Rozdział XXXI

382 45 51
                                    


Czas minął jak w mgnieniu oka.

Niewiele ponad tydzień później Draco stał na szerokiej, żwirowej ścieżce – a właściwie to krążył po niej w tę i z powrotem, bo z nerwów nie mógł ustać w miejscu. Wzdłuż obu stron drogi ciągnęły się w równych odstępach wysokie, stare drzewa, których gałęzie zasłaniały niebo. Gdyby nie latarnie, nie widziałby zupełnie nic. W mroku każdy ruch i każdy dźwięk powodowały, że wzdrygał się mimowolnie.

Nieco dalej z przodu, na końcu ścieżki, majaczyła ciemna bryła rezydencji; gdzieś w jej wnętrzu czekali członkowie Zakonu Feniksa. Uparcie nie spoglądał w tamtą stronę, chociaż nie było nikogo, kto mógłby to zobaczyć. Wolał nie tracić czujności ani na chwilę. Zbyt wiele zależało od tego, czy dzisiaj wszystko pójdzie zgodnie z planem.

Była północ i lada moment mieli pojawić się tutaj Śmierciożercy, a jemu serce waliło jak oszalałe.

Wśród nich będzie ojciec – będzie z niego dumny i podekscytowany, może będzie mu wdzięczny. Tego najbardziej się obawiał, to mogło okazać się zbyt trudne. I nieważne, że nie skończy w Azkabanie tak jak pozostali. Draco wciąż go zawiedzie. Może nie powinien się tym przejmować, bo chęć brutalnej zemsty i żądza krwi budziły w nim niemal wstręt – ale jednak chodziło o jego ojca. W tym przypadku nie potrafił myśleć do końca racjonalnie i nie panował nad swoimi emocjami. Nie sądził, by cokolwiek mogło sprawić, że przestałoby mu na nim zależeć.

Dlatego obecność Lucjusza sprawiała, że odegranie swojej roli było znacznie gorsze. Inni Śmierciożercy mogli nienawidzić Pottera i chcieć go zabić – poruszała go dopiero świadomość, że chce tego również jego ojciec. Nie mógł pogodzić tęsknoty za nim z tym, jak to go odpychało.

Tej nocy musiał jakoś to zrobić. Nie miał innego wyjścia, tylko przełknąć ten fakt, zapłacić cenę. Wciąż uważał, że robi jedyną słuszną rzecz, która była do zrobienia w tych okolicznościach. Nie mógłby postąpić w żaden inny sposób, nawet jeśli ostatni tydzień wykończył go do granic możliwości – zarówno psychicznie i fizycznie.

Na początku wysłał do matki kolejny list, podał jej datę i miejsce, w których miał zaprowadzić Śmierciożerców do Pottera, rzekomo po cichu wykradzionego z Hogwartu. Zrobił to po starannym opracowaniu razem z Zakonem całego planu.

On i McGonagall aportowali się tutaj jako ostatni, dobrą godzinę wcześniej. Wszyscy pozostali byli na swoich pozycjach już od jakiegoś czasu. Dyrektorka pożegnała go poważnym, przenikliwym spojrzeniem, zanim odeszła do wnętrza domu.

— Zajmiemy się wszystkim — zapewniła go, dostrzegając bez trudu jaki jest zdenerwowany. — Tylko zaprowadź ich do środka i postaraj się uśpić czujność.

Nabierał powietrze głęboko do płuc; pachniało nocą i lasem.

Kiedy Zakon wejdzie do akcji, musiał w jakiś sposób uciec – sprawnie i jak najszybciej. Nie dało się dokładnie powiedzieć, jak miał sobie z tym poradzić, bo gdy tylko zacznie się walka, zapanuje chaos. To mogło mu pomóc, ale mogło też zadziałać wręcz fatalnie. Jeśli zachowa zimną krew, to powinno się udać. Należało tylko dostrzec odpowiednią okazję.

Liczył też, że Śmierciożercom nie przyjdzie nawet do głowy, że ucieka i zostawia ich na pastwę losu w pułapce. Prędzej pomyślą, że chce dotrzeć do Pottera i przenieść go w jakieś inne miejsce, żeby nie stracili swojej zdobyczy. W ich mniemaniu powinno mu na tym zależeć jak na niczym innym.

Później, kiedy już Zakon zabierze stąd Śmierciożerców, Draco razem z obstawą miał wrócić z powrotem w to miejsce, żeby mógł porozmawiać z ojcem i wyjaśnić mu, że wolność nie została mu dana przypadkowo. Zamierzali odebrać Lucjuszowi różdżkę i upewnić się, że nie ma żadnej innej broni, ale wciąż czuł ulgę, że będzie miał czyjeś wsparcie. Nie potrafił przewidzieć, jak potoczy się sytuacja.

Lustrzane odbicie nienawiściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz