Rozdział 26

875 92 23
                                    

Biała suknia. Długa, do samej ziemi p̶i̶e̶k̶l̶a̶. Pięknie się błyszczy i mieni w̶ m̶o̶i̶c̶h̶ l̶z̶a̶c̶h̶. Jest wygodna n̶i̶e̶ m̶o̶g̶e̶ o̶d̶d̶y̶c̶h̶a̶c̶ Niczego jej nie brakuje, leży na mnie idealnie t̶o̶ n̶i̶e̶ j̶e̶s̶t̶e̶m̶ j̶u̶z̶ j̶a̶.

Kim jestem?

Zimno mi.

Kim jestem?

Za gorąco.

Ze środka słychać już melodię graną na organach. Wszystkie moje wnętrzności nagle chcą znaleźć wyjście. Mam wrażenie, że za chwilę je wszystkie zwymiotuję. I tak nic po mnie nie zostało. Nic.

Todoroki jest już w środku. Tak myślę. Nic mi nie powiedziano, odnośnie naszej ceremonii. Zacząłem wchodzić do środka. Przy boku mam dwóch umięśnionych mężczyzn, alf. Wokoło stali ludzie. Przylatrywali mi się. Wiedziałem o tym, choć głowę trzymałem spuszczoną. Czułem się jak w klatce. Byłem tylko na pokaz. Tylko do stworzenia potomka królowi. Od dzisiaj również mojemu.

T̶o̶ K̶a̶t̶s̶u̶k̶i̶ j̶e̶s̶t̶ m̶o̶i̶m̶ k̶r̶o̶l̶e̶m̶, m̶o̶j̶a̶ a̶l̶f̶a̶.

N̶i̶e̶ T̶o̶d̶o̶r̶o̶k̶i̶

Nogi ledwo utrzymywały moje ciało. Chyba podczas ostatnich dni schudłem. B̶a̶r̶d̶z̶o̶. Miałem wrażenie, że w każdej chwili mogłem umrzeć. J̶u̶z̶ u̶m̶a̶r̶l̶e̶m̶. Tak po prostu u̶m̶a̶r̶l̶e̶m̶. Mogłem polecieć na ziemię, zamknąć oczy, i już ich nigdy nie obudzić. C̶h̶c̶e̶ t̶e̶g̶o̶.

P̶r̶o̶s̶z̶e̶, n̶i̶e̶c̶h̶ t̶o̶ s̶i̶e̶ s̶t̶a̶n̶i̶e̶.

Ale się nie stało.

Wszedłem do katedry. Nie wierzyłem, że chodzę. Że moje nogi nadal potrafią mnie utrzymać. Patrzyłem się tępo w białą suknię ślubną. Była taka czysta s̶p̶l̶a̶m̶i̶o̶n̶a̶ m̶o̶j̶a̶ k̶r̶w̶i̶a̶.

Ostatnie szmery ustały. Świat ucichł, żeby patrzeć na chwilę mojego zniewolenia. Na to, jak Todoroki mnie oznacza z̶a̶b̶i̶j̶a̶. Jak zostaje moim alfą t̶o̶ K̶a̶t̶s̶u̶k̶i̶ j̶e̶s̶t̶ m̶o̶i̶m̶ s̶l̶f̶a̶

Małymi kroczkami szedłem do ołtaża. To chyba trwało wieczność. Chciałem jak najbardziej przedłużyć tą chwilę, ale gdybym nawet próbował, nie miałem tyle siły, żeby iść szybciej. Z̶e̶m̶d̶l̶e̶j̶e̶ Obraz wirował mi przed oczami. Nie wiedziałem już, czy śnię. Z̶e̶m̶d̶l̶e̶j̶e̶ Było mi tak słabo, że naprawdę wydawało mi się, że upadam. Zemdleję.

Ołtarz?

Stanąłem przed Todorokim. Tylko na chwilę się na niego spojrzałem. Nie byłem w stanie utrzymać dłużej głowy tak wysoko.

Chyba mi odpadnie.

Szaro-niebieskie oczy alfy miały w sobie to co zawsze. Podniecenie. Pożądanie. Chęć mojego cierpienia. Bo jestem omegą. B̶o̶ j̶e̶s̶t̶e̶m̶ s̶o̶b̶a̶. P̶r̶z̶e̶c̶i̶e̶z̶ m̶n̶i̶e̶ n̶i̶e̶ m̶a̶.

I wtedy na chwilę mój umysł przywołał do mnie Katsukiego.

On patrzył się na mnie inaczej.

K̶o̶c̶h̶a̶l̶ m̶n̶i̶e̶? K̶o̶c̶h̶a̶l̶ m̶n̶i̶e̶? K̶o̶c̶h̶a̶l̶ m̶n̶i̶e̶?

Kochał mnie?

Dziękuję, Katsuki.

Obok nas stanął nie wiadomo kto, nie wiadomo z kąd, nie wiadomo kiedy. Zaczął coś mówić. Nie zależało mi na słuchaniu tego, co mówi. Myślałem o Katsukim.

Może znalazł sobie inną omegę? Oby tak. Jest taki dobry... Zasługuje na dobrą omegę. Ciekawe, czy jest szczęśliwy. Oby tak. Zasługuje na szczęście. Ciekawe, czy czasami o mnie myśli...

J̶a̶ o̶ n̶i̶m̶ c̶a̶l̶y̶ c̶z̶a̶s̶. T̶a̶k̶ b̶a̶r̶d̶z̶o̶ g̶o̶ k̶o̶c̶h̶a̶m̶...

Tęsknota chyba przebiła mi serce. U̶m̶a̶r̶l̶e̶m̶

Nie rejestrowałem tego, co działo się wokół mnie. Mnie to już nie obchodziło. Było mi wszystko jedno. Czy żyję, czy nie. J̶a̶k̶ d̶o̶b̶r̶z̶e̶, z̶e̶ K̶a̶t̶s̶u̶k̶i̶ j̶e̶s̶t̶ b̶e̶z̶p̶i̶e̶c̶z̶n̶y̶. Z̶e̶ n̶i̶c̶ m̶u̶ n̶i̶e̶ g̶r̶o̶z̶i̶. Z̶e̶ j̶e̶s̶t̶ w̶o̶l̶n̶y̶. Z̶e̶ j̶e̶s̶t̶ s̶z̶c̶z̶e̶s̶l̶i̶w̶y̶.

Jest?

J̶e̶s̶t̶.

O̶n̶ n̶i̶e̶ j̶e̶s̶t̶ m̶i̶ o̶b̶o̶j̶e̶t̶n̶y̶. M̶i̶a̶l̶e̶m̶ d̶l̶a̶ n̶i̶e̶g̶o̶ z̶y̶c̶. C̶z̶e̶m̶u̶ u̶m̶i̶e̶r̶a̶m̶? C̶z̶e̶m̶u̶ u̶m̶a̶r̶l̶e̶m̶?

Poczułem oddech na moim karku. I wtedy zdałem sobie sprawę, że to t̶e̶n̶ czas. Shoto miał mnie oznaczyć, a w mojej głowie przewinęło się całe życie. To życie, kiedy naprawdę żyłem. I zdałem sobie sprawę, jak wiele utraciłem, umierając. Byłem taki szczęśliwy. Czułem się kochany. B̶y̶l̶e̶m̶ k̶o̶c̶h̶a̶n̶y̶ On się o mnie tak troszczył, dbał. K̶o̶c̶h̶a̶l̶ m̶n̶i̶e̶.

Czy jest szansa, żebym jeszcze to miał?

I jestem ciekaw, jak by to wszystko było, gdybym tego nie zrobił.

Bo ja też postanowiłem zawalczyć o nas.

Moje ciało samo się ruszyło. Nie myślałem. Pierwszy raz w życiu się komuś postawiłem. Tylko dlatego, że w mojej głowie pojawił się cień szansy, żebym jeszcze kiedykolwiek ujrzał mojego ukochanego.

Wtedy albo nigdy.

Wtedy.

To trwało ułamek sekudny. Odsunąłem się od alfy, dokładnie w tym samym momencie, w którym wgryzł by mi się w obojczyk. Świat wokół wirował wraz z moją głową, ale nadal stałem na nogach. Chyba ludzie w ławkach westchnęli oburzeni moim zachowaniem.

W oczach Shoto zapanowała wściekłość. Rzucił się na mnie, ale przeszkodził mu w tym wybuch, który nastąpił za ścianą katedry. Okno nad nami rozsypało się, i poleciało do środka.

Wszyscy zaczęli krzyczeć, przepychać się między sobą. Na zewnątrz nastąpiły kolejne wybuchy. Straż zaczęła prowadzić ich do wyjścia. To działo się tak szybko. Nie zarejestrowałem momentu, w którym król wepchnął mnie w ręce jednemu z żołnieży. Chyba kazał mnie gdzieś przenieść. Nie wiem. Potem wszystko widziałem jak za mgłą. Dym wleciał do budynku, jakby coś się paliło. Moje płuca zapiekły, a ja zamknąłem oczy. Zacząłem słyszeć uderzanie mieczem o miecz. Kolejne krzyki ludzi.

To chyba sen.

Wrzaki. Więcej rozpaczliwych wołań o pomoc. Zapach spalenizny, krwi. A ja nie miałem siły otworzyć już więcej oczu.




• 𝑭𝒊𝒏𝒅 𝑴𝒆 • bakudekuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz