Rozdział 9

992 67 56
                                    

Sun-joon zaśmiał się jak hiena. Jego białe równe zęby błysnęły tak samo jak drogie spinki do mankietów, ale całość dawała odrażający efekt, zmanierowanego i niebezpiecznego bubka. Snoba, któremu się wydaje, że jeśli ma pieniądze, to może manipulować ludźmi. Zastraszać ich i wykorzystywać.

— To skoro sytuacja jest już jasna, to się pożegnamy — syknął. — Wsiadaj do samochodu, stoi na ulicy i to już — rozkazał Tae-hyungowi.

Ten spojrzał na niego spod byka.

— Nigdzie z tobą nie jadę — odmówił.

Sun-joon zacisnął szczękę.

— Mam cię zmusić? — warknął i zrobił krok w jego stronę.

— Odradzam — zaoponował Ji-min, trzymając już telefon przed sobą. — Nagrywam. Policja będzie miała co obejrzeć. Proszę się stąd wynosić. Straszy mi pan klientki i nie jest pan tu mile widziany — poinstruował.

Sun-joon syknął, ale nie miał innego wyjścia.

— Jeszcze z tobą nie skończyłem — pogroził, ale poszedł w stronę wyjścia z zaułku.

JK podszedł do Tae-hyunga jak w transie.

— Nic ci nie jest? — zapytał głosem wypranym z emocji.

Tae-hyung spojrzał na niego zaskoczony, ale jego twarz nie wyrażała niczego. Patrzył na niego tępo i czekał na odpowiedź.

— Przeżyję — bąknął więc i spuścił głowę. — Nie chciałem... — zaczął, ale JK odwrócił się na pięcie i poszedł do garażu.

Nie słuchał. Nie chciał słuchać żadnych usprawiedliwień. Tae-hyung chwilę za nim patrzył, jakby chciał za nim pobiec, ale zrezygnował. Spojrzał na Ji-mina.

— Dzięki, że uratowałeś mi tyłek — powiedział skruszony. — I przepraszam, za całe zamieszanie.

Ji-min tylko wzruszył ramionami.

— Nie ma za co — powiedział zrezygnowanym głosem. — Tak mi się dłonie trzęsą, że nie umiałem wcisnąć nagrywania, ale chyba aktorem mógłbym być, co nie? — próbował zażartować, ale tak naprawdę czuł żal i zdenerwowanie.

Tae-hyung pokiwał głową, że ma rację, a potem schował się w salonie na zapleczu. Przyłożył sobie zimną butelkę z wodą do policzka i próbował przełknąć wstyd. Wiedział, że Ji-min też czuje się oszukany, jak JK. Dał mu pracę, a on wywołał tu taki skandal.

Przyszedł do niego na zaplecze razem z Yoongim. Usiadł obok i oparł się łokciami o kolana. Milczał. A Yoongi stał w progu z rękami skrzyżowanymi na torsie. Tae-hyung wiedział, że czekają na wyjaśnienie.

— Jutro już nie przyjdę — powiedział Tae-hyung. — Przepraszam cię raz jeszcze za całe zamieszanie. Jest mi wkurwę wstyd. Nie wiem, jak spojrzeć wam w oczy, a co dopiero jemu — powiedział o JK'u.

— Jak to nie przyjdziesz? — zapytał zaskoczony Ji-min. — Wrócisz do tego gada?

— Myślę, że powinieneś z nim porozmawiać — odezwał się Yoongi, mówiąc o JK'u. — Zasługuje na wyjaśnienie.

Tae-hyung spojrzał na niego skruszony.

— Co ja mam mu powiedzieć? — zapytał bezsilnie.

— Prawdę.

JK tymczasem wszedł do garażu jak w transie. Serce mu waliło w piersi i chyba zapomniał, jak się oddycha. Usiadł na skrzynce z narzędziami i opuścił głowę między kolana, obejmując ją dłońmi. Dyszał ciężko.

My bad || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz