Rozdział 1

207 15 45
                                    

#TouchéeSNM na twitterze

Miłego czytania.
Kocham, Eayazja.

•••

— Myślałem, że po przegranej będziesz płakać w poduszkę i zrezygnujesz. A tu proszę. Co za zaskoczenie. — Leith uniósł wargi w drwiącym uśmiechu, patrząc znacząco na moją torbę szermierczą.

Przymknęłam oczy i zaczęłam odliczać od dziesięciu w dół. Nie uderzysz go, nie uderzysz, jesteś całkowicie spokojna. Mógł drwić ze wszystkiego, dosłownie wszystkiego, ale nie potrafiłam przełknąć porażek.

A on doskonale o tym wiedział.

Odwróciłam się w jego stronę i, tak jak on, przekrzywiłam głowę, po czym uśmiechnęłam się szeroko. Nienawidził naśladowania.

— Och, to było przejęzyczenie, tak? Poprzedni sezon musiał cię zdenerwować. Ile razy przegraliście?  — Wydęłam wargi w udawanym współczuciu. — Aż dziw, że tu jesteś, a w dodatku nadal nie zrezygnowałeś.

Podeszłam do niego i zadarłam głowę, tak by zrównać z nim poziom naszego wzroku. Odchrząknęłam. Chciałam przybrać, jak najsłodszy, a jednocześnie ociekający jadem głos.

— Zresztą od kiedy trzecie miejsce to przegrana? — Uniosłam brew. — W takim razie jeśli drużyna futbolowa częściej odnosi porażki niż wygrywa, to… cóż. Ciekawe czy to wina ich kapitana. Jak myślisz? — spytałam, dramatycznie ściszając głos. Poklepałam go w ramię i zanim zdążyłby coś odpowiedzieć, dodałam: — No, w każdym razie powodzenia na kolejnym meczu. To byłby wstyd znowu zawalić, racja?

Obróciłam się, wciąż z szerokim uśmiechem na ustach, i weszłam do budynku szkoły. Gdy tylko się w nim znalazłam, skrzywiłam się. Wręcz obsesyjnie zaczęłam wycierać dłoń o spodnie, na co mijający mnie ludzie posyłali mi zdziwione spojrzenia. W tamtym momencie nie interesowało mnie to jakoś szczególnie – jedyna rzeczą, która krążyła mi po głowie było „fuj”.

Wielkie, czerwone, neonowe „fuj”.

Byłam niemal pewna, że myśli Leitha wyglądały identycznie i mogłam się założyć, że zdjął z siebie bluzę, żeby wcisnąć ją później do szafki i nigdy więcej jej nie ubrać.

To nie tak, że my się nie lubiliśmy czy nienawidziliśmy. My po prostu nie byliśmy w stanie spędzić w swoim towarzystwie więcej niż dwóch minut, nie rozszarpując sobie przy tym wzajemnie gardeł.

Spojrzałam na wielki zegar w holu i przekalkulowałam w głowie ile czasu zostało mi do treningu. Ledwie zdusiłam przekleństwo. Pójście do samochodu było jednak złym pomysłem. Zacisnęłam szczękę i zaczęłam przepychać się między ludźmi, którym najwyraźniej było tak śpieszno do wyjścia, że tratowali wszystko na swojej drodze.

Kiedy w końcu udało mi się przedrzeć przez taki tłum, jakby co najmniej była ogromna wyprzedaż w Targecie, z ulgą otworzyłam drzwi do szatni. Gorzej z tym, że byłam w niej sama. Westchnęłam i ściągnęłam gumkę z nadgarstka, związując włosy w kok. Dokładnie w tym momencie poślizgnęłam się o cholerne spodnie, które jedna z dziewczyn zostawiła na podłodze. Udało mi się utrzymać równowagę, ale i tak musiałam wziąć głęboki wdech, żeby uspokoić moje mordercze skłonności.

Skończyłam się przebierać i tak cicho jak tylko mogłam, weszłam na halę sportową. Próbowałam nie zwracać na siebie uwagi i dołączyć do rozgrzewki, ale oczy wszystkich zwróciły się na mnie. Westchnęłam, przybierając uśmiech, który miał mówić „zostawcie mnie w spokoju, proszę”, co jednak niestety nie wyszło, ponieważ trenerka zmierzyła mnie surowym wzrokiem.

Touchée. Smak naszych marzeń [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz