Rozdział 3

232 11 5
                                    

Muszę przyznać, że brakowało mi takich osób w życiu. Otwartych, szczerych, zaufanych i takich, którzy poprostu są z tobą nieważne co by się działo i spędzają z tobą czas na oglądaniu filmów czy jakiś innych głupotach, nigdy nie kończą wam się tematy do rozmów, są zawsze po twojej stronie, nawet w negatywnych rzeczach znajdują pozytywy i rozświetlają  ci drogę jak słońce.

Już zdążyłam pokochać to miasto i nie miałam zamiaru szybko go opuszczać.

Właśnie wychodziliśmy z wody, po kilku godzinach zabaw. Poznałam każdego z nich jeszcze lepiej, a z Baxterem złapałam jeszcze lepszy kontakt co mnie cieszyło. Poznałam historię z jego siostrami i tego jak „wywalili go z Queensland". Każdy opowiedział mi jak poznał każdego z osobna i niektórzy mieli naprawdę ciekawe historie.

Gdy się ogarnęliśmy i spakowaliśmy do auta, którym przyjechał po nas Manu ustaliliśmy, że wybierzemy się na wczesny obiad, bo była dopiero 11, lecz po pierwsze woda wyciąga energię z człowieka i męczy, a po drugie nie chciałam się z nimi jeszcze rozstawać.

Dotarliśmy do jakieś znanej przez nich restauracji, gdzie zamówiłam tylko frytki. Byłam jedyna z takim zamówieniem i czułam się z tym niekomfortowo, bo inni zamówili pizzę, sałatkę czy spaghetti.

W oczekiwaniu na zamówienie poruszyliśmy już chyba każdy możliwy temat. Ale gdy zamówienie przyszło ich buzię też się nie zamykały. Szczerze mówiąc byłam chyba najmniej udzielająca się osobą i w spokoju poprostu jadłam swoje frytki wsłuchując się w ich wypowiedzi. Zjadłam połowę, a nawet nie swojej porcji, a byłam przejedzona. Poppy gdy zauważyła, że odstawiłam talerz trochę dalej patrzyła na mnie ze zmartwieniem, co po części rozumiałam, ale nie miałam siły się jej tłumaczyć. Byłam zbyt zmęczona, w końcu to ona wyrwała mnie z łóżka o nienormalnie wczesnej godzinie. Posłałam jej tylko uspokajające spojrzenie, które doskonale poznawała, więc kiwnęła głową i odwróciła wzrok. Jednak siedzący z mojej drugiej strony Radic wyglądał na złego, przejętego i szczęśliwego jednocześnie, naprawdę nie wiem jak to możliwe, że jego twarz potrafi wyrazić tyle sprzecznych emocji na raz. Najprawdopodobniej jest zły, że nie jem, przejęty, że nie jem i szczęśliwy, a bardziej śmieje się poprostu z opowiedzianej właśnie przez Bodhi historii.

-Czemu nie jesz?-zapytał patrząc mi głęboko w oczy, teraz jedyne co mogłam odczytać z jego twarzy to zmartwienie. To niesamowite, że tak szybko się przestawił i wyłączył wszystkie inne emocje jak na jakiś przycisk.

-Najadłam się.-odpowiedziałam szczerze, też wpatrując mu się w oczy.

-Przecież nic wcześniej nie jadłaś. Proszę dokończ chociaż te frytki.-powiedział z troską w oczach.

-Ale ja naprawdę nie mogę.

-To zjedz chociaż trochę jeszcze.-ugięłam się pod wpływem jego błagalnego tonu.

Takim sposobem zjadłam cały, mały, uroczy kosz do frytury wypełniony po brzegi frytkami. Zmusiłam się do jedzenie wiedząc, że Radicowi bardzo na tym zależy, a poza tym, gdy tylko nie ruszyłam jedzenia po jakieś minucie patrzył na mnie karcąco, a jak raz nie zareagowałam to wpakował mi siłą do buzi frytkę. To było słodkie, bo wiem, że się martwił i niektórzy mogli by to nazwać przymuszaniem czy zmuszaniem do jedzenia, ale ja nie odczuwałam tego, mimo wszystko bawiłam się świetnie.

-Winter?-zaczął niepewnie Manu.-Mogę zadać ci pytanie, które nurtuje chyba każdego z nas?

-Jasne, nie ma problemu.

-Skąd masz deskę? Jest idealnie wykonana, a poza tym wydaje mi się, że skądś ją kojarzę.

-Deskę odziedziczyłam po moim ojcu, możesz ją kojarzyć, ponieważ to na niej wygrał mistrzostwa świata.-powiedziałam patrząc na zszokowane miny innych, każdy oprócz Poppy patrzył  na mnie jakby zobaczyli conajmniej ducha lub kosmitę.-Co?-zapytałam zdezorientowana.

-Twój ojciec to Lebron? Lebron Rain?-zapytał Ari.

-A czy coś w tym złego?

-Przecież on jest mistrzem świata w surfingu.-powiedziała z niedowierzaniem Bodhi.

-I?-ja traktowałam go jako wspaniałego człowieka i najlepszego na świecie ojca, a nie jako najlepszego surfera.-Dla mnie nie liczą się jego umiejętności i nigdy nie zwracałam na nie uwagi. On jest wspaniałym człowiekiem i w wodzie i w funkcji ojca.-powiedziałam spokojnie, a reszta popatrzyła na mnie ze zrozumieniem.

-Może zakończmy ten temat.-Poppy, która rozumiała mnie najbardziej próbowała robić wszystko,  aby było mi jak najlepiej i za to ją kochałam, popatrzyłam na nią ze szczerym uśmiechem co odwzajemniła. Reszta pokiwała głowami na zgodę.

-Nie trzeba.-spojrzałam na resztę ze zrozumieniem.-Wracając do tematu desek to Summer kocham twoją deskę, potrzebuje nazwę sklepu.-powiedziałam, a reszta zaczęłasie śmiać pod nosem.-Co jest?

-Nazwę sklepu?-zapytała Poppy.

-Czy coś w tym dziwnego? Albo stronę internetową.-Summer spojrzałam niepewnie na mnie, a Radic po mojej prawej zaczął się śmiać.-Co cię bawi?-spojrzałam na niego już podirytowana.

-Bax, jak nazywa się twój sklep?-powiedziała z powagą Summer, ale po chwili zaczęła się niekontrolowanie śmiać.

-Żartujecie sobie ze mnie?-zapytałam zirytowana i zaskoczona jednocześnie. 

Lekko zabolało mnie to, że Radic podarował własnoręcznie robioną deskę Summer, a ja nawet nie wiedziałam, że umie on wykonać deskę własnymi rękami i to tak ślicznie, niemalże idealnie.

Perfect SummerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz