Rozdział II

27 4 3
                                    

Naturalną koleją rzeczy zainteresowałam się medycyną. Powoli zaczynałam rozumieć, że nie tyle co "nie chcę zabijać" lecz "chcę pomagać". Po paru latach nauki zielarstwa pod swoje skrzydła wzięła mnie Cassandra. Kiedy zaczęły się lekcje doznałam szoku, Cass ta miła ciocia była teraz  surową nauczycielką nie idącą na żadne ustępstwa.

Najpierw w pracowni zajmowałam się głównie porządkami, potem doszło doklejanie etykiet i wpisywanie każdej jednej fiolki do księgi. Nie mogłam czytać ksiąg z recepturami. Ba! Nie mogłam nawet ich nawet dotykać.

Znosiłam to cierpliwie. Teraz z perspektywy czasu zastanawiam się z jakiej przyczyny, przecież to mnie okropnie denerwowało. Myślę, że przytłaczała mnie myśl, że to wszystko jakiś sprawdzian, który jeśli obleję ta droga zamknie się już na wieki.

Drugi powód pewnie był taki, że od zawsze byłam uparta, jak już sobie coś postanowiłam nie odpuszczałam tak łatwo. Szkoda, że nie zauważyłam wcześniej iż Cassandra miała taki sam charakter a ona postanowiła "nauczyć mnie odrobiny wścibstwa". Jednak, kiedy zauważyła, że to nie daje żadnego rezultatu postanowiła obirać inną taktykę. Wiedziała, że byłam niedoświadczenia i musiałam tak na prawdę poznać do czego przydadzą mi się moje umiejętności...

● ● ●

Od dawna chodziła mi po głowie myśl, żeby zrobić swój własny zielnik. Wielokrotnie oglądam te należące do Alany, piękne z zasuszonymi roślinami i delikatnymi malowanymi obrazkami. Od kiedy oprócz zielarstwa zajmowałam się też nauką uzdrowicielstwa (ściślej mówiąc porządkami w pracowni) nie miałam prawie w ogóle czasu. Jednak tego wieczoru znalazłam parę godzin tylko dla siebie. Miałam mieć zajęcia z Alaną, lecz ona miała jakieś ważniejsze sprawy do załatwienia we wsi.

Rozłożyłam na stole w kuchni papier, barwniki i susze. Zaczęłam żmudną pracę. Najpierw opisywałam roślinę korzystając z notatek Cioć i własnej wiedzy następnie malowałam każdy element rośliny osobno i ją samą w środowisku naturalnym.

Miałam się wziąć właśnie za szałwie kiedy drzwiach stanęła Cass.

- Widzę, że nie próżnujesz, ale cóż muszę Ci przerwać robotę.

Choć starała się brzmieć przyjaźnie, nie wyzbyła się tej nutki ironii ze swojego głosu.

- Z jakiego powodu? - zapytałam

- Do miasta jedziemy. - odparła krótko - masz się dobrze spakować.

- Po co mam tam jechać przecież sama sobie świetnie poradzisz. Jak pojedziesz głównym traktem będzie to zaledwie pół dnia drogi. Żyć nie umierać!

Byłam wściekła. Pierwsza chwila tylko dla mnie, nie przeznaczona na sen jaka zdarzyła się od paru miesięcy. Cassandra dobrze wie jak bardzo nie lubię miasta. Ludzie zbudowali na ulicach specjalne rowy do których wlewają wszelkie nieczystości z swoich domostw. Przez to nie wytrzymuję tam dłużej niż godzinę.

- Nie Fel, to co powiedziałam to nie prośba, to rozkaz a ty masz go wykonać. Jedziemy do miasta elfickiego oddalonego o trzy dni drogi. Masz mieć wszystko co potrzebne. Jutro o świcie wyruszamy. Będziesz mi towarzyszyć, jadę spotkać się z starymi przyjaciółmi. - oznajmiła

- A co jeżeli powiem nie? - od razu żałowałam, że nie ugryzłam się w język

Cassandra popatrzyła się na mnie i dodała cichym groźnym głosem - Zostaniesz nie obytą świnią domową. Masz poznać kulturę swoich przodków!

Wychowywałam się tak naprawdę wśród ludzi. Choć znałam elficką kulturę i historię, była mi ona obca. Nie czułam się z tego powodu źle, wręcz przeciwnie. Miałam przyjaciół wśród wiejskich dzieci i dobrze znałam ich język oraz obyczaje. Można by rzec, że byłam bardziej człowiekiem niż elfem.

Szybko spokorniałam zdałam sobie sprawę, że to nie czas na żarty.

- A rodzice? - spytałam, zanim wyszła z pokoju

- Co z nimi? - zdziwiła się

- Muszą wyrazić zgodę, a ich tu nie ma. - wyjaśniłam

- My do nich dołączymy. Plan jest taki, że zostaną parę dni w mieście nad rzeką Etos, gdzie my ich "odwiedzimy". Następnie oni pojadą dalej w stronę stolicy, a my wrócimy do domu. - powiedziała Cass - Więc się pakuj. Do dyspozycji masz dwie sakwy i twoją skórzaną torbę. Zabierz ciepłe ubranie, kaptur na głowę, jedzenie na jakiś tydzień i lecznicze ziele. - teraz już naprawdę wyszła z pokoju.

Historia szczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz