Rozdział 5

948 60 66
                                    

Tae-hyung obejmował JK'a w pasie tak mocno, jakby jego życie od tego zależało. I w sumie tak było. JK pędził z zawrotną prędkością przez pustą ulicę i Tae-hyung słyszał od czasu do czasu, jak się śmieje. Był przerażony, ale im dłużej jechali przez rozświetlone ulice miasta, tym nabierał pewności, że JK doskonale wie, co robi. Wiatr szalał im obu we włosach i Tae-hyung nawet się rozluźnił. JK zatrzymał się dopiero na parkingu przy molo.

— Żyjesz? — zapytał żartobliwie, ale Tae-hyung ani myślał przestać go obejmować. — Hej, Panterko? Pytałem, czy żyjesz? — ponowił pytanie.

Tae-hyung zarechotał za jego plecami.

— Oczywiście, ale czy muszę cię puszczać? — odpowiedział zaczepnie. — Chciałbym jeszcze tak posiedzieć.

JK się zaśmiał i poczuł miły uścisk w żołądku.

— Aaaa okej... nie ma sprawy — bąknął, bo Tae-hyung go zaskoczył.

— Nie no, żartowałem, już zsiadam — zarechotał znów Tae-hyung. — Ale muszę przyznać, że to była przejażdżka mojego życia.

— Tak było fajnie? Podobało ci się? — dopytywał zadowolony JK.

— Raczej sądziłem, że to moje ostatnie chwile — zażartował znów Tae-hyung. — Wiesz, całe życie mi przed oczami przemknęło w jedną sekundę.

JK znów się zaśmiał, ale tym razem głośniej.

— No właśnie, opowiedz mi o sobie — poprosił.

Tae-hyung się skrzywił.

— Nie bardzo jest o czym. Przyjechałem z Daegu. Wynajmuję pokój niedaleko salonu — westchnął i spojrzał gdzieś w bok. — I tyle.

JK widział, że nie jest to dla niego komfortowy temat i nie chciał wypytywać.

— Prowadź na tę bableti.

Tae-hyung się uśmiechnął i spojrzał na niego z iskierkami w oczach.

— Wiesz, że to się tak nie mówi, co nie?

JK prychnął, wzruszając ramionami.

— No pewnie, że wiem — powiedział, udając zdegustowanie. — Po prostu tak sobie kpię.

— Czyli robisz to celowo — stwierdził Tae-hyung. — Powiesz mi dlaczego?

Ruszyli promenadą. Morze było dziś wyjątkowo spokojne, a ciepła bryza owiewała im twarze.

— To głupie, nawet tego nie zauważyłem, dopóki ty nie zwróciłeś mi uwagi — wyznał JK.

Tae-hyung uniósł brwi.

— Przepraszam, naprawdę nie chciałem — powiedział i złapał go za rękę.

Trochę jakby uwiesił się na jego ramieniu. JK się uśmiechnął i spojrzał na swoją i jego dłoń, połączone razem.

— Okej, ale w zamian nie możesz mnie puścić — postawił warunek.

Tae-hyung się zaśmiał i przygryzając dolną wargę ze skrępowania, spojrzał w drugą stronę. A potem zebrał się w sobie i znów na niego spojrzał.

— No dobra, ale powiesz mi, dlaczego tak robisz?

JK zahuśtał ich dłońmi.

— Ale obiecaj, że się nie wystraszysz, ani sobie nie pomyślisz o mnie, że jestem jakiś słaby.

Tae-hyung się zdumiał.

— Że co?

JK wykrzywił usta w grymas.

My bad || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz