Rozdział 12

105 8 5
                                    

#TouchéeSNM na twitterze

Miłego czytania.

Kocham, Eayazja.

•••

Zbiegłam po schodach, wsuwając telefon do tylnej kieszeni. Co prawda Leith, pisał do mnie już pięć minut wcześniej, ale stwierdziłam, że wyglądam jak ostatnie nieszczęście i muszę się ogarnąć. Niestety chłopak zaczął okazywać swoje zniecierpliwienie i trąbił jakby się paliło, więc wciąż tak wyglądałam, tylko trochę mniej.

Zignorowałam zaciekawiony wzrok rodziców, którzy wciąż stali w kuchni. Nie zaszczyciłam ich choćby jednym spojrzeniem i od razu skierowałam się do wyjścia.

— Wychodzę! Wrócę późno! — krzyknęłam tylko. Nie miałam pojęcia, czy mnie w ogóle usłyszeli, ale to musiało wystarczyć. Mi musiało wystarczyć.

Chłopak najwyraźniej kompletnie stracił cierpliwość, ponieważ stał tuż pod drzwiami i nerwowo podrygiwał nogą. Uniosłam brew, on z kolei wyglądał, jakby dopadły go mordercze myśli. Chyba naprawdę nie tolerował spóźnień.

— W końcu! Ile można na ciebie czekać? — powiedział od razu, jak mnie zauważył i wyrzucił przy tym ręce w powietrze. Nie dał mi nawet chwili na odpowiedź, zbyt pochłonięty marudzeniem na mnie. — Wiesz, co oznacza słowo „punktualność"? Mogę ci to przeliterować. P-u-n...

— Leith — przerwałam mu, a on z wyraźną niechęcią skupił wzrok na mojej twarzy. — Mam problem z pilnowaniem czasu, nie angielskim. Zamiast literować, kup mi zegarek.

Nie czekałam na reakcję. Wyminęłam go i zanim wsunęłam się na miejsce pasażera, usłyszałam, jak mamrocze coś o niewdzięcznicach, które nie umiałaby przyjść na czas, nawet mając godzinę w oczach, przez co musiałam mocno zacisnąć usta, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Nowy sposób na denerwowanie go i od razu dzień staje się piękniejszy.

Nie wiem, czy minęło choćby pół minuty, gdy drzwi od strony kierowcy się otworzyły. Sięgnęłam do radia, ale zanim zdążyłabym włączyć jakąkolwiek stację, coś pacnęło mnie w dłoń. A właściwie ktoś. Uniosłam brew i odwróciłam głowę w stronę Leitha, tylko po to, żeby zobaczyć, że patrzy na mnie z taką samą miną.

— O co ci znowu chodzi? — zapytałam, kiedy cisza między nami zaczęła się przedłużać, co ani trochę mi się nie podobało.

— Może i jestem twoim osobistym szoferem, ale to ja wybieram muzykę.

Zamrugałam z niedowierzaniem. Zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy jeśli wciąż będę spędzała z nim tyle czasu, to czy jego idiotyzm nie udzieli się i mi.

— Klient nasz pan. Nie tak to leciało? — mruknęłam w końcu, odnosząc się do jego słów, ale posłusznie zabrałam rękę. Woził mnie, choć wcale nie musiał, więc stwierdziłam, że o ile nie włączy jakiegoś szajsu, to niech mu będzie.

— Tak — przeciągnął to słowo w sposób, który wręcz krzyczał ,,zaraz powiem coś cholernie głupiego". — Ale mi nie płacisz, więc jakość usług jest, jaka jest.

Parsknęłam. Okej, może wyjątkowo nie było to, aż takie głupie.

Gdy rozbrzmiały pierwsze dźwięki piosenki, skrzywiłam się i schowałam twarz w dłoni. Była to najbardziej tandetna, popowa piosenka, jaką kiedykolwiek słyszałam. A mieszkając z Ness przez tyle lat, słyszałam ich naprawdę sporo.

— Matko, co to ma być?

— Nie podoba ci się? — zapytał Leith niewinnym tonem, który od razu mnie zaalarmował. Uniosłam głowę. W oczy od razu rzucił mi się jego szeroki, zadowolony uśmiech, co oznaczało, że robił to specjalnie, tylko po to, żeby mnie zdenerwować.

Touchée. Smak naszych marzeń [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz