Rozdział 2

242 27 1
                                    


- Synu, słyszałeś, co powiedziałem? – Głos ojca odrywa mnie od moich myśli, które bezustannie krążą wokół bliźniaków. Tak bardzo się cieszyły, że w końcu przyszedłem. Chciałbym je znowu odwiedzić. – Jeremy, co się dziś z tobą dzieje? – Twarz mojego staruszka wyraża zaniepokojenie. Za chwilę zacznie szczegółowe śledztwo. Tylko tego mi brakowało.

- Przepraszam, tatku. Ostatnio kiepsko sypiam i jestem trochę rozkojarzony – tłumaczę się.

- Rozkojarzony... - Mężczyzna prychnięciem daje mi do zrozumienia, że nie kupuje tej bujdy. Odkłada srebrne sztućce oraz lnianą serwetkę i wlepia we mnie wzrok. Okłamywanie go nie ma sensu, więc...

- W nocy byłem u dzieci – zwierzam się ze swoich najintymniejszych problemów.

- Byłeś gdzie?! – Ojciec ze zdenerwowaniem uderza pięścią w stół. – Chyba nie muszę ci tłumaczyć, że dzieci się jeszcze nie urodziły, prawda?! Trzymaj się
z daleka od młodego Reeda! Dość już namieszał w twoim życiu!

- Jak niby mam to zrobić, skoro bliźniaki bezustannie mnie wołają?! – Odpowiadam z równą pasją, wstając od stołu. Wyciągam z kieszeni pudełko papierosów.

- Odłóż to. – Ojciec ma awersję do tytoniu. Tym razem jestem posłuszny
i spełniam jego prośbę.

By zyskać na czasie, zaczynam nerwowo obracać w dłoniach trzymaną zapalniczkę, na której wygrawerowane są moje inicjały. Nie przynosi mi to ukojenia, więc zmieniam taktykę i wpatruję się w pokryty śniegiem zagajnik sosnowy, który widoczny jest za oknem. Atmosfera gęstnieje. Wyraźnie słyszę niespokojny oddech ojca. Zbiera się w sobie, by mnie zrugać. Żaden z nas nie chce przerywać ciszy. Dopóki milczymy, trudne tematy, ciążące nam obu na ramionach, pozostają w ukryciu.

- Jeremy... Porozmawiajmy.

Tata i ja mamy zupełnie inne charaktery. Wypracowanie kompromisu graniczy
z cudem, o czym obydwaj doskonale wiemy. Ta sprawa nie różni się od innych. Za chwilę dowiem się, że w obecnej sytuacji jedyne co muszę zrobić, to wytrwać do porodu. Zgodnie z obowiązującym prawem dzieci zostaną przy mnie. Samuela i mnie nie łączy więź. Nie uczyniłem go swoim i z całą pewnością tego nie zrobię. Gdybym umiał lepiej panować nad emocjami wystarczyłoby, abym cierpliwie odczekał cztery miesiące, a potem rozpoczął nowy rozdział życia jako przykładny ojciec.

Jednak maluchy... Nie będę głuchy na ich potrzeby! Wprost przeciwnie! Cieszy mnie, że samodzielnie wychowam moich synków. Nauczę ich wszystkiego, co jest ważne. Pozwolę rozwinąć skrzydła. I z całą pewnością nie będę zmuszał, by zajmowali się rodzinną firmą, jeśli nie będą mieli na to ochoty.

- Tato, proszę cię. Nie zaczynaj znowu. Dobrze wiem, co chcesz mi powiedzieć. Nie powinienem był tam jechać, wiem. To trudna sytuacja, ale...

- Trudna? – Ojciec nie daje za wygraną. On również wstaje od stołu.
W pierwszej chwili mam wrażenie, że podejdzie bliżej, lecz jego celem jest barek, znajdujący się po przeciwległej stronie jadalni. Nie ma jeszcze dziewiątej, a on już raczy się solidną porcją burbonu, którą i mnie proponuje.

- Nie, dziękuję. Przyjechałem bez szofera.

- Żałuj – komentuje cierpko, przełykając kilka sporych łyków. – Wracając do tematu... – Przywódca klanu Atkinsów rozsiada się wygodnie na beżowej sofie i wyciąga nogi. – Żadnych więcej odwiedzin w szpitalu, jasne? – Grozi mi palcem.

- A co z dziećmi? – Cedzę przez zęby, zapalając jednocześnie papierosa, na którego od samego początku miałem wielką ochotę.

- Dostaniesz je w odpowiednim czasie, gdy ten... Jak mu tam było?
– Mężczyzna marszczy czoło i pociera brodę.

WpadkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz