Rozdział 15

1.1K 90 29
                                    

Mogłem przysiąc, że wszyscy ludzie wokół mnie słyszeli, jak wali mi serce. A waliło, i to jak bardzo. Myślałem, że za chwilę dostanę zawału. W najlepszym wypadku zemdleję.

Chociaż przez całe życie chodziłem na tego typu uroczystości, i masa alf mnie dotykała, zdecydowanie gorzej niż w tym momencie Shoto, ale i tak cholernie się bałem. Ten stres był ogromny. Nie dawałem sobie z nim rady od kąd pamiętam.

Bezsenność, wymioty, omdlenia. To była już codzienność. A ja nadal nie mogłem się do niej przyzwyczaić.

Bo czy istnieje inne życie?

Czy mógłbym żyć inaczej niż teraz?

Bo nie chcę umierać.

Nie, gdy poczułem choć trochę szczęścia.

Nie, gdy poznałem Katsukiego.

Ale gdy Shoto mi się oświadczy, to będzie koniec.

Koniec nas, czyli koniec mnie. Kompletny koniec.

On znajdzie rozwiązanie.

Kim jesteś?

Twoim wewnętrzym "ja".

Przepraszam, ale nic nie rozumiem...

Nie musisz. Ufasz mu?

Czy ufam Katsukiemu? Tak. Bardziej niż sobie. Bardziej niż komukolwiek.

To mu zaufaj. On znajdzie rozwiązanie.

Nadal nic nie rozumiem...

Halo?

Otrząsnąłem się z transu, gdy alfa obok mnie nasilił swoje feromony. Westchnąłem, opierając się na jego ramieniu. Nie chciałem tego. Chciałem od niego uciec. Jak najdalej. Ale gdyby nie to, upadł bym na ziemię. Niezmiernie kręciło mi się w głowie. Coraz bardziej.

Nie miałem nawet siły myśleć o tym dziwnym głosie w mojej głowie.

Chyba to sobie wymyśliłem...

Ale Todoroki nie przestawał.

Wzmacniał swój zapach i wzmacniał.

Bawił się mną. Bo tym dla niego byłem. Zabawką.

Bo tym właśnie jestem. Dziwką i maszyną do rodzenia dzieci.

Niezauważalnie pociągnął mnie za sobą, gdy zaczęliśmy schodzić w dół, na salę balową.

Ledwo przytomnie stawiałem kroki.

Nie mogę teraz zemdleć. Rodzice mnie zabiją... Shoto mnie zabije... Nie mogę przynieść im tamiego wstydu...

Miałem mroczki przed oczami. Bardzo duże. Myślałem, że naprawdę zemdleję. Nie jadłem nic od trzynastu dni. W między czasie Shoto trochę się mną pobawił. Tata też. Przyprowadził nawet ostatnio kolegów z loży. Musieli się odstresować po ciężkim tygodniu. A takie zabawy zawsze są bardzo męczące.

Na dodatek w ostatnim czasie jesień zbliżała się wielkimi krokami. Z dnia na dzień było coraz zimniej. W moim pokoju ogrzewanie zostało wyłączone. Moja mama wyczytała, że od niskiej temperatury można schudnąć.

Katsuki przynosi mi leki. Głównie jakieś witaminy. Nie wiem dokładnie, co to. Czuję, jak pomagają. I to ogromnie. Jednak teraz nawet z nimi jest coraz gorzej.

Nie wiem jak, ale dałem radę zejść na sam dół. Nie o własnych siłach, ale dałem radę.

Na podłodze stanąłem odrobinę pewniej niż na schodach. Nadal jednak musiałem mocno się trzymać Shoto. Jego zapach nie pomagał mi ani odrobinę. Ale musiałem iść przed siebie.

Ludzie tworzyli nam taki trochę korytarz, ustępując nam drogi na środek sali, gdzie miał odbyć się pierwszy taniec wieczoru.

Chciałbym zatańczyć go z Katsukim. Tak jak wtedy w deszczu, i na poprzednich balach. On jest taki delikatny...

Nie chciałem, żeby Shoto mnie dotykał. Lecz byłem zmuszony oprzeć się o niego jeszcze bardziej, żeby nie upaść. Widziałem kontem oka, jak prześmiewczo się uśmiecha. Nie miałem siły już na to reagować.

To on prowadził nasz taniec, podczas gdy ja byłem pół przytomny. Był agresywny, w żadnym razie delikatny.  Wiedział, że ma nade mną całkowitą władzę. Że nie mogę z tym nic zrobić. Że zostanę jego dziwką. Że już nią jestem.

A ja i tak nie chciałem umierać. Jeszcze nie teraz. Chciałem spędzić jak najwięcej czasu z Katsukim. Wiedziałem, że nie ma dla mnie ratunku, tak samo jak dla mojego życia i mojej przyszłości. Ale chciałem zaczerpnąć jak najwięcej z teraz. Mimo, że jadłem coraz mniej. Mimo, że oprócz mojego taty i jego kolegów dołączył Shoto, żeby mógł się mną odstresować. Mimo, że byłem tak naprawdę zwykłą dziwką, i maszyną do rodzenia dzieci.

Bo każdy dzień, który był dla mnie męką, wytrzymywałem tylko po to, żeby potem spędzić parę godzin z Katsukim. Bo on dawał mi szczęście. Był moim szczęściem. Podarował mi coś, czego nie dał mi wcześniej nikt inny.

Myślę, że to mogła być miłość. Nawet, jeśli nieprawdziwa. Nawet, jeśli mnie nie kochał. Rozumiałem to. Ja też bym siebie nie pokochał. Ale sprawiał, że byłem szczęśliwy. Chociaż przez te parę godzin, ale byłem.

Bo Katsuki był dla mnie wszystkim, a ja dla niego niczym.

Zasługiwał na kogoś lepszego. Bo ja, szczerze mówiąc, byłem najgorszym wyborem, jaki mógłby być. A Katsuki miał ich dużo. Bardzo dużo. Każda omega się za nim uganiała.

I chciałem myśleć, że on też coś do mnie czuje. Przecież przychodził na mój balkon każdej nocy. Do mnie, nie do kogokolwiek innego. Poświęcał mi każdą wolną chwilę. Mnie. Nikomu innemu.

Zaczynałem myśleć, że może on naprawdę mnie lubi. Nie kocha, tak jak ja jego. Bo mnie nie da się pokochać, ale chociaż robi to wszystko szczerze. Że nie uważa mnie za zabawkę dla alf.

Ale gdy taniec się skończył, miałem okazję odejść na bok. Mało co kontaktowałem, ale jeszcze trochę świadomości miałem. I wtedy podszedł do mnie Katsuki.

A na sobie miał zapach innej omegi.

• 𝑭𝒊𝒏𝒅 𝑴𝒆 • bakudekuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz