Sansa wylądowała obok mnie z listem owiniętym niezdarnie wokół jej ulubionej nogi. Sama rozwiązała sznurek, rzucając pergamin na moje kolana, po czym skubnęła mnie w rękę. Posłusznie podrapałem ją w podzięce, a drugą ręką otworzyłem list. Przerwałem w połowie czytania, głównie dlatego, że plamy łez utrudniały rozszyfrowanie słów.
- Dziękuję, Sansa. - Dałem mojej ukochanej kilka głośnych buziaków w głowę, a ona odleciała w mgnieniu oka. Wstając i otrzepując trawę z tyłka, udałem się na misję. Misję, która doprowadziła mnie do szklarni, gdzie odnalazłem oboje z moich celów.
- Neville! - Zawołałem do wyższego chłopaka. Był pogrążony w rozmowie z profesorem Slughornem, który podskoczył na mój nagły krzyk. - Musimy iść do Hagrida! Aragog nie żyje!
Neville krzyknął "nadchodzę" w tym samym momencie, w którym Slughorn zapytał.
- Kim jest Aragog?
- Przyjacielem Hagrida, akromantulą. - Neville wyjaśnił pomocnie, podczas gdy ja już odwracałem się na pięcie, by pomaszerować na pogrzeb pająka. - Chciałby pan do nas dołączyć?
- Akromantula? - Slughorn zapytał ściszonym głosem. - Jak, u licha, Hagrid oswoił akromantulę?
- Ponieważ Hagrid jest tym, kim każdy miłośnik zwierząt chciałby być! - Krzyknąłem przez ramię. Kontynuowałem marsz, zwracając uwagę na to, jak... niebiańskie było dziś niebo. Wszystko skąpane w przytłumionym, żółtym świetle, a moja skóra przybrała odcień postarzałego pergaminu. Pośród niestabilnych, wyciszonych wzgórz stał Hagrid, górując nad masywnym dołem.
Nie płacz, nie płacz, nie płacz.
A dokładniej, nie wymiotuj. Aragog, duży i blady, leżał na plecach. Duże, i podkreślam duże, kończyny sięgały nieba, a następnie wszystkie ostrożnie zginały się w każdym stawie, łącząc się z jego klatką piersiową. W mojej głowie pojawił się obraz poruszającego się stworzenia. Kończyny zawsze poruszały się z takim rozmachem, że można było usłyszeć nawet bicie jego serca, jeśli odważyło się podejść wystarczająco blisko.
Mogłem sobie tylko wyobrazić pajęczyny, które służyły mu za gniazdo w Zakazanym Lesie.
Neville i ja uściskaliśmy Hagrida.
- Dzięki, że przyszliście. - Hagrid zaszlochał, ściskając nas w miażdżących kość uściskach. Skinął na Slughorna, a po jego twarzy spływały łzy wielkości naszych pięści. - Dzięki za przybycie, psorze! Jestem pewien, że A-Aragogowi byłoby miło!
- Tak, ja... moje najgłębsze wyrazy współczucia z powodu twojej straty, Hagridzie. - Slughorn zdołał wymamrotać. Wyglądał na prawie oszołomionego. - To musi być jeden z największych samców, jakich w życiu widziałem. Imponujące, że wychowałeś to stworzenie do takich rozmiarów!
- Och, A-Aragog był najmniejszym ze swojego stada. Małe co nieco, szkoda mi było tego malucha. Wy-wychowałem go. - Hagrid nagle zawył. Wymieniliśmy z Nevillem modlitwy za nasze kości. Na szczęście, szybko nas puścił. - Miał wybuchowy temperament. Zostałem ugryziony raz czy dwa.
- Tak. - Zgodził się Slughorn delikatnym tonem. - Jeśli... mogę być nieco niegrzeczny. Jad akromantuli jest niezwykle trudny do zdobycia dla...
- Antidotum? - Syknąłem pomocnie.
- Antidotum! - Slughorn powtórzył nerwowo. - Czy pozwoliłbyś mi, być może...
- Och, śmiało! Aragog chciałby... chciałby wiedzieć, że pomógł innym. - Hagrid wytarł twarz w przemoczony już obrus.
Neville pochylił się blisko mnie.
- Nie sądzę, żeby Hagrid rozumiał pająki...
Uciszyłem go, zanim Hagrid zdążył usłyszeć. Kiedy tylko Slughornowi udało się napełnić trzy fiolki jadem - prawdopodobnie wystarczająco, by uratować dziesięć tysięcy istnień, jeśli użyłby mugolskiej metody leczenia, lub sto tysięcy, gdyby użył eliksirów. Hagrid był zbyt załamany, by udzielić ostatecznego błogosławieństwa Aragogowi, więc Slughorn przejął jego obowiązki.
CZYTASZ
(6) Harry Potter and The Calm Before The Storm || tłumaczenie Drarry
FanfictionA co to? Normalny nauczyciel? Ministerstwo popiera magicznych terapeutów? No cóż, ktoś musiał wysłuchać modlitw Harry'ego! Może to w końcu będzie rok, w którym spędzi miły czas z przyjaciółmi. Znaczy no... była jeszcze ta cała wojna, ale kto powiedz...