17. Qui n'avance pas, recule.

5.7K 333 184
                                    

Christian's POV:

Otworzyłem szklane drzwi biblioteki, wpuszczając do ciepłego środka chłodne, popołudniowe powietrze. Przeszkodziło to tylko kilku osobom siedzącym przy stolikach bez kurtek, wertujących grube książki, prawdopodobnie naukowe. Stoicka cisza ciążyła w powietrzu pachnącym starym papierem.

Poprawiłem kołnierz płaszcza, widząc jak Valentina manewruje małym wózeczkiem wypchanym książkami pomiędzy alejkami regałów. Przystanęła przy jednym z nich, biorąc na ręce dwie cieńsze książki, by wsadzić je trochę wyżej, niż zwykle potrafiła dosięgnąć. Stanęła na palcach, i mimo swoich butów na wysokiej podeszwie nie dosięgnęła docelowej półki.

Przechodząc przez środek parteru kilkupiętrowej biblioteki, znalazłem się tuż obok jej wózeczka.

– Dzień dobry, chciałbym założyć sobie kartę biblioteczną. – powiedziałem łagodnie, biorąc książkę z jej ręki. Bez problemu ustawiłem ją na prawie najwyższej półce.

Valentina westchnęła z ulgą, podając mi kolejną powieść. Bez przekazywania zbędnych słów zrozumiałem, że jej miejsce było na tym samym, wysokim poziomie regału.

– Nudzi ci się? – zapytała, gdy przewracałem strony starej powieści.

– Wpadłem w odwiedziny.

Brunetka oparła się głową o drewniany regał.

– Nie odpracowuję tutaj kary, żeby mieć specjalne odwiedziny. – powiedziała cichym tonem, gdy wcześniej ktoś znad stolika łypnął na nią groźnym wzrokiem.

– A otoczenie prawie jak za karę. – dodałem, biegnąc palcami wzdłuż książek na jej jeżdżącym stojaczku.

Wyprostowała się, biorąc głęboki oddech. Ale nie wydawała się zirytowana, jak w większości czasu, gdy ze sobą musieliśmy przebywać.

– Jak się czujesz? – zapytała delikatnym tonem.

– Lepiej. – odparłem zgodnie z prawdą. – Źle, ale lepiej. – naprostowałem.

Pokiwała głową, rozumiejąc przekaz.

Kilka dni temu przyszła do baru, w którym siedziałem. Groźbą mnie z niego wyciągnęła, i choć byłem napruty jak najgorszy alkoholik, pamiętam każdy szczegół tych maksymalnie trzech godzin. Jak ogromne ciepło uwalnia się z jej ciała, choć dłonie pozostają zimne. Jak jej zapach staje się bardziej intensywny, gdy przytuli się do niej swoją głowę.

Jak jej bluzka idealnie wchłaniała każdą moją łzę, jakby była stworzona tylko do tego by pochłonąć cały mój smutek w bezsilnym łkaniu.

Valentina przez ten cały czas nie postanowiła mnie ocenić. Tego, jakim aktem słabości jest rozpłakanie się po całej flaszce wódki, choć płakać chciało mi się nawet na trzeźwo. Nie opuściła mnie w najgorszym momencie, by ulżyć sobie po tym co stało się trzy lata temu. Zachowała swoją urazę w kieszeni, jeśli ją jeszcze ma. Ja nie miałem. Nie śmiała się ze mnie, tylko mnie przytuliła.

Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułem, że to ktoś dba o mnie. Jakbym przez ten cały czas bycia pusto wysłuchiwanym, zostałem w końcu zrozumiany.

Rozsypałem się na milion kawałków, leżąc przytulony do jej klatki piersiowej, i tylko ona potrafiła złożyć mnie na nowo.

– A Ivan? Pogodziliście się?

– A byliśmy pokłóceni?

– No, słyszałam że prawie się pobiliście. Więc podejrzewam, że nie skoczył ci do ramion, gdy z nim rozmawiałeś.

My Broken ArtistOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz