Rozdział 11

244 22 2
                                    

Budzę się wcześnie rano, lecz nie mam ochoty wstawać. Poza tym oficjalnie jestem bezrobotny, więc tym bardziej nie ma powodów, by gdziekolwiek się spieszyć. Moje ciało jest totalnie rozleniwione po wczorajszym seksie. Czuję się zaspokojony do tego stopnia, że przeszła mi chęć na porannego papierosa. Wolę zostać w łóżku i poczekać, aż bliźniaki się obudzą. Na razie jeszcze śpią.
W nocy trochę kopały. Samuel wiercił się przez to w moich ramionach, ale nie puściłem go nawet na chwilę. Dzięki poświęceniu z mojej strony jego skóra nie jest już lodowata. Przestał dygotać. Komfort dzieci znacznie wzrośnie,
a przecież głównie o to mi chodziło.

Chociaż...

Przyglądam się uważnie blondynowi, który odwrócony jest do mnie plecami. Na pierwszy rzut oka oceniłbym go jako nieśmiałego i zamkniętego w sobie. Pozory mylą. W przeciągu sekund potrafi przeistoczyć się z milczącego
i powściągliwego w prawdziwego lwa salonowego. Gdy wpada w sidła namiętności, jego osobowość całkowicie się zmienia. Pozbywa się wszystkich hamulców. I ten głos... Mógłbym bez przerwy słuchać jak dochodzi. Jest wtedy taki inny. Zatraca się. Opanowuje go pożądanie, które sprawia, że istnieję dla niego tylko ja.

Czy to możliwe, że on serio żywi do mnie jakieś głębsze czucia? Jak może mnie kochać, skoro zupełnie mnie nie zna? Naprawdę sądzi, że jestem na tyle głupi, że dam się nabrać na te jego gierki? Prawda jest taka, że członkowie klanu Reedów są w stanie posunąć się do wszystkiego. Próba zmylenia przeciwnika kilkoma smętnymi spojrzeniami nie jest niczym szczególnym.

„Tato, jeść! Jeść!"

Rozbudzone maluchy domagają się śniadania. Wyraźnie czuję ich żwawe ruchy. Samuel także je czuje, bo przeciąga się sennie, a następnie otwiera oczy. Widząc, że leżę tuż obok, na jego twarzy pojawia się cień uśmiechu. Wyraz jego twarzy określiłbym jako kamienny, lecz oczy... One zdradzają wszystko.

W pierwszej chwili ja także mam ochotę się uśmiechnąć. To miłe, że omedze było ze mną tak dobrze, że budzi się uszczęśliwiony. Nie, żebym wcześniej nie wiedział, że jestem niezły w te klocki. Po prostu seks z nim jest inny.

Wymuszony – celnie podpowiada głos rozsądku.

Właśnie, wymuszony. Z tego też powodu zachowuję się jak zwykle i ignoruję ciepły gest. Czuję niewielkie ukłucie żalu widząc, jak nadzieja piwnookiego powoli umiera. Na jej miejsce pojawia się maska obojętności i bólu.

- Idę po jedzenie. – Jako pierwszy przełamuję ciszę. – Na co masz ochotę?

Samuel spuszcza wzrok i nie odpowiada. Nadal nie potrafi uporać się
z emocjami.

„Chcemy sernik!"

Maluchy dość szybko podejmują decyzję za nas obu. Zaczynam się głośno śmiać. Bliźniaki mają jasno sprecyzowany gust kulinarny, który oscyluje pomiędzy kremem z borowików oraz ulubionym ciastem. Swoje zniecierpliwienie podkreślają kilkoma dodatkowymi kopniakami.

- Dobrze, już dobrze. Za chwilę dostaniecie swój sernik – obiecuję im, wychodząc z pokoju.

***

Dzień spędzony w domu to dla mnie miła odmiana. Zwłaszcza, że wyciszyłem telefony. Dzwonią do mnie z firmy, która nie jest już moja. Dzwoni osobista sekretarka ojca, przypominając o ważnych zebraniach. Nawet wszystko wiedzący i dzierżący pełnię władzy Nicolas Atkins zaszczyca mnie kilkoma wiadomościami, które zmuszony był nagrać na pocztę głosową. Ich treść jest dość niecenzuralna. Ojciec prawdopodobnie uważał, że jedynie blefuję. No cóż, ma pecha. Nawet wstawiennictwo mamy mu nie pomoże. Nie zamierzam wracać do pracy. Zwłaszcza w chwili, w której odkrywam zupełnie nowe „rozrywki".

WpadkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz