Idę wzdłuż drogi wiodącej z Hogsmeade do zamku i trudno mi uwierzyć, że minął cały rok, odkąd byłem tu po raz ostatni. Widzę też kilku ludzi, ale trzymam się od nich z daleka. Nie mam ochoty z nikim rozmawiać, chociaż to nieuchronne, kiedy każdy z nich wraca tutaj, żeby świętować.
Zmiana wyglądu powinna mi trochę pomóc. Moje włosy nadal są czarne, ale teraz krótkie i nastroszone. Mam też kolczyk w uchu. Blizna nadal stanowi problem, ale odkąd wyglądam inaczej, ludzie zdają się jej tak bardzo nie zauważać. Mama Rona nie była zadowolona z mojej nowej fryzury. Powiedziała, że wyglądam... jak ona to ujęła... na przygnębionego. Jednak nie widziałem ich już od kilku miesięcy.
Na błoniach rozstawiono namioty i przyczepy campingowe. To pierwsza rocznica, więc wszystko musi być zapięte na ostatni guzik. Oczywiście Ministerstwo chciało, żebym wygłosił przemówienie, ale odmówiłem. Sądzę, że zrobiłem już wystarczająco dużo.
Zakradam się do sali wejściowej i ogarnia mnie ulga, kiedy widzę, że większość przybyłych jest już w Wielkiej Sali, gdzie rozstawiono stoły z jedzeniem. Kilku ludzi podchodzi, żeby ze mną porozmawiać. Uśmiechają się, ściskają moją dłoń i poklepują po plecach. Widzę, że wokół stoją aurorzy. Wyglądają na zaciekawionych, ale trzymają się z daleka. Kilka miesięcy temu, podczas wywiadu dla Proroka, wyraźnie powiedziałem, że chcę być zostawiony w spokoju. Aurorzy, bardziej niż inni, zdają się to rozumieć i szanują moją wolę. Wiem, że jeden z nich ciągle podąża za mną, jak cień. Wygląda na to, że ci śmierciożercy, którzy zdołali uciec, chcieliby dokończyć dzieło Voldemorta. Aurorzy zawsze byli obecni w moim życiu i przez większość czasu zapominam, że w ogóle tam są.
Przy drzwiach do Wielkiej Sali widzę Colina Creeveya. Opuszcza swój aparat i podchodzi do mnie. Nie pyta nawet o zdjęcie i jestem mu za to wdzięczny. Po tym, jak wymieniliśmy kilka informacji, pytam – Colin, możesz przynieść mi trochę jedzenia i kilka butelek kremowego piwa? Nie chcę tam wchodzić.
Kiwa głową ze zrozumieniem, a ja czekam, dopóki nie przynosi naręcza kawałków mięsa, ciasteczek i piwa. Dziękuję mu, odwracam się i kieruję schodami w górę, do biblioteki. Oczywiście nikogo tam nie ma, więc siadam w kącie, żeby skosztować mojej małej uczty.
Jedząc, myślę o tej całej farsie, w którą obaj się wpakowaliśmy.
Nigdy nawet nie zastanawialiśmy się nad tym, czy powinniśmy wypełnić obietnicę. Po pogrzebie odbyliśmy cywilizowaną rozmowę i zgodziliśmy się co do planu. Zdecydowaliśmy, że będziemy do siebie przyjeżdżać na zmianę. Warunkiem było to, że spędzimy każdą rocznicę na Wyspach Brytyjskich. Dyrektor wyraził się jasno: tylko my w jednym pokoju, przez dwadzieścia cztery godziny, każdego roku, aż zostaniemy w jakiś magiczny sposób zwolnieni z naszego zobowiązania. Zadziwiającym było to, że pożegnaliśmy się bez wyzwisk. Może z szacunku do Dumbledore’a, a może ze strachu, że zostaniemy ukarani za nasze złe zachowanie. Ustaliliśmy wszystko i dalej żyliśmy swoim życiem, nareszcie wolni od dzielenia ze sobą czasu i przestrzeni.
Kilka minut przed północą kieruję się w stronę lochów. Przechodzę obok sali do eliksirów i zatrzymuję się przed prywatnymi komnatami Snape’a. Nigdy nie byłem w środku i teraz walczę ze strachem, który kumulował się we mnie przez cały dzień.
Biorąc kilka głębokich oddechów, czekam, aż zegar na wieży skończy bić, ponieważ nie chcę spędzać w tych pokojach więcej czasu, niż to konieczne. Podnoszę dłoń, żeby zapukać i widzę, że trzęsę się cały na wspomnienie siedmiu lat w tym miejscu. Wzdrygam się i każę sobie przestać. Mam już dziewiętnaście lat, a on nie ma nade mną żadnej władzy.
Prawie w to uwierzyłem.
Udało mi się zapukać dwa razy, po czym drzwi się otworzyły.
I Ujrzeli Człowieka.*
CZYTASZ
ROCZNICA snarry (BCP)
FanfictionSiadając razem na kanapie, rozwinęli pergamin i pochylili się, aby odczytać list, napisany charakterystycznym pismem dyrektora: ,,Moi drodzy Severusie i Harry, Gratulacje w dniu Waszej Ceremonii Zaślubin. " (udostępniam)