Rozdział 9

134 8 2
                                    

#TouchéeSNM na twitterze

Miłego czytania.
Kocham, Eayazja.

•••

Pani Thorley przypatrywała mi się z niezadowoleniem. Kilka razy mówiłam jej, że to nie moja wina, ale skoro to nie zadziałało, musiałam zmienić taktykę. Uśmiechnęłam się więc w najbardziej niewinny sposób, jaki potrafiłam, w duchu licząc, że w ten sposób uniknę pompek.

Choć to spóźnienie naprawdę nie było moją winą. Po ostatniej lekcji Meredith z Kingiem chcieli się dowiedzieć, jak to się stało, że stosunki moje i Leitha się poprawiły, więc zaczepili mnie na korytarzu. Wolałam uniknąć odpowiedzi, ponieważ im więcej kłamstw, tym łatwiej się w nich pogubić. Zaczynałam kolejne tematy, w nadziei, że wywinę się z powodu treningu cheerleaderek. Meredith jednak kompletnie się tym nie przejmowała. W końcu wymamrotałam coś o zakopaniu toporu wojennego i żeby zapytali Leitha o szczegóły, ale było już kilka minut po czasie.

Jakby tego było mało, kiedy już byłam w szatni, jedna z dziewczyn zostawiła rozwalone spodnie na podłodze. Zakładałam, że kolejny raz należały one do Lary. Poślizgnęłam się o nie, ale tym razem nie udało mi się zachować równowagi, przez co zaliczyłam bliskie spotkanie z podłogą. I nie było ono ani trochę przyjemne.

Trenerka posłała mi ostatnie spojrzenie i machnęła ręką, na znak, żebym dołączyła do reszty. Nie miałam pojęcia czy odpuściła mi ze względu na moją wyjątkową punktualność w trakcie ostatnich kilku dni, czy może mój upadek był gorszy, niż sądziłam i miałam rozkwaszony nos, ale nie czekałam, żeby się dowiedzieć. Szybko podbiegłam do reszty dziewczyn, póki pani Thorley nie zmieniła zdania.

Zaczęłam się rozgrzewać, wcześniej witając się z dziewczynami. Oprócz kilku spięć miałyśmy raczej dobre stosunki. Nawet jeśli, z wyjątkiem nielicznych wyjątków, walczyłyśmy indywidualnie, a nie drużynowo. Różniłyśmy się również poziomem — Macy i ja zaczęłyśmy ćwiczyć szermierkę praktycznie w piaskownicy, a Eleanore zaledwie przed kilkoma latami. Może nie byłyśmy przyjaciółkami i nie dzieliłyśmy się ze sobą każdym kawałkiem naszego życia, ale mogłyśmy na siebie liczyć. Nawet jeśli chciałam czasami udusić je za zostawianie swoich rzeczy, gdzie popadnie.

Trening uważałam za nawet udany, mimo że w mniej więcej połowie zmęczenie i nagromadzone emocje z ostatnich dni, zaczęły dawać o sobie znać. Byłam w trakcie zbierania swoje rzeczy, gdy ktoś z hukiem wszedł do szatni. Zerknęłam, choć doskonale wiedziałam, kto to był. Tylko jedna z nas uwielbiała efektowne wejścia.

Lara zaczęła rozglądać się uważnie po pomieszczeniu, tak jakby czegoś szukała, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że mordercze spodnie po raz kolejny należały do niej. W końcu oburzona podeszła do kosza na śmieci i wyjęła z niego dresy.

Bez większego zastanowienia, od razu spojrzała na mnie z furią. To naprawdę było tak oczywiste, kto to zrobił?

— Arden — warknęła. Musiałam zdusić zadowolony uśmiech, bo cholera, naprawdę sama się o to prosiła. Zamiast tego przybrałam na twarz udawaną skruchę.

— Ojej, to było twoje?

— A czyje, idiotko?!

— Leżało rozwalone na podłodze, więc myślałam, że to jakaś szmatka, zostawiona przez woźnego. — Nie czekałam na jej reakcję, tylko przepchałam się do wyjścia.

Gdy tylko znalazłam się w samochodzie, odetchnęłam z ulgą, że tym razem nie musiałam się użerać z kimkolwiek innym. Miałam właśnie zwolnić ręczny, ale się zawahałam. Przyszła mi do głowy myśl, przez którą zagryzłam wargę, zastanawiając się, czy to dobry pomysł. Zanim zdążyłabym się rozmyślić, wyjechałam z parkingu i skierowałam się w kierunku, który doskonale znałam, mimo że wolałabym nie.

Touchée. Smak naszych marzeń [WOLNO PISANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz