Rozdział 7

108 6 9
                                    

#TouchéeSNM na twitterze

Miłego czytania.
Kocham, Eayazja.

•••

Z jękiem zakryłam oczy ramieniem, po sprawdzeniu godziny na telefonie. Obudziłam się o cholernej czwartej rano. Miałam tak rozregulowany rytm snu, czemu się nawet nie dziwiłam, że nie było szans, że znowu zasnę. Podgłośniłam muzykę i niezadowolona wygramoliłam się z łóżka. Musiałam jakoś spożytkować te dodatkowe kilka godzin.

Nuciłam lekko pod nosem i zaczęłam się ogarniać. Zwróciłam szczególną uwagę na to, żeby pomalować się wodoodpornymi kosmetykami, skoro wiedziałam, że będę płakać. Miałam zamiar pojechać na grób Nessy.

Uśmiechnęłam się delikatnie do swojego odbicia i ostrożnie, żeby nie obudzić rodziców, zeszłam na dół. Zgarnęłam do plecaka butelkę z wodą, zarzuciłam na siebie kurtkę i wyszłam na dwór. Samochód chyba wyczuł, że bardzo mi na tym zależało i że jeśli nie zrobiłabym tego w tamtej chwili, to ponowne zebranie się długo by mi zajęło, ponieważ bezproblemowo ze mną współpracował.

Zanim ruszyłam wzięłam ostatni głęboki wdech. Choć wcześniej zahaczyłam o kwiaciarnię, droga była wyjątkowo pusta, więc dotarcie na cmentarz nie zajęło długo. A mimo to ciągle siedziałam w samochodzie, nie potrafiąc się zebrać do wyjścia z niego. To nie tak, że nie chciałam, nie mogłam tego zrobić.

Byłam tam zaledwie kilka razy i czułam się z tym cholernie źle. Jeszcze bardziej potęgowało to to, że wiedziałam, że gdybym to ja tam leżała, nie byłoby tygodnia, jak nie dnia, w którym Vanessa by mnie nie odwiedziła. Nie potrafiłam inaczej, na cmentarzu jej śmierć była zbyt namacalna, czułam ją praktycznie każdym zmysłem. Zasługiwała na lepszą siostrę.

Przełknęłam ślinę, musiałam wziąć się w garść. Zdjęłam słuchawki, włożyłam telefon do kieszeni i wyszłam z auta. Powoli brałam kolejne oddechy, idąc drogą, która już dawno wyryła się w mojej pamięci. Gdy zobaczyłam nagrobek z doskonale znanym mi imieniem, zacisnęłam mocno powieki. Policzyłam w myślach do dziesięciu i otworzyłam je z powrotem.

Położyłam fiołki, będące jej ulubionymi kwiatami, na grobie i wysiliłam się na lekki uśmiech. Usiadłam na ziemi, gdzie wcześniej rozłożyłam kurtkę, tak żeby nie pobrudzić spodni. Czułam zbierające się w oczach łzy, ale zignorowałam je. Wiedziałam, że skupianie się na nich było złym pomysłem.

— Cześć — wychrypiałam cicho. Zawsze przy jej grobie mówiłam, mimo że nie wiedziałam czy mnie słyszy. Miałam nadzieję, że tak albo że jest gdzieś w lepszym miejscu. Wizja pustki po śmieci, była zbyt przerażająca. — Dawno mnie tu nie było, co?

Podciągnęłam kolana pod brodę i objęłam je rękami. Wciąż opowiadałam o wszystkim co się ostatnio działo, o wszystkich głupich pomysłach i myślach. Cały czas, sama nie wiedząc dlaczego, mówiłam niemal szeptem. Tak, jakbym bała się, że każdy głośniejszy dźwięk, może zaburzyć tę chwilę. Nawet się nie spostrzegłam, kiedy niebo było już całkowicie jasne, a moje ciało odrętwiałe.

Westchnęłam i podświetliłam ekran telefonu, chcąc sprawdzić godzinę. Z niechęcią podniosłam się. Jeśli nie chciałam dostać opieprzu od Cliftona, musiałam się zbierać. Nachyliłam się, by poprawić wiązankę, którą poprzedniego dnia najwyraźniej zostawili rodzice i skinęłam do siebie głową.

— Tęsknię, Ness, wiesz? — zapytałam, choć doskonale wiedziałam, że mi nie odpowie. Wzięłam głęboki oddech i zanim odeszłam, dodałam: — Kocham cię.

Ale gdy wsiadłam do samochodu, nie ruszyłam. Zamiast tego oparłam czoło o kierownicę i zaczęłam liczyć. Na początku do dziesięciu, później do dwudziestu, do stu. Gdzieś przy dwieście się pogubiłam. Dopiero wtedy się wyprostowałam.

Touchée. Smak naszych marzeń [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz