Rozdział 4

14 9 0
                                    

Ledwo co się położyłam. Usłyszałam głos mojego telefonu. Zobaczyłam, że dostałam wiadomość od Caro.
Caro: Lucy muszę ci coś powiedzieć.
Boże w co ona się znowu wpakowała?
Ja: Co się stało?
Caro: Wydaję mi się, że Jake zwariował.
Czyli przynajmniej wiem co się święci.
Ja: A na jakiej podstawie?
Nie otrzymałam odpowiedzi, po chwili jednak mój telefon znowu zawibrował.
Caro: Niemożliwe, jeszcze teraz stoi pod moim domem z kwiatami!
Ja: To lepiej się zajmij swoim gościem;)
Odłożyłam telefon na szafkę nocną. Powieki mi tak ciążyły, że nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

Obudził mnie telefon.
- Co się znowu stało!?- powiedziałam do siebie przecierając oczy.
Zobaczyłam na ekranie napis ,,Den". Odebrałam.
- Lucy!- powiedział głosem pełnym emocji Den- Wiem, że nie powinienem dzwonić o tej porze.
- Mów lepiej co się stało!- rozkazałam wybita z rytmu.
- Jake i Caro mieli wypadek.- powiedział i załamał mu się głos.
- Co się dokładnie stało?- powiedziałam i poczułam, że do oczu zaczynają napływać mi łzy.
- Wjechał w nich inny samochód. Kierowca był pijany. A oni wylądowali w rowie prosto na drzewo. Jakiś facet to zobaczył i wezwał karetkę. Przyjechała i od razu pojechali do szpitala w Houston.
- Żyją?- zapytałam obawiając się o ich stan.
Zapadła chwila ciszy.
- Den?
- Są w ciężkim stanie, ale żyją.
- I co teraz?
- Teraz ubieraj się, a ja zaraz będę pod twoim domem.
- Ok.- odparłam i się rozłączyłam.

Pospiesznie ubrałam się w ciepły dres. Wzięłam plecak, który był spakowany na jutro do szkoły, gdyż nie wiedziałam ile zajmie nam wyjazd do szpitala. Zeszłam na dół i zostawiłam na stole kartkę. Napisałam, że pojechałam do szpitala, bo Caro miała wypadek. Właśnie wtedy mój telefon się rozświetlił i zobaczyłam wiadomość od Dena.
Den: Już jestem.
Ubrałam szybko adidasy nie dbając o to, że ich nie zawiązałam.
Przed bramą wyjazdową stała taksówka. Wydaje mi się, że zamknęłam dom. Nie dbałam jednak o to. Biegłam tak szybko jak pozwoliły mi na to moje nogi.

Otworzyłam drzwi taksówki.
- Den!- powiedziałam i nie zwracając na nic uwagi przytuliłam go. On nie odrzucił tego gestu wręcz przeciwnie objął mnie jeszcze mocniej. Wydało mi się, że właśnie tego potrzebowałam i ja i on.
- Do szpitala w Houston. - poinformował Den taksówkarza. Były to jak narazie najgorsze chwile w moim życiu. Dopiero teraz gdy byłam w objęciach Dena zrozumiałam, że dwie ważne osoby w moim życiu mogą zaraz umrzeć. Czułam , że i on zdaje sobie z tego sprawę.
- Lucy, wiem, że nie jest łatwo, ale musimy to jakoś wytrzymać. Jesteś głodna?
- Nie jadłam nic od 19. - odpowiedziałam.
- Tak myślałem.- i wyciągnął z plecaka pączka.- Słodki jak ty.- dodał.
Spowodowało to nikły uśmiech na mojej twarzy. Zjadłam go.
- Jesteśmy na miejscu.- poinformował nas kierowca, po półgodzinnej drodze.
- Dzięki.- odparł Den i zapłacił taksówkarzowi.

O Włos Od ŚmierciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz