Valentina's POV:
Gdybym mogła wymazać się ze świata, zrobiłabym to w pierwszej minucie wykładów z filozofii. Siedziałam znudzona na samym końcu sali, momentami zerkając na profesora upodabniajającego się do Dumbledore'a, a resztę uwagi skupiałam na Fruit Ninja włączonym na ekranie tabletu. Powinny na nim być teoretycznie notatki z tego ciągłego mlaskania, ale wolałam sobie powycinać trochę owoców. Kto mi zabroni?
Obok mnie siedziała, a bardziej leżała śpiąca April, która była okropnie zainteresowana przedmiotem. Tak bardzo, że z kącika ust leciała jej ślina, i co jakiś czas wydawała z siebie dźwięk ekscytacji podobny do chrapania. Czułam lekkie poczucie winy tym, że cała sala robiła notatki, a przynajmniej stwarzała bardzo dobre pozory. Przecięłam palcem arbuza, kątem oka widząc jak dziewczyna obok mnie z zaskoczeniem patrzy na mój tablet. Zignorowałam jej oceniający wzrok, podpierając policzek na zgiętej dłoni.
Oświetloną reflektorami salę wykładową wypełniało wielu studentów siedzących na niezwykle wygodnych, czarnych krzesłach z dołączoną ławką. Rzędy z krzesłami stopniowo się podnosiły, zostawiając podest profesora na samym dole. Prawie każde krzesło było przez kogoś okupowane, ale nikt nie podniósł ręki gdy wykładowca zadał pytanie. Nie wiem, czy to było z nieśmiałości pierwszego roku, czy z trudności pytania. Nie słuchałam go, więc pytanie też mi jakoś umknęło. Okryłam się mocniej brązowym, cienkim płaszczem bo warstwa grubego, białego golfu nie zdawała się mnie porządnie ogrzewać. Dziękowałam sobie, że zaspałam i nie zdążyłam wyprasować spódniczki, ani założyć ocieplanych rajstop więc musiałam ubrać jeansy z niższym stanem. W ten sposób przynajmniej moja dupa nie ucierpiała od zimna, jakie panowało od samego wschodu słońca.
Na samo wspomnienie mrozu, jaki musiałam przeżyć by tu dotrzeć o nieludzkiej porze, poczułam na policzkach czerwoną warstwę mroźnego rumieńca.
– I w taki sposób kończymy dzisiejsze zajęcia... – zdążyłam wyłapać, więc wyłączyłam tableta, i szturchnęłam w tym samym czasie April by wstała. Podniosła się jak porażona prądem, rozglądając się wielkimi oczami po sali zbierających swoje manatki studentów. Zmieszana poszła w ich ślady, i spakowała do torby identycznego tableta, oraz butelkę wody z filtrem.
– Nie skomentuję tego, jak głośno chrapałaś. – powiedziałam, wstając z obolałego tyłka.
– A jednak skomentowałaś. – mlasnęła sennie, poprawiając rozwalonego na wszystkie strony kucyka. – Wiesz, gdyby nie to że dzisiaj jest to testowanie tortów z June to bym spała spokojnie po zajęciach. A tak to muszę to nadrobić na wykładach.
Moja pokojowa współlokatorka spała od godziny dziesiątej do godziny siódmej rano nieprzerwanym, błogim snem. Oczywiście nie przeszkadzało by mi to, gdybym nie czuła każdego ranka rozdzierającej mnie zazdrości, bo ja mimowolnie wstałam w środku nocy z roztrzęsionymi rękami i potem oblewającym moją całą twarz.
– Masakra. – westchnęłam teatralnie. – Dziewczyno, ile ty dzisiaj spałaś? Pewnie tylko dziesięć godzin...
– Możliwe.
– I jak ty wytrzymujesz z tak małą ilością snu? Ja bym nie mogła, podziwiam cię. – ociekający sarkazmem komentarz dostał w odpowiedzi uderzenie prosto w moje ramię. – Bolało.
– Miało. – rzuciła z uśmiechem na malinowych ustach. Wyszłyśmy z sali, trafiając na tłoczny korytarz. Za chwilę miałyśmy przechodzić przez połączenie dwóch budynków uczelni. Problemem było to, że składało się z pewnego rodzaju mostu z dużą ilością kolumn pod i nad sobą, więc był całkowicie wbudowany w budynki, ale mimo tego był na świeżym powietrzu. Świeżym, mroźnym powietrzu przez który ogrzewałam się ostatnią godzinę.
CZYTASZ
My Broken Artist
RomanceDRUGA CZĘŚĆ DYLOGII SZTUKI. Zniszczony poeta to najpiękniejsza forma sztuki. Christian Bradford po skrzyżowaniu życiowych dróg z skomplikowaną Valentiną Carrerą staje się zapierającym dech w piersi przykładem zdewastowanego artysty. Po wyjeździe s...