Rozdział 9: Randkowanie i Listy

1K 86 88
                                    

Slughorn zamienił ponure biuro Snape'a w przytulny salon. Trzy pluszowe, fioletowe fotele ustawione wokół małego, niskiego stolika w pobliżu ryczącego ognia. Po raz kolejny jego fotograficzna kolekcja trofeów wszystkich genialnych umysłów, które zebrał, była dumnie wyeksponowana na półce wypełnionej rzadkimi książkami i cennymi rzeczami dla starego człowieka.

Było też biurko, którego jedynym celem w życiu było przechowywanie dużego stosu papierów uczniów. Krzesło, które do niego dołączono, wydawało się nieużywane, nawet wgniecenie w skórze nie wskazywało na użycie.

Był człowiekiem wygodnym i obytym, a nie formalnym.

- Dziękuję za wizytę, Harry. - Slughorn powiedział wesoło. Wskazał na krzesła i stół. Leżał na nim skromny stos pączków z cukrem, kieliszki szampana i wysoka zielona butelka z odwróconą etykietą. - Słyszałem, że cynamon i gałka muszkatołowa to popularne przyprawy w przysmakach dla uczniów.

Spojrzałem podejrzliwie na brązowe smakołyki. Używano ich do dyniowego...

- Dołożyłem wszelkich starań, by dzisiejsze smakołyki nie zawierały dyni! - Slughorn kontynuował rozmowę, jakby nieświadomy tego, jak bliski byłem całkowitego załamania. - Tak, rozmawiałem z kilkoma uczniami, z którymi spędzasz dużo czasu. Pani Parkinson bardzo szczegółowo opowiadała o tym, jak bardzo nie lubisz tych produktów. Zawsze uważałem, że to raczej zawiesista mikstura.

- To... naprawdę przemyślane z twojej strony... - Wskazałem na fantazyjny kieliszek. - Um... nie mogę pić szampana, proszę pana?

- Och, jesteś zaznajomiony z tym, jakie kubki są przeznaczone do jakich napojów? - Slughorn zachichotał. - Na brodę Merlina, za dużo wiesz o świecie dorosłych, mój chłopcze. Nie, przyniosłem je, bo uczniowie zawsze reagowali pozytywnie, kiedy podawałem im coś w tych szklankach. Zamiast tego mam...

Sięgnął w dół i otworzył butelkę. Dwadzieścia lat przyjęć z okazji Święta Dziękczynienia i Bożego Narodzenia zalało moje kubki smakowe jak otwarcie tamy po monsunie.

- Wiedziałem, że wybrałem właściwego drinka! - Otworzył butelkę Martinelli's z nostalgicznym musowaniem i sykiem gazowanego, słodkiego napoju. - Słyszałem, że pojechałeś latem do Ameryki, myślę, że smak ich cydru będzie lepszy od soku dyniowego. Bez alkoholu, ale bardzo bąbelkowy.

Mój opad na krzesło był słyszalny i wizualny. Wpatrywałem się bez mrugnięcia, jak stary czarodziej zręcznie nalewał dwie równe szklanki - i nie stworzył ani jednej zabłąkanej kropli! On... czy on wiedział o mojej nieufności do podawanych otwartych drinków? Czy wybrał głośny, gazowany, butelkowany napój, wiedząc, że jeśli poda herbatę, to jej nie wypiję?

Ten człowiek... był niebezpieczny.

Podniosłem szklankę, podziękowałem i wziąłem łyk. Moje usta natychmiast zacisnęły się od obfitej słodyczy, po której nastąpił cios w twarz od kwaśnego jabłka. Odstawiłem napój, zmuszając język do zaakceptowania jego smaku.

To właśnie otrzymuje za niepicie amerykańskich napojów gazowanych. Ta jedna szklanka prawdopodobnie zawiera więcej cukru niż to, co spożywam przeciętnego dnia.

- W porządku, wygrałeś, czego chcesz. - Powiedziałem po tym, jak słodki sok spłynął mi do gardła. Nie zrobił dosłownie nic, by ugasić moje pragnienie.

Slughorn był w połowie delektowania się pączkiem. Przerwał jedzenie.

- Podczas pierwszej nocy, kiedy zachęciłeś uczniów do stworzenia chaosu... zaczęły pojawiać się zwierzęta... konkretnie słoń.

Wziąłem kolejny łyk. Moja uniesiona brew zaczęła boleć, gdy czekałem, aż będzie kontynuował.

- Twoje oczy, mój chłopcze, były bardzo kocie. - Slughorn zachichotał cicho. - Może i jestem stary, Harry, ale mam bystre oczy i umysł. Jesteś animagiem, prawda? Ty i inni uczniowie. Jesteś kotem.

(6) Harry Potter and The Calm Before The Storm || tłumaczenie DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz