedem lat. Mimo wszystko, nie skreślam go, niech sobie mugolscy medycy z nim robią co im się podoba. Postawią go na nogi? Świetnie, brawo dla nich. Nie sądzę jednak, że Harry musi brać w tym jakikolwiek udział. On ma wystarczająco dużo swoich problemów, nie potrzebuje jeszcze zaprzątać sobie głowy kimś, kto go nienawidził.

Umieranie codzienneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz