Trzecia rocznica

746 61 5
                                    

W tym roku zdecydowałem przyjechać do Hogwartu wcześniej, ponieważ chcę uniknąć innych ludzi, ale także poświęcić wolny czas na rysowanie zamku i błoni. Wynająłem już pokój, ponieważ znając Snape’a, znów wyrzuci mnie z mieszkania o północy, mimo propozycji, którą złożyłem mu, kiedy był w Londynie.

Podróżuję kominkiem z Pokątnej do Hogsmeade, a potem aportuje się na skraj lasu. Stoję i przyglądam się wszystkiemu z dziecięcym niemal oczekiwaniem i podziwem, który pewnie zawsze we mnie zostanie. Przechodząc przez bramę, zastanawiam się, czy każdy powrót będzie wzmagał to uczucie.

Zbliżam się do wejścia, a moje oczy przyzwyczajają się do promieni słońca. Od razu czuję, że coś jest nie tak, ponieważ profesor McGonagall siedzi na najniższym stopniu schodów z zamkniętymi oczami, opierając się o ścianę. Widząc ją w takim stanie, ogarnia mnie poczucie lęku. Słyszy moje kroki i otwiera oczy, podnosząc się i idąc w moim kierunku.

- Harry, czekałam na ciebie. W Hogsmeade powiedzieli mi, że właśnie przybyłeś. Miałam nadzieję, że nie będziesz szedł pieszo. – Wygląda na strasznie zmęczoną, ale mimo tego uśmiecha się do mnie.

- Pani profesor – witam ją, potrząsając jej wyciągniętą dłonią. – Coś się dzieje? Co się stało? Wygląda pani okropnie.

- Dziękuję za komplement, Potter. Widzę, że nadal jesteś nietaktowny. – Wiem, że tak naprawdę nie czuje się urażona. – Chodzi o Severusa, Harry. Jest ranny. Zaatakowano go, kiedy wracał nocą z Hogsmeade. Nic nie zagraża jego życiu, ale nadal jest w ciężkim stanie – umilkła na chwilę, starając się kontrolować emocje. – Próbowałam się z tobą skontaktować na Pokątnej, ale już ciebie nie było.

Próbuję się wytłumaczyć: – I tak bym przybył, pani profesor, nieważne, co mu się stało.

Wygląda na zakłopotaną. – Nawet mi to przez myśl nie przeszło, Harry. Przez to, co się stało, chciałam, żebyś skorzystał z kominka w moim gabinecie.

Och. Teraz ja jestem zażenowany. Wydawało mi się, że pomyślała, iż wykorzystam sytuację, żeby uciec od naszego corocznego zobowiązania.

To dziwne, ale nie mogę się powstrzymać przed wbiegnięciem schodami do Skrzydła Szpitalnego. Muszę go zobaczyć, muszę zobaczyć na własne oczy, czy nadal oddycha, uśmiecha się szyderczo i mówi, jakim jestem egoistycznym bałwanem. Dyrektorka wygląda, jakby usłyszała moje myśli, ponieważ uśmiecha się do mnie i idzie za mną do góry stopniami, które pokonuję po dwa naraz.

Macham pani Pomfrey, która wskazuje mi ręką łóżko w rogu pomieszczenia. Zwalniam kroku, widząc zasłony wokół posłania i zatrzymuję się, kiedy zauważam siedzących tam dwóch mężczyzn. Obaj wstają i mówią:
– Panie Potter.

Nagle dociera do mnie, że już ich kiedyś spotkałem. Są aurorami. Witam się z każdym z nich i siadam na wolnym krześle.

- Co z nim? – pytam, nie mogąc oderwać wzroku od jego twarzy.

- Przeżyje, ale jeszcze dwie godziny temu nie byliśmy tego tacy pewni. Myślimy, że powinien trafić do Świętego Munga, ale nigdy by się na to nie zgodził. – Wymieniają ze sobą spojrzenia. Uśmiecham się, wiedząc, że pani Pomfrey i dyrektorka dostałyby silną klątwą, gdyby zaproponowały coś takiego Snape’owi.

- Co się stało? Widzieliście to? – pytam ich.

- Nie. Zaatakowali go w drodze z Hogsmeade zeszłej nocy. Jakoś zdołał im uciec, miał ze sobą różdżkę. Doszedł do chatki Hagrida i zemdlał. Z jego obrażeniami to cud, że w ogóle mógł chodzić.

Wciąż patrzę na niego, kiedy wymieniają mi całą listę obrażeń: cztery złamane żebra, zraniona wątroba, stłuczona nerka, liczne otarcia i siniaki, pęknięcie czaszki, uraz po Cruciatusie. Drżę, słysząc o ostatniej klątwie. Potem wszystkie słowa zlewają się w jedno, kiedy dociera do mnie, co przeżył. Rany na ciele są oszałamiające, ale to, co pozostaje w człowieku po tej klątwie jest nie do pomyślenia. Patrząc na niego, myślę o tym, że nadal może umrzeć. Może naprawdę powinien trafić do Świętego Munga. Co on w ogóle robił sam na spacerze w nocy? Dobrze, że nie odebrali mu różdżki. Moja wyobraźnia mknie do przodu i zauważam, że obaj mężczyźni patrzą na mnie z obawą. Staram się zwolnić mój ciężki oddech.

ROCZNICA snarry (BCP) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz