#TouchéeSNM na twitterze.
Miłego czytania.
Kocham, Eayazja.•••
— No idę, już idę! — krzyknęłam, wychylając się przez okno. Nawet z tej odległości widziałam, jak twarz Leitha wykrzywia się w uśmiechu.
Przewróciłam ostentacyjnie oczami i zarzuciłam torbę na ramię. Nie minęło nawet pięć minut, odkąd przyjechał, a zdążył strąbić mnie już milion razy. Dla zasady pokazałam mu jeszcze środkowy palec i potem tak wolno, jak tylko się dało, skierowałam się ku drzwiom.
Niech się podenerwuje, a co.
Zapewne zeszłabym po schodach równie wolno, gdyby nie to, że u ich stóp stała mama z założonymi na piersi rękami, widocznie w oczekiwaniu na mnie.
— Pośpiesz się, twój chłopak się niecierpliwi.
— Mamo...
— Tak, tak wiem, to nie twój chłopak. — Machnęła ręką, nie dając mi dojść do słowa. Milutko, nie ma co. — Wiesz, mógłby przyjść tutaj, a nie ciągle do niego i do niego.
— Mamo...
— Może zaprosilibyśmy go i Hannah za tydzień na obiad, co? I tę małą, Ivy.
Westchnęłam. Odkąd mama zobaczyła nas na czymś, co najwyraźniej było moim największym błędem, ustanowiła sobie za życiowy cel wypytywanie mnie o Leitha.
— Kocham cię. — Odpuściłam sobie kolejną próbę wytłumaczenia jej tego wszystkiego i objęłam ją krótko. Zwłaszcza że ja sama się w tym wszystkim gubiłam. — Wychodzę.
— Tylko pamiętaj...
— Tak, wiem, terapia o czternastej, mam się nie spóźnić. Pamiętam, naprawdę.
— Dobra, leć, bo jak zatrąbi jeszcze raz, to pani Davis go chyba zamorduje.
Zdusiłam śmiech na wyobrażenie przygarbionej staruszki, która podchodzi do Leitha, krzyczy do niego ,,ty chuliganie!" i zaczyna okładać go torebką.
Ostatni raz cmoknęłam mamę w policzek, machnęłam na pożegnanie tacie i tym razem bez większego ociągania, wciągnęłam na siebie płaszcz i wyszłam z domu. Bo co jak co, ale pani Davis, mimo swojego wieku i postury, potrafiła być przerażająca.
Leith na mój widok w teatralny sposób, odchylił głowę do tyłu, jakby dziękował Bogu za to, że w końcu postanowiłam łaskawie zawlec tam swój tyłek.
— Wiesz, mam wrażenie, że za każdym razem szykujesz się coraz dłużej — mruknął, wsiadając do samochodu. Podążyłam jego śladem i wsunęłam się na miejsce pasażera.
— Wypraszam sobie, ostatnio marudziłeś, bo czekałeś pół godziny. A dzisiaj jedynie — zerknęłam na godzinę na wyświetlaczu — niecałe dwanaście minut.
Rzucił mi krótkie spojrzenie, którego za nic nie potrafiłam zrozumieć i zwolnił hamulec ręczny.
— Gratulacje — sarknął. — Może byłabyś tak łaskawa i szykowała się przed moim przyjazdem, a później ograniczyła czas wyjścia do dwóch minut?
— Czy mogłabym? Zapewne tak. Ale czy mi się chce? Nie. — Wzruszyłam ramionami.
Zatrzymaliśmy się na czerwonym, więc przeniósł na mnie swój wzrok.
— Ja — złapał się za klatkę piersiową — specjalnie dla ciebie wstaję w weekend o nieludzkiej porze, jaką jest ósma rano, a ty nie chcesz...
CZYTASZ
Touchée. Smak naszych marzeń [WOLNO PISANE]
Teen Fiction„Tego dnia zaczęłam mieć ogromny dług wdzięczności wobec chłopaka, którego zawsze nienawidziłam. I nie miałam pojęcia co z tym zrobić." Po stracie siostry szermierka była jedynym co trzymało Arden przy zdrowych zmysłach. Przynajmniej ona tak sądziła...