Rozdział 11

97 8 0
                                    

#TouchéeSNM na twitterze

Miłego czytania.
Kocham, Eayazja.

•••

Z rozbawieniem obserwowałam kłótnię o to, kto ma siedzieć z przodu. Leith co prawda dołączył do reszty drużyny, ale zostawił Kinga, któremu samochód postanowił odmówić współpracy, Meredith, która przyjechała z nim oraz Dahlię, którą to ja wcześniej podrzuciłam, na moją laskę. 

To znaczy, zostawił mi ich odwiezienie, twierdząc, że nie muszę zawozić go na cmentarz, ponieważ już wcześniej odebrał swoje auto. Zanim się ulotnił, z uśmiechem życzył mi jeszcze powodzenia, co zrozumiałam dopiero, gdy patrzyłam na tę zażarcie gestykulującą trójkę. Żadne z nich nie miało zamiaru odpuścić tego miejsca.

Po kilku minutach przestało być to zabawne, a zaczęło nużące. Żeby zwrócić na siebie ich uwagę, odchrząknęłam głośno, co sprawiło, że poczułam się jak matka wyjątkowo hałaśliwych dzieci. Kiedy w końcu zrobili to z wyraźną niechęcią, wyjęłam z kieszeni kluczyki i rzuciłam je Meredith.

— Ty siadasz z przodu. — King z Dahlią już otwierali usta, zapewne do pełnego oburzenia krzyku, ale szybko im przerwałam. — A jedno z was kieruje. Nie obchodzi mnie czy będziecie grać w papier kamień nożyce, czy się pozabijacie, ale za pięć minut ruszamy. Wy się odwieziecie do domów, a potem ja usiądę za kierownicą. Proste? Proste. 

Meredith usiadła z uśmiechem wyższości na miejscu pasażera, a ja wyślizgnęłam się na miejsce z tyłu. Zgadywałam, że dziewczyna właśnie gratulowała sobie w duchu tego, że nie miała prawa jazdy. Przez chwilę zastanawiałam się, czy może jednak nie zostawić kłócącej się dwójki na parkingu, ale stwierdziłam, że poczekam te pięć minut.

Na moje niezadowolenie, uwinęli się w trzy. Tylne drzwi otworzyły się i przez chwilę jedynym co mogłam zarejestrować, była burza rudych włosów. Musiałam zdusić parsknięcie, gdy King również wsiadł do samochodu, a od wyraźnie podminowanej Dahlii zaczęły lecieć liczne wyzwiska.

Kto by pomyślał, że z głupim miejscem może się wiązać tyle emocji.

— Może to gruchot, ale choćby go zarysujesz i możesz pożegnać się z głową, jasne? — Ostrzegłam jeszcze chłopaka, na co skinął głową. 

Nie przejął się tym jakoś szczególnie.

Przez zaledwie kilka minut jazdy złamaliśmy chyba wszystkie możliwe przepisy drogowe. I to dwukrotnie. Nawet nie wiedziałam, że to ustrojstwo może jechać tak szybko. Zapamiętać: nigdy nie dawać prowadzić Kingowi, jeśli nie chce się stracić życia lub samochodu.

Dahlia mieszkała niedaleko szkoły, więc siedziałam już z tyłu sama. Kurczowo trzymałam się uchwytu nad drzwiami, jakby od tego zależało moje życie i brałam głębokie wdechy. Uchyliłam okno. Potrzebowałam powietrza.

Meredith zerknęła na mnie w lusterku i zmarszczyła brwi.

— Wszystko w porządku?

— Mhm, jasne. Dlaczego pytasz? — Zanim zdążyłaby odpowiedzieć, dodałam, tym razem w stronę Kinga: — Możesz trochę zwolnić?

Obejrzał się w moją stronę i gdy już miałam go opierdzielać, że ma patrzeć na drogę, wrócił do niej spojrzeniem. Poczułam, jak samochód powoli zwalnia, a moje palce zaczęły luzować chwyt.

— Dziękuję.

Zauważyłam, jak chłopak pokręcił delikatnie głową, jakbym powiedziała coś głupiego.

— Nie ma sprawy.

•••

Odrzuciłam już chyba tysięczne zaproszenie do znajomych i miałam głęboko gdzieś, czy ludzie uznają mnie przez to za zimną sukę. Czułam, jakbym spędziła nad tym pół dnia i to tylko dlatego, że przez drugie pół miałam indywidualny trening. Chciałam już tylko wyrzucić ten telefon przez okno, zakopać się w kołdrze i nie wychodzić spod niej do końca weekendu. Przy odrobinie szczęścia zabrakłoby mi powietrza, a tym samym w końcu uwolniłabym się od tej chodzącej bandy idiotów.

Touchée. Smak naszych marzeń [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz