16. Dla twojego dobra, nigdy więcej się do niej nie odzywaj.

7.1K 218 254
                                    

W poniedziałek wstałam z bólem głowy. Weekend nie minął mi najlepiej, calutkie dwa dni czekałam jedynie na telefon od weterynarza oraz myślałam nad tym, że to właśnie Chase okazał się osobą, która poprawiła mi humor i była przy mnie w jednym z najgorszych momentów mojego życia. 

Było mi z tym trochę dziwnie. A nawet nie trochę, a bardzo. 

Jeżeli chodzi o Winniego to tak - zadzwonili do nas . Z informacją, że jego stan pozostaje bez zmian i nie wiedziałam, czy miałam się z tego cieszyć, czy nie. W końcu dobrze, że jest, jak jest, a nie gorzej. Ale zawsze mogłoby być lepiej.

Ani w sobotę ani w niedzielę Sullivan się do mnie nie odezwał. I nie wiem czemu, ale sprawiło mi to odrobinę przykrości. Nie wiem, może wyobrażałam sobie, że po tym, jak siedzieliśmy na masce jego samochodu coś się zmieni. Jego zachowanie względem mnie. Cokolwiek. W sumie nie miałam pojęcia dlaczego, w końcu jedynym czego chciałam było by dał mi wreszcie spokój. A kiedy już to zrobił, to miałam do niego żal? 

Tak było, gdy okazało mi się jakiś cień troski. 

Nigdy nie lubiłam chodzić do szkoły, jednakże tamtego dnia było to odczuwalne bardziej niż kiedykolwiek. Podobnie, jak poczucie płaczu po przekroczeniu progu. Od razu zostałam zaatakowana dziesiątkami par oczu skierowanymi w moim kierunku. 

No tak, w końcu w piątek widzieli mnie z Chasem. Westchnęłam zamykając moją szafkę i odskoczyłam do tyłu, gdy okazało się, że za drzwiczkami od niej stał Mike. 

— Hej? — Powiedziałam niepewnie na niego patrząc. Uśmiechnął się do mnie.

— Masz koszulkę?

Ach, koszulka...

— Zapomniałam. Znowu. — Zaśmiałam się niezręcznie. — Wiesz co? Już nieważne, nie zawracaj sobie tym głowy. 

— Nie no, moim obowiązkiem jest doprowadzić ją do porządku. 

— Nie ma problemu Mike, serio, daj sobie spokój. 

Wzruszył ramionami, ale po jego minie mogłam powiedzieć, że z pewnością nie da sobie spokoju. 

— A jak minął ci weekend? 

Boże kochany, daj mi siłę. 

— Całkiem okej. 

Przecież nie mogłam mu powiedzieć o tych przepłakanych godzinach, kłótni z Chasem, naszej normalnej rozmowie, moim kocie. 

— A tobie? — Nie chciałam być niemiła, dlatego też go zapytałam. Już, jak się przyczepił to postaram się być okej względem jego. Nic mi przecież nie zrobił. Prócz zniszczenia mojej koszulki. 

— A fajnie, całe dwa dni przesiedziałem w pokoju zamknięty na trzy spusty i słuchałem one direction. — Zaśmiał się cicho. 

O, może jednak nie był taki zły. Czy ktoś słuchający one direction może być złym człowiekiem? No chyba nie.

— A ci dopiero. Też ich lubię. Kto jest twoim ulubieńcem? 

— Nasz kochany blondynek oczywiście. 

— Ja uwielbiam ich wszystkich, ale chyba Lou ma większość mojego serca. — Przyznałam i weszłam do klasy, usiadłam od okna, a ku mojemu zdziwieniu zaraz obok mnie usiadł Mike. 

Nie miałam nic przeciwko, tak, czy siak nie było nikogo kto by ze mną usiadł. Z Olive moje kontakty pozostawały nie zmienne. 

— A jaka jest twoja ulubiona piosenka? 

Lucky AgainOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz