13

483 42 0
                                    

Miałam ochotę wiać. Uciec stad jak najdalej, byle tylko nie spędzić w tym domu choćby sekundy dłużej. Przerażała mnie wizja ślubu, okłamywania najbliższych i chęci uzyskania benefitów w tak nieczysty sposób. I choć Benjamin przekonywał mnie co do słuszności podjętych przez nas działań, ja mierzyłam się z coraz większymi wątpliwościami.

Było dość późno, więc mogłam pobyć w końcu sama, kiedy reszta domowników układała się do snu. Ścisnęłam mocno płaszcz trzymany w ręku i usiadłam na ławce. Mój przyspieszony oddech widoczny był jako biała chmurka unosząca się tuż przy mojej twarzy, uświadamiając mi jak zimno musiało być. A jednak mi to nie przeszkadzało. Wpatrywałam się usilnie w taflę wody, którą miałam przed sobą, próbując oswoić swój umysł z miejscem, w którym się znalazłam.

Cisza, która mnie otaczała została przerwana w momencie kiedy głośny trzask łamanej gałęzi zburzył mój spokój. Nerwowo poruszyłam głową a w momencie kiedy moje spojrzenie spotkało się w ciemnymi tęczówkami Thomasa, zastygłam w bezruchu.

- Nie sądziłem, że jeszcze kogoś tu spotkam.- przyznał nerwowo, wskazując dłonią na drugi koniec ławki, pytając mnie o zgodę na zajęcie miejsca.

Kiwnęłam nieudolnie głową, po czym jakby wybudzona z dziwnego letargu odparłam.

- Nie mogłam zasnąć.

Zmierzyłam go wzrokiem, czując to ciężkie powietrze, które wręcz nad nami wisiało. I nie, wcale nie chodziło o pogodę.

- Nie mogę zrozumieć czy to przez ciebie mój syn postanowił tam zostać, czy jednak jest tak mocno oczarowany tym miastem.- zaczął, na co się spięłam.

- Proszę mi wierzyć, nie mam z tym nic wspólnego.- odpowiedziałam z zadziwiającą szczerością.

- Och, nie byłbym tego taki pewny.- odparł nonszalancko, układając łokieć na oparciu.- Mój syn postanowił nas postawić przed faktem dokonanym, informując nas na dwa miesiące przed ślubem, że ma narzeczoną. Nie dziw się moja droga, że jestem zaskoczony.- urwał na moment, spoglądając na moje złączone dłonie.- Nie znam cię. Nic o tobie nie wiem.

- Ja, to znaczy...- złapałam głęboki oddech, czując jak niemal lodowate powietrze drażni moje gardło.- Jeśli tylko chce pan o mnie cokolwiek wiedzieć proszę pytać.- wypowiedziałam już znacznie mniej drżącym głosem.

Każda sekunda z ojcem Benjamina przyprawiała mnie o mdłości. Byłam wystraszona do granic możliwości, sądząc, że to właśnie ostatni moment naszej zmyślonej historii, bo właśnie za chwilę wszystko się wyda. Ja pójdę siedzieć, a moje długi wzrosną do niebotycznej kwoty, której nie zdołam spłacić przez kolejne trzy wcielenia.

- Zdążyłem dowiedzieć się, że mój syn właśnie pomógł ci dostać się na rozmowę do jednej z głównych firm farmaceutycznych w Stanach.- wypowiedział, mrużąc przy tym oczy.

- Tak, to prawda.- obruszyłam się, łącząc nasze spojrzenia. – To pewnie wie pan także jakie kierunki skończyłam i gdzie pracowałam wcześniej.- zarzuciłam, zdając sobie sprawę dokąd zmierza ta rozmowa.

A nic nie wkurzało mnie bardziej niż umniejszanie moich osiągnięć. W końcu do czasu mojego zwolnienia przez Xaviera wiodło mi się naprawdę nieźle. A moje stopnie i stypendia nie wzięły się znikąd.

- Nie chcę po prostu by kolejna osoba polegała wyłącznie na moim synu, biorąc za pewnik jego znajomości i dobre serce.- przyznał przechylając przy tym głowę i rzucając mi przepraszający uśmiech.- Nie zrozum mnie źle, nie wydajesz się karierowiczką, idącą po trupach do celu, ale mimo wszystko coś mi tutaj nie pasuje...

Wiza na miłość ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz