Rozdział 3

1.2K 72 83
                                    

Od spotkania w zaułku minęło kilka dni. Tae-hyung zadomowił się w salonie Ji-mina, który był wyjątkowo przyjemnym miejscem, więc nie było z tym żadnej trudności i jego kalendarz zaczął się zapełniać. Klientki oraz klienci byli bardzo zadowoleni z efektów jego pracy, a co za tym szło również Ji-min, który siedział właśnie ubrany w granatowy fartuch z żółtym logo salonu i porządkował szufladę z lakierami.

Ściany pomieszczenia, w którym obaj pracowali, były pomalowane na blady róż, a jedna ściana wytapetowana była różanym motywem. Nad kasą lustrzany, złoty napis głosił: Salon kosmetyczny Lachimolala, a meble były białe. Wszystko razem w połączeniu z drewnianą podłogą dawało bardzo estetyczne wrażenie.

Tae-hyung ubrany podobnie do Ji-mina stał przy kasie i kończył ostatnią transakcję. Klientka już wyszła i zostali na chwilę sami. Nabijając paragon, zerkał co chwila w okno, które wypadało na warsztat, licząc, że zobaczy JK'a. Widywali się jedynie w przelocie, rano, jak obaj wpadali do zaułku, aby zacząć pracę, ale nie zagadali dłużej.

— Spodobał ci się? — zapytał w końcu Ji-min, widząc, jak co chwila wędruje wzrokiem do okna.

— Kto? — zapytał wystraszony Tae-hyung.

Czuł, że został przyłapany i chciał jakoś wybrnąć.

Ji-min prychnął kpiąco, układając wciąż lakiery w szufladzie przy swoim stanowisku.

— Tylko mi nie mów, że ten z zielonymi włosami, bo jest zajęty — zakpił.

— Nikt mi się nie podoba, a już na pewno nie twój chłopak — zaprzeczył Tae-hyung urażonym głosem.

Ji-min uniósł brwi, a na jego ustach zagościł kpiący uśmieszek. Spojrzał na niego podejrzliwie.

— Jesteś pewien?

— Nie jest w moim typie — burknął Tae-hyung. — Bez urazy, ale lubię, jakby to powiedzieć... większych.

Ji-min uśmiechnął się nikczemnie.

— No właśnie, dlatego pytam, czy na pewno nikt ci się nie spodobał?

Tae-hyung się skrzywił. Wiedział, że obaj mówią o JK'u.

— Może i mi się podoba, ale jakoś tak... nam nie wychodzi — bąknął. — Byliśmy w sumie umówieni, ale nam przerwałeś i nie dogadaliśmy terminu i trochę głupio wyszło.

— No to idź, sam zagadaj, na co czekasz? — zaproponował Ji-min.

— Nieee — stęknął Tae-hyung. — Jakoś tak nie mam odwagi, poza tym dziś ja zamykam salon, będzie późno, nie mam czasu. To głupie iść i kogoś namawiać na spotkanie o tej godzinie.

— Mogę zamknąć za ciebie — zaproponował Ji-min. — Mieszkam przecież nad salonem. To nie problem.

— A klientki też za mnie obsłużysz? — zapytał z pretensją.

— No nie, masz rację.

— No właśnie.

Ji-min jednak uśmiechnął się pod nosem i złapał za telefon. Napisał do Yoongiego: On dziś zamyka. Dwudziesta to idealna pora.

Około szesnastej Tae-hyung został sam w salonie. Jedna klientka mu wypadła i miał okienko. Zaczął sprzątać. W toalecie na lustrze zobaczył pająka. Takiego włochatego ze ślepiami jak iluminacje na punkcie opłat przy autostradzie. Dreszcz przebiegł mu po kręgosłupie i sparaliżował umysł. Nogi zaczęły żyć własnym życiem. Nawet nie wiedział kiedy, a już był w warsztacie na końcu zaułku.

— Ratunku! — wychrypiał.

JK otworzył szeroko oczy, widząc go w takim stanie.

— Co się stało? — zapytał szybko i w jedną sekundę znalazł się przy nim.

My bad || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz