XIV

1.3K 98 99
                                    

Nagle wiele rzeczy zadziało się w jednej chwili. Wszyscy wyciągnęli różdżki, blondyn przyciągnął mnie do siebie.

- Quinn, proszę Cię tylko nie wpakuj się w kłopoty – zdążył szepnąć i koło mojego ucha świsnęło zaklęcie oszałamiające i padł na ziemię.

- Ginny! – wrzasnęłam do mojej rudej koleżanki, która była sprawczynią owego zaklęcia.

- Musimy iść – powiedziała ciągnąc mnie za nadgarstek, tym samym, nie dając możliwości sprawdzenia czy z Draco wszystko okej. – Harry i Hermiona mogą mieć poważnego kłopoty.

Wybiegliśmy na błonia i zaczęliśmy się rozglądać za przyjaciółmi.

- Widzicie ich gdzieś ? – zapytał Ron drapiąc się po głowie.

- Tam są! – Nevill wskazał palcem na dwie postacie wychodzące z Zakazanego Lasu.

- Ale gdzie jest Umbridge? – zastanowiłam się.

- Pewnie zaatakowały ją Leśnistrutki – powiedziała Luna. – Nie wiecie co to? No przecież one żyją w lasach – powiedziała, tak jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie, widząc nasze zaszokowane spojrzenia.

Minęło kilka minut zanim Harry i Hermiona znaleźli się przy nas.

- Gdzie Umbidge? – zapytała ich Ginny.

- To teraz nieważne, musimy się jakoś szybko dostać do Londynu, do Ministerstwa – odpowiedział chłopak. – Tylko jak?

- Możemy polecieć – odparła rozmarzonym głosem Luna.

- Polecieć? – Ron wyglądał na zaniepokojonego jej pomysłem.

- Testrale – odparła, jakby znów próbowała nam przekazać najnormalniejszą rzecz na świecie.

- Masz na myśli to coś, co widzisz tylko Ty i Harry? – upewniłam się.

- Świetny pomysł – Harry wydawał się zadowolony. – Ale lecę sam, nie mogę was narażać.

- Nie ma opcji, lecimy z Tobą – zaprotestowała Hermiona.

- Możecie mieć przez to kłopoty...

- Jakbyśmy już ich nie mieli – powiedziałam krzyżując ręce na piersiach.

- No dobra, to prędko – dał się przekonać.

Pół godziny później biegliśmy już ciemnym korytarzem w podziemiach Ministerstwa. O tej porze nie było już pracowników, jednak dziwiła mnie łatwość z jaką udało nam się tu dostać.

- Tędy, pamiętam z mojej wizji – wskazywał nam drogę Harry. – To był w pomieszczeniu z mnóstwem regałów – mówił, po kolei otwierając wszystkie drzwi.- TUTAJ.

Przeszliśmy razem z nim przez drzwi, za którymi znajdowała się olbrzymia ciemna hala, wypełniona wysokimi regałami, na których znajdowały się niewielkie przezroczyste kule, wypełnione srebrzystym, jak mi się wydawało, pyłem. Kul były tysiące, a może nawet miliony.

- Szukajcie rzędu 53 – powiedział Harry. – Najszybciej będzie jak się rozdzielimy.

- Lumos – mruknęłam do różdżki by odrobinę oświetlić sobie drogę i wbiegłam w jeden z rzędów, jak się okazało o numerze 77, skręciłam w lewo i dostrzegłam że jestem przy rzędzie nr 92. Jeszcze raz w lewo, potem, w prawo i lewo po raz kolejny. Spojrzałam na regał, na który złotymi cyframi była wyryta liczba 53. Wyciągnęłam różdżkę spodziewając się jakiegoś możliwego zagrożenia, jednak nikogo tam nie było.

- Harry! – krzyknęłam. – Chodźcie tutaj! Znalazłam! – wystrzeliłam kilka czerwonych iskier w górę, po to aby przyjaciele nie mieli problemu z odnalezieniem mnie. Zaczęłam oświetlać każdą z kul, by się im przyjrzeć. Pod każdą znajdowała się metalowa tabliczka opatrzona imieniem i nazwiskiem. Nagle pod jedną z nich spostrzegłam napis Harry Potter.

Zostań ze mną || Draco MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz