4.

498 36 38
                                    

[maraton 1/3 na piątek]

I tak jak myślałem sobota nadeszła bardzo szybko. Pomimo ciężkiej pracy którą włożyliśmy z Wardegą w to wszystko wreszcie mieliśmy wolne. Rozeszliśmy się w dosyć przyjaznej atmosferze więc również postanowiliśmy, że razem się wybierzemy na świąteczne spotkanie influlenserów. Była dopiero czternasta, ale uzgodniłem już z Sylwkiem, że spotkamy się o szesnastej pod moim domem.

O dziwo wreszcie byłem wypoczęty, ale cały czwartek musiałem spać z Druitem w jednym łóżku co było bardzo, ale to bardzo niekomfortowe i nie tylko ze względu na to, że jeszcze kilka dni temu się nienawidziliśmy, ale też ze względu na to że Sylwester był hetero. Znaczy wiadomo ja też, ale to było miłe a zarazem nowe, inne uczucie.

A to wszytko zaczęło się przez to, że wydrukowane stosy papierów, wywołanych zdjęć położyliśmy na kanapie, co mówiąc szczerze z biegiem czasu okazało się błędne bo kiedy przysypialiśmy nie mieliśmy siły posprzątać tego wszystkiego. Więc musiał spać ze mną. Musiał. To słowo odbiło się w mojej głowie jak jakieś echo, które z chwili na chwilę stawało się coraz głośniejsze i zawierające w sobie coś co sprawiało, że czułem się szczęśliwy.

Ubranie się w czarny garnitur było moim jedynym rozwiązaniem bo szczerze nie chciałem dostosować się do "świetnych planów Wardęgi". Naprawdę ubranie się w policjantów było tak chujowym pomysłem, że to aż bawiło. Zostały mi około dwie godziny więc naprawdę nie miałam pomysłu co już mogę robić, kawy mam już dosyć tak samo jak snu. Wypicie pięciu w cholerę wielkich kubków kawy pewnie było złym pomysłem. Siedząc przy biurku szperałem w internecie na temat obecnej pedofilii. Czy znalazłem coś konkretnego? Nie. Lista podejrzeń którą miałem nie zadawała mnie dosłownie osiemdziesiąt idoli z dzieciństwa już nimi nie jest. Pieprzeni.
                                     

Kolejne screeny, głósowki sprośne zdjęcia, okropne podteksty. Przeszukując wszytko co zeszłego wieczoru przesłał mi Sylwek zajęło mi trochę czasu. Była prawie szesnasta. Przeklnąłem cicho pod nosem i wyłączając komputer odsunąłem się od biurka na krześle. Wstałem i ruszyłem do swojej szafy. Otworzyłem ją i wziąłem białą koszulę i marynarkę. Postem wziąłem jakieś czarne "eleganckie" spodnie. Ubierałem się trochę szybko więc mój krawat był dosyć potargany jak włosy, ale chciałem się wyrobić na szesnastą. Wardęga dzwonił do mnie już dwa razy, ale byłem skupiony na czym innym. W momencie kiedy wszedłem do przedpokoju usłyszałem dzwonek do drzwi. Wyjrzałem przez witraż a moim oczom objawił się nie kto inny jak mój kolega Sylwek. Otworzyłem mu.

-Siema- przybiliśmy szufle na powitanie i szerzej drzwi odchyliłem. Mężczyzna nie spuszczał wzroku z mojego krawatu.

-Coś nie tak?- zapytałem na co ten przyciągnął mnie bliżej siebie i rozwiązał mi krawat

-Myślałem że potrafisz wiązać krawaty - zaśmiał się. Sam był ubrany w czarny garnitur i białą koszulkę. Możemy się podać za mężczyzn w czerni. Zawiązując mi krawat nie odrywałem wzroku od jego twarzy.

-Chodz już- przeczesał mi ręką włosy i odwrócił się w stronę wyjścia, a ja poczułem ciepło na policzkach. Kurwa konop co się z tobą dzieje...

Idąc w stronę auta była totalna cisza, nawet unikałem kontaktu wzrokowego. Wsiedliśmy do auta dalej bez żadnego słowa

                                   *****

Weszliśmy do sali, która była udekorowana całą na czarno, były różne świecące dynie, pająki, pajęczyny, szkielety, mumie Zombiaki i inne dyrdymałki, ale najbardziej moją uwagę przykuł Boxdel, który siedział obok niskiej blondynki.

-Sylwek?- chłopak spojrzał na mnie i powędrował wzrokiem na kanapę  gdzie siedział Michał Baron. Kiedy zauważył jak szepcze jej coś na ucho oboje zrozumieliśmy po jej śmiechu kim ona była. Ta dziewczyna to była hejka tu Lenka.....

-Pierdoleni pedofile- odwrócił się na pięcie a ja złapałem go za rękę. Ukradkiem spojrzał na mnie i niechętnie się odwrócił.

-Im szybciej ich złapiemy tym mniej osób ucierpi, a więcej uwolni się od przeszłości Sylwek proszę - westchnął, ale to miało chyba oznaczać tak.

-Poprostu chodźmy- pokiwałem głową i ruszyłem za kolegą. Impreza miała odbyć się o osiemnastej, ale jak widać większość osób wolała być szybciej. Obiecałem sobie, że dzisiaj nie wezmę ani łyczka, alkoholu ale widok czarnego ponczu z czerwonym brokatem wyglądał bardzo zachęcająco. Jeden kubek nie zaszkodził jeszcze nikomu mam rację?.

-Rozdzielmy sie- zaproponowałem. Nie tylko ze względu na znalezienie podejrzanych, ale również ten kuszący poncz. Druit pokiwał głową na tak. Ruszyłem w stronę mojego upragnionego ponczu.

                           

                  .Perspektywa Narratora. 

Pierwszy kubek i szukanie osób z listy nie sprawiły mu kłopotu znalazł dwie podejrzane osoby jednak alkohol który zaczynał buzować mu w żyłach zrobił swoje. Poszedł po kolejny kubek.

Drugi.

Trzeci.

Czwarty.

Piąty.

I tak przez kilka dobrych minut. Mikołaj był już o osiemnastej tak pijany, że ledwo mógł ustać na nogach. Kiedy zobaczył swojego druha Wardęgę od razu do niego podszedł zwalając przy okazji kilka rzeczy ze stołów i ścian.

-Konop? Nachlałeś się?! Mieliśmy szukać podejrzanych a nie odurzać się alkoholem!- powiedział z powagą w głosie a pan Tylko się jedynie zaśmiał drwiąco. Stanął na palcach i przybliżył swoje usta do ust kolegi. Ich pocałunek trwał dobrą chwilę, ale w pewnym momencie Mikołaj nie utrzymał się na własnych nogach i upadł na ziemię. Nikt się nie spodziewał, że dwójka wrogów się pocałuje na oczach prawie całego świata polskiego influ. Wardęga dotknął swoich warg, a następnie pomógł wstać koledze.

-Coś ty odwalił- powiedział do siebie Druit szeptem prowadząc konopskyy'ego do wyjścia.

Współpraca |Wardęga x Konopski|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz