Po raz pierwszy od... ilu? Trzech lat? Czterech? Wszedłem na boisko Quidditcha, by obejrzeć mecz.
Ron został wybrany na obrońcę Gryffindoru, ledwo pokonując Cormaca, szybko blokując wszystkie piłki oprócz jednej - w porównaniu do trzech tego drugiego. Pierwszy mecz roku dla ich domu był przeciwko Hufflepuffowi i chciałem zobaczyć, jak poradzi sobie ten bardziej pewny siebie Ron... w porównaniu do kozła ofiarnego z oryginalnej linii czasowej.
Przywołałem poduszkę, by na niej usiąść, odmawiając położenia tyłka na chłodnych drewnianych ławkach. Draco, w całej swojej wspierającej chwale, przewrócił oczami.
- Słuchaj, w moim ostatnim liście powiedziałem, że moje ego pasuje do mojego tyłka, więc muszę się nim odpowiednio zająć. - Wyjaśniłem z dąsem, krzyżując ramiona. - Ty też chcesz poduszkę?
- Nie, nie mam nic przeciwko siedzeniu na ławkach. - Draco wyciągnął rękę i szturchnął mnie w żebra. - Powiedziałeś Delfinowi o swoim tyłku?
- Cóż, nie do końca. Zrobiłem mu chusteczkę. Powiedziałem mu, że gdybym zjadł go jako tygrys, rozbolałby mnie brzuch i że mój tyłek pasuje do mojego ego... Powiedziałem mu też, że ta wojna jest dlatego, że nie potrafi nikogo przelecieć, nawet gdyby to miało uratować mu życie.
Dłoń Draco wykonała pięknie brzmiące połączenie z jego twarzą.
- Nie... gadałeś o swoim tyłku Czarnemu Panu...
- A i owszem~ Mówiłem mu przy wielu okazjach, że jestem o wiele piękniejszy i bardziej obdarzony fizycznie niż on. - Odchyliłem się na bok, tak że byłem przytulony do Draco- co wywołało kilka odgłosów dławienia się od pobliskich współlokatorów. - Nie martw się, tylko ty możesz go zobaczyć.
Wyprostował się, jego twarz stała się pusta i zamrugał. Raz, dwa, trzy razy.
- Czy my w ogóle jesteśmy na tym etapie naszego związku?
- ...
- ...
- Nie, nie jesteśmy. Nie jesteśmy nawet blisko.
- Dobrze wiedzieć... A czy my w ogóle jesteśmy na etapie, żebyś ze mną flirtował? - Oczy Draco powędrowały ku niebu, jakby szukał odpowiedzi na ciemnoszarym niebie.
Odsunąłem się od Draco, jakby jego ciało nagle stanęło w płomieniach.
- Chwila, flirtowałem?
Jego oko drgnęło.
Podkurczyłem lekko głowę, starając się wyglądać na tak małego, jak to tylko możliwe.
- Kocham cię? - Dostałem buziaka w czoło i jak na zawołanie rozległy się kolejne odgłosy krztuszenia. - Och, idźcie possać kreta, cieszcie się, że nie jesteśmy takimi porywczymi parami jak Krukoni!
- Myślę, że zwymiotowałbym na ten widok. - Mruknął Nott, wyglądając na nieco zielonego. - Absolutnie obrzydli...
Wycelowałem w niego różdżką.
- Czy muszę ci przypominać... kiedy ostatni raz mnie rozgniewałeś, Nott? - Kiedy zamilkł, odwróciłem się z powrotem w stronę pustego stadionu.
Draco oparł się o mnie, a potem, ni stąd, ni zowąd, spojrzał w stronę... nie wiem, jak to miejsce się nazywa. Narracyjne podium? Jego głowa powędrowała w kierunku, gdzie Blaise siedział z Daphne, rozmawiając o czymś. Potem wrócił do podium narracyjnego.
- Kto... kto pozwolił Pansy być komentatorem?!
Ach, tak to się nazywa: Komentowanie.
- Witaj, Draco skarbie, Harry kochanie! - Aż nazbyt znajomy głos rozbrzmiał na stadionie delikatnym chichotem, wprawiając tłum w falę zaskakującej ciszy. Tam, wysoko ponad wszystkimi oprócz graczy, ubrana w swoje ulubione fioletowe zimowe szaty... była Pansy. Obserwowała nas, używając staromodnej operowej lornetki - takiej, którą trzymało się kijem. - Blaise, mój drogi, nie widzę cię!
CZYTASZ
(6) Harry Potter and The Calm Before The Storm || tłumaczenie Drarry
FanfictionA co to? Normalny nauczyciel? Ministerstwo popiera magicznych terapeutów? No cóż, ktoś musiał wysłuchać modlitw Harry'ego! Może to w końcu będzie rok, w którym spędzi miły czas z przyjaciółmi. Znaczy no... była jeszcze ta cała wojna, ale kto powiedz...